piątek, 9 stycznia 2015

Igrzyska ocalenia rozdział 8 "Mordercza zabawa"

UWAGA Jeśli nie masz ochoty czytać o krwawych scenach zabijających się zwierząt i rozszarpywania ludzi... nie czytaj tego rozdziału.

  Jej oczy leniwie się otworzyły, ale o dziwo nie ujrzała światła poranka. Przetarła dłonią powieki po czym ziewnęła przeciągle. Nie miała ochoty wstawać tak od razu. Czuła w swoich objęciach miękką, aczkolwiek dość ciężką i ruszającą się poduszkę Czyżby jej mały pudel Flafin znów wpakował się do jej łóżka? Przymknęła oczy ponownie i wtuliła się w niego. Zwierzę poruszyło się sennie, dalej nie budząc. Coś było jednak nie tak... Ten zapach... To nie mogła być nieskazitelna woń szamponu, jakim Anastazja myje swojego psa.
Przeniosła więc lekko stworzenie na swoje kolana, tak, że nawet się nie zorientowało, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym do tej pory przyjemnie sobie śniła. Ciemność ogarniała ją z każdej strony, toteż trochę minęło zanim przyzwyczaiła się do niej. Jej źrenice rozszerzyły się aby wyraźniej uchwycić wszystko co zamierzała przeanalizować.
Kawałki drewna, leniwie bujające się u sufitu. Drobiny ziemi przemieszane z ugniecioną trawą zaraz pod jej palcami u rąk, którymi podpierała się w tamtej chwili. Zapach próchna... Cienkie, pomarszczone korzenie przy ścianach... I jeden, wielki otwór oddalony od niej jakieś trzy metry. Aby się tam dostać musiałaby ominąć ciała śpiących koleżanek i kolegów.
Anastazja wzdrygnęła się nieco zlękniona całą sytuacją, jednak pamięć zaczęła wracać do niej bardzo szybko. Gra... Ach racja. Przecież dziewczyna stała się częścią gry o życie jednej, jedynej istoty jaką była blada, wątła Oliwia. Jedna łezka strachu zakręciła się w jej oku, po czym przetarła ją drżącą dłonią. Przesunęła jeszcze trochę jelonka albinosa, który smacznie pochrapywał jej na kolanach, po czym usiadła sobie po turecku. Spojrzała przed siebie, w otwór wydrążony w drzewie i jęknęła cicho. Zmrużyła oczy, usiłując powstrzymać resztę rozkojarzonych i przerażonych łez.
-Amelia...- wyszeptała z trudem, mając gulę w gardle. Coś blokowało jej słowa, nie dając jej przy okazji trzeźwo myśleć- Gdzie jesteś? Żyj... Amelia...- ta prośba była oczywiście... zdaniem Anastazji niemożliwa do spełnienia. W końcu jej najlepsza przyjaciółka opuściła grupę w środku ciemnego lasu, co było wręcz niedopuszczalne, zakazane... A za nią pognał Evan... I na te myśli dziewczyna rozpłakała się gorzko, chowając twarz w brudnych dłoniach. Szlochała cicho, z wielkim żalem. Nie potrafiła się powstrzymać. To obudziło kogoś jeszcze, koleżankę z klasy, z którą kontaktu, jedna z bliźniaczych przyjaciółek nie miała najlepszego.
Kate żywo otworzyła oczy, a potem zamrugała nimi i zwróciła się w kierunku głosów, jakie rozbrzmiewały w kryjówce. Z trudem wśród cieni dostrzegła Anastazję Jednak... Nie specjalnie miała ochotę wstawać do niej i ją pocieszać toteż nie ruszyła się wcale. Czekała tylko dłuższą chwilę aż płacz sam przejdzie, a tamta stwierdzi, że był bezcelowy. W takiej sytuacji, krótkowłosa mogłaby rozpocząć nocną konwersację. Owszem... było bardzo późno. Wbrew temu co myślała Anastazja, do dnia było jeszcze daleko, a paskudne, krwiożercze bestie, te straszniejsze, dopiero wstawały z legowisk.
Aż w końcu na chwilę zapanowała cisza. Ostatnie słone krople wsiąkły w ziemię a dłonie dziewczyny opadły bezwładnie na ziemię. Oparła się głową o ścianę schronienia i zerknęła na śpiące, urocze stworzenie. Strzygło leciutko małymi uszkami, uspokajając..
-Wszystko okey?- usłyszała obok, po czym wzdrygnęła się przestraszona oglądając. Na kolanach, w nieco zdartych dżinsach siedziała Kate, spoglądając na osobę do której dopiero co skierowała pytanie. Tamta natomiast skinęła cicho głową, po czym znów skoncentrowała się na swoim podopiecznym. Tak ponownie zapanowało chwilowe i złudne milczenie.
-A więc... Hm... Ciekawa jestem co to za rodzaj drzew.- pomyślała na głos krótkowłosa, lekko się uśmiechając. To nie jej wina, że obudzona w środku nocy zaczęła się nudzić, prawda? Na dodatek jej towarzyszka nie miała zamiaru przyjaźnie sobie pogawędzić, wolała płakać w milczeniu, skupiając się na śpiących stworzeniach. Teraz jednak pragnęła, zmieszana i nie w humorze, odpowiedzieć coś. Otworzyła już nawet usta, by wyrazić swoją nieznaczną opinię gdy...
 Ciarki przeszły po plecach dziewcząt. Głośny ryk tuż obok drzewa w którego wnętrzu się ukrywały, zmroził im krew w żyłach. Jakaś wielka bestia szukała tam pożywienia, tak bardzo blisko... Obie były pewne, że to coś jest tak olbrzymie, że gdyby chciało powaliłoby tę kryjówkę która oddzielała je od śmierci i pożarło je żywcem. Zamarły więc obie. A wtedy usłyszały coś jeszcze. Ciche popiskiwanie zbudzonego stworzonka, które gdzieś tam na zewnątrz walczyło o swoje życie. To brzmiało... jakby jakaś istotka na cieniutkich, małych nóżkach uciekała w popłochu przed potworem, który jednym ruchem może je zmiażdżyć a potem na surowo połknąć..
 Po chwili głośniejsze skomlenie i.... gruchot kości. Łowca chwycił zdobycz w pysk i kłami wbił się w jej ciałko, zmiażdżył kości... wnętrzności wyssał jak wampir krew po czym głośno ryknął, oblizując się po posiłku długim, wężowatym językiem.
-Boję się.- pisnęła Anastazja, wtulając się w swoje własne kolana. Bez Amelii bała się prawie wszystkiego, nie mówiąc już o takim polowaniu, jakie słyszała chwilę przedtem. Kate nie potrafiła wydobyć z siebie nic... Dygotała ze strachu, siedząc wciąż tak samo jak siedziała przed wydarzeniem.
Gdyby tylko ta zabawa potwora odbyła się raz... Zabijał on coraz to więcej istnień, a te skomlały coraz głośniej, parami, trójkami.... rodzinami. Stadami... W końcu ciche dźwięki konania przepełniały całą kryjówkę uczniów, i ta mordęga trwała półtorej godziny, bez przerwy. Coraz to głośniejsze gruchotanie... kroki drapieżnika. Momentami były tak mocne, że ziemia pod stopami Kate trzęsła się niesamowicie, zupełnie jakby zdobycze były zbyt szybkie dla bestii i kazały jej za sobą ganiać.. to jednak nic nie zmieniało, potwór był w stanie dogonić je wszystkie...
Serca koleżanek biły tak szybko, jakby zaraz miały się na zawsze zatrzymać. Aż w końcu mordercza zabawa dobiegła końca. Zabójca, z napełnionym żołądkiem słyszalnie oddalił sił od kryjówek w pniach drzew i dopiero wtedy, drobna ulga zapanowała pomiędzy śpiącymi ludźmi. Anastazja jęknęła wtedy cicho, ze strachem i zamknęła oczy.
-Dla-dlaczego jesteśmy tutaj.... w środku nocy!- krzyknęła, czując wzrastające napięcie. Mały jeleń albinos poruszył się niespokojnie, ale tylko Kate to zauważyła. Próbowała powstrzymać znajomą z klasy przed krzykiem, ale ta nie dawała za wygraną.- Zostaw mnie...- wtedy złapała się za głowę. Jej umysł nie był w stanie znieść nadmiaru przerażenia. Najpierw straciła przyjaciółkę potem przeżyła podróż po mrocznym lesie... a teraz jest świeżo po jakiejś grze o życie, małych, niewinnych istot.- Zabijał je jakby to było na porządku dziennym! Ile... Ile tam teraz jest krwi... Nie! Nie zniosę tej gry! Zabij mnie!- tu złapała za barki Kate i potrząsnęła nią mocno, aż zbyt, co nie było podobne do dziewczyny.  Widać było gołym okiem, że jest ona na granicy szaleństwa.
-Anastazjo...- krótkowłosa, potrząsana, mimo wszystko spokojnie podeszła do sprawy. Chciała śmierci? Z pewnością nie... nie była z tych, którzy mogliby pozwolić tak łatwo i bez strachu na odebranie sobie życia.- Musisz myśleć trzeźwo... Jesteś na pewno bardzo zmęczona, co?- ale to nie był powód. Załamanie psychiczne nie wynikało z braku snu tej nocy. Gdyby tak było, skutkiem nie była by chęć zabicia się.
-Nie muszę!- dziewczyna przecząco, żwawo potrząsnęła głową. Wtedy w kryjówce rozległ się jeszcze jeden dźwięk. Cichy pisk z gardełka małej istotki, leżącej nieopodal Anastazji. Jelonek albinos wstał na równe nogi. Całe jego ciałko drżało z przerażenia. Jego serce napełniło się strachem, z powodu krzyków dziewczyny. Teraz przestało być ufne. I puki obie siedziały nieruchomo, jedynie wąchało powietrze, nie spuszczając z nich wzroku... Jednak wtedy właśnie nastąpiło to... Anastazja machnęła ręką nagle, nie wiedząc do końca co pragnie uczynić.
Istotka pisnęła znów po czym odwróciła się gwałtownie i pognała na swoich krótkich nóżkach wprost przez wyjście z kryjówki. Serca im stanęły. Kate była pewna, że czeka go już tylko śmierć nie mając pojęcia, że jej towarzyszka.... zechce od razu gonić go i ratować.
Blondynka wstała i nie minęła nawet drobna chwila, gdy znalazła się już przy otworze w pniu drzewa. Wyjrzała niepewnie na zewnątrz, ale ponieważ panowała ciemność, nie mogła zobaczyć niczego niepokojącego... analogicznie przestała się zastanawiać i już miała wyjść gdy...
-Stój!- krzyknęła drżącym głosem krótkowłosa.- Zamierzasz tam teraz wyjść?!- ale nie otrzymała odpowiedzi... Gdyby powiedziała coś jeszcze, to nie dotarłoby i tak do Anastazji gdyż... Nie było jej już w tej pozornie bezpiecznej strefie. A dusza Kate była tak przerażona, że ta nawet nie drgnęła. Usiadła tylko skulona na ziemi, mając nadzieję, że przed świtaniem w tym otworze w drzewie znów ujrzy swoją koleżankę z klasy...
Ciche kroki blondynki nie złamały po drodze nawet jednej gałęzi. Czyżby żadna wielka, wysoka bestia nie strąciła ich z drzew? Czy może po prostu dziewczyna miała takie szczęście, że jej ruchy omijały kawałki drzew z gracją?
Z każdej strony teraz otaczała ją nieokiełznana czerń. Gdzie nie by spojrzała, pełna niepokoju, tam nie ujrzałaby zupełnie nic. Słychać było jedynie szum liści należących do tych wysokich drzew otaczających polanę. Wiedziała też tyle, iż nie zdążyła jeszcze opuścić jej granic, podłoże znacznie różniło się od tego leśnego. Celem jednak tego samobójczego zachowania, była chęć niesienia ratunku dla jelenia albinosa... Niestety zwierzę lepiej od człowieka potrafiło odnaleźć się w takim miejscu w nocy... a biedna, struchlała Anastazja nie miała o przetrwaniu żadnego pojęcia.
Niespodziewanie za jej plecami coś zaszeleściło tak tajemniczo, że serce podeszło jej do gardła. Spanikowana odwróciła się za siebie, ale nie było tam nic, zupełnie nic co mogłaby zobaczyć. Nawet od nocnego księżyca biła ciemnoszara poświata, nie sugerująca w ogóle, iż odbija on światło słońca.
Dziewczynę dobiegły jeszcze inne tak samo nagłe dźwięki, jak ten szelest. Pomruki... odległe piski zarzynanej zwierzyny... kroki bestii... Nie potrafiła znieść tego w miejscu, które uchodziło za bezpieczne... co dopiero mogła poczuć w tak wielkiej pustce jak ta... do której wbiegła. Jak mogła być tak głupia i porwać się na coś takiego!? Ale na zmianę decyzji było już za późno. Nawet jeśli nie odeszła zbyt daleko od drzewa, nie mogłaby już do niego w żaden sposób wrócić. Nie znała kierunku z którego przyszła... Ani też poziomu zagrożenia w miejscu w którym stała. Była na wyciągnięcie ręki dla pierwszego lepszego, niedoświadczonego drapieżnika, nie mówiąc już o tych mistrzach skradania się, których ofiary do ostatniej chwili nie miały pojęcia co je czeka.
Kolejny głośniejszy już odgłos, jakby świst powietrza wydobywającego się szybko z nozdrzy jakiejś wielkiej maszyny do zabijania. Tym razem blondynka była pewna, że rozległo się to za jej plecami. Pisnęła więc cicho i zerwała się niczym maratończyk z miejsca, potykając się o swoje bose stopy, gnała przed siebie, nie widząc zupełnie nic.
Mijała krzewy... jej kroki były nierówne, zupełnie jak oddech. łapczywie pochłaniała ustami powietrze, uderzające ją w twarz. Czuła odór rozkładających się ciał... W głębi siebie wiedziała już, co spotka ją za chwilę.. Ale wedle przypuszczeń Kate, nie była osobą która dałaby się śmierci, wiedząc że zaraz ją ona dopadnie i nie ma ratunku. Ona wolała do końca mieć nadzieję. Nikłą i gasnącą, niczym zapałka... a jednak jakąkolwiek.
Tysiące wrzasków, konających głosików które nękały ją kilka chwil temu, teraz jakby w jakiejś wielkiej retrospekcji zaczęły do niej wracać. Odgłosy bestii. Gruchot kości. Nie dość, że Anastazja zupełnie nic nie widziała, to do tego teraz, zaczęła tracić władzę w nogach. Zmęczenie.... a jednak pochłaniało jej ciało.
Nagle pod jej stopami... wyczuwalny stał się dół... Czy to urwisko, czy lekkie zapadnięcie w ścieżce, którą wydeptały leśne zwierzęta. Tak ciężko było to odróżnić. Czując jednak osuwające się spod palców grudki ziemi... Dziewczyna runęła jak długa przed siebie, staczając się chwilę.. A więc jednak, przeszkoda napotkana na drodze była znacznie większa niż wgłębienie... Przypominała raczej wielki odcisk stopy bestii, świeży... wielkości całej kryjówki w drzewie.
Nie było wcale czasu na uświadamianie sobie jaki potwór mógł pozostawić po sobie coś takiego. Blondynka, cała w obdartych już ubraniach, wykończona ucieczką przed stworzeniami czyhającymi w ciemności, leżała na twarzy, na poobijanej klatce piersiowej wśród miękkiej, rozkruszonej ziemi. Oddychała ciężko.
Jej powieki, prawdopodobnie nie wyczuwały potrzeby, aby słuchać jej poleceń i nie dawały jej patrzeć. Mocno zacisnęła pięść. Łokieć.. nawet on nie był już w stanie się zgiąć. Nie potrafiła udźwignąć się na rękach i podnieść chociaż odrobinę. Leżała tak... A łzy zaczęły powoli zmywać jej brud z policzków. Szlochała znów, jak jakiś czas temu w kryjówce. Tym razem jednak, tak bardzo pewna swojego koszmarnego końca... A jednak żal był mniejszy. Jakby ważniejsza dla niej była Amelia.. nie ona sama.
-A....- wydobyło się z jej gardła. Usiłowała powiedzieć coś... jednak jej struny głosowe, jeszcze bardziej zmęczone przez płacz, odmawiały posłuszeństwa.- Am...e...- nagły powiew wiatru w odległych koronach drzew. Ciarki znów przeszły po jej plecach. Rozluźniła swoje ciało, zamknęła oczy.- Amelio... Teraz czeka mnie prawdopodobnie to samo co ciebie...- wyszeptała tak cicho, że nikt będący nawet nawet bardzo blisko, nie usłyszałby tych słów.
Nagle kolejne trzaski gałęzi. Szelesty w oddali i głośne pomruki. Coś szło, coś zmierzało jej tropem, albo zupełnie przypadkiem tamtędy się przechadzało. Było dość oczywistym, że niewiele, drapieżnik, nawet najdrobniejszy będzie czekał, zanim zabije bezbronną, blondwłosą dziewczynę. Zapłakała jeszcze raz.
-Ktoś tam jest?!- usłyszała nagle, a jej serce stanęło. Ostatnią energię włożyła w to, aby otworzyć oczy i zerknąć w kierunku, z którego ją doszły te słowa. Cień... Na tle ciemności malowała się sylwetka o kobiecych kształtach... czy może raczej dziewczęcych. Zupełnie jakby... Nagle Amelia przybyła do swojej przyjaciółki, by razem mogły odejść na tamten świat.
-Ame...- słowa stanęły jej w gardle, nie mogąc wydostać się na zewnątrz. Podjęcie kolejnych prób zawołania swojej bliźniaczki było niemożliwe... nierealne. Dlatego też blondynka leżała tylko cicho, na ziemi i czekała. Może... Może jeśli to naprawdę Amelia, podejdzie do niej i ofiaruje jej pomoc?
-Słyszysz mnie? Czy nieboszczyk?- dźwięk, zupełnie jakby dziewczyna ta zsuwała się po skarpie na dół odcisku bestii. Chwilę potem stała już nad głową Anastazji, przyglądając jej się z takiej właśnie wysokości. Nie odzywała się jednak, nasłuchując słów leżącej. Ta jednak nie mogła zdobyć się na to, aby spełnić oczekiwania przybyłej... a więc po prostu poruszyła ręką. Błagała o pomoc, ktokolwiek to był, niech jej pomoże... Zbyt bała śmierci.
-Hm?- wtedy nieznajoma przykucnęła i dłonią zwróciła twarz blondwłosej w swoim kierunku. Anastazja mogła ujrzeć jej niewyraźny zarys. Była ubrana w obcisłe ubranie ze zwierzęcej skóry. Jej ciemne, stosunkowo krótkie włosy poruszały się spokojnie w rytm lekkiego wiatru. Natomiast twarz zdawała się być najbardziej rozmazana. Niewielkie, drobne usta, duże oczy i lekko zapadnięte policzki. Kim była... Skoro w grze miała znajdować się tylko klasa, którą Oliwia wytyczyła?
-Po...Pomocy...- jęknęła, nie chcąc dłużej zawracać sobie myśli. Dlaczego tak prędko opadła z sił biegnąc przez ciemną, niebezpieczną polanę?
-Pomocy? Phy... Miałam nadzieję, że jesteś martwa.- burknęła jej nieznajoma, szturchając ją lekko koniuszkami palców. Zwracała się z wyraźnym obrzydzeniem, jakby chciała móc już teraz pogrzebać na trupa wyglądającą blondynkę. Zasypać ziemią i zostawić tak jak leży, tam gdzie jest.- Ale skoro jeszcze żyjesz... niech się tobą jakieś bestie zatrują... Z pewnością nie jesteś pożywna.- rzuciła jakby od niechcenia, po czym podniosła się na równe nogi i odwróciła. Najwyraźniej, nie była wcale przyjaźnie nastawiona do takich przybłęd, jaką stała się Anastazja. Nie mogła protestować.. Ledwo zobaczyła jak nieznajoma dziewczyna z łatwością wspina się po skarbie i znika z jej pola widzenia.
Kolejne podmuchy świszczącego wiatru... Ile jeszcze... Ile jeszcze tego dobijającego oczekiwania na śmierć? Ona już czuła... I czując to zamknęła oczy, westchnęła ciężko czując na twarzy spore grudy ziemi. Jej umysł nie był w stanie funkcjonować... a więc zwyczajnie zasnęła, będąc doskonałym i łatwym łupem dla drapieżników.
Za to wcale nie żałowała tego, że zaczęła śnić. To właśnie wtedy, jakby naprawdę zobaczyła stojącą przy niej Amelię. Ubraną w jasnobłękitną sukienkę, tę samą którą mając dwanaście lat kupiła sobie w galerii za granicą, z nadzieją, że uda jej się ją założyć na jakiś wystawny bal. Miała upięte wysoko włosy, w kok, a niesforne, urocze kosmyki opadały jej na ramiona. Lśniące kryształy w kreacji pobłyskiwały, w promieniach letniego słońca.
Obie, wraz z równie ślicznie ustrojoną Anastazją, zmierzały do szkoły, skąd dochodziła cicha, kojąca muzyka. Jakieś cudowne przyjęcie. Upojne zapachy owoców dochodzące, nie wiadomo skąd. Tańczące pary. Przystojni chłopcy w garniturach, stojący pod ścianą i komplementujący pięknie ubraną Amelię... Ale tylko ją. Anastazja jest dla nich jak gdyby niewidzialna. Zupełnie jakby nie istniała. A jednak nic nie jest w stanie zepsuć jej wspaniałego nastroju.
Wraz ze swoją przyjaciółką stają przy oknie, zza którego widać pięknie oświetlony park. Jedna z nich, ta w urokliwej, błękitnej sukni sączy nektar owocowy w delikatnej szklance, którą trzyma jedną dłonią. Patrzy w dal, widzi coś czego nie potrafi dostrzec jej przyjaciółka.
-Piękne dekoracje prawda?- pyta ją zafascynowana, czekając na momentalną reakcję. Jednak jej nie otrzymuje. Słychać jedynie jakieś ciche, zamyślone "hm". A wtedy w sercu Anastazji wzrasta lekki niepokój. Odwraca się zupełnie do Amelii.- Coś się stało?- a tamta nawet na nią nie patrzy. Wciąż błądzi wzrokiem wśród gości.- Nie jesteś szczęśliwa, że tylu chłopców zwróciło na ciebie uwagę?- próby idą na marne, zupełnie nikt jej nie odpowiada.
Aż w końcu zniecierpliwiona dziewczyna, której nikt nie pochwalił za śliczną, różową sukienkę z białą falbanką i sznurem perełek, odwraca się do tłumu i widzi, wyłaniającą się stamtąd sylwetkę. Chłopak... w śnieżnobiałym garniturze, jakby wybierał się na czyjeś wesele. Trzymając w dłoniach bukiet błękitnych róż, zmierza w kierunku przyjaciółek. Z jakiegoś powodu... Anastazja wie, że nie idzie on do niej, lecz do tej zamyślonej księżniczki obok.
Kłania się nisko, obdarowuje dziewczynę a ta rzuca mu się na szyję szczęśliwa... Nie potrafiła cieszyć się z tak wielkiego przyjęcia, dlaczego więc na widok tego niby królewicza, nagle ożywa w niej radość? Blond-włosa jej przyjaciółka, na marne stara się to zrozumieć... a przecież od tak dawna się znają...
I nagle słychać w sali niesłychany huk. W uszach wszystkich, jakby gwizdki, dzwonią... Nikt nie potrafi już zgadnąć czy muzyka dalej gra. Jedni pokładają się na ziemi z bólu, inni przerażeni uciekają przez najbliższe wyjścia ewakuacyjne... A cała sala przed Anastazją sypie się w drobny mak. Ogląda się za siebie... A Amelii z jej księciem nie ma już nigdzie... Kolejny huk, o wiele głośniejszy. Jakiś ładunek wybuchowy ląduje prawie tuż pod jej stopami, a posadzka kruszy się... Dziewczyna spada w dół... W jakąś zamgloną głębię czując ból wszystkich części ciała, które ocierają się o ostre odłamki tynku... Ścian...
Anastazja nie mogąc znieść dłużej tak przerażającego koszmaru, otworzyła oczy. Zbudziła się jednak w miejscu... o wiele gorszym od tego które sobie wyśniła. Otaczała ją znacznie mniejsza ciemność, niż w momencie w którym ostatni raz rozglądała się na jawie. Ziemi na około nie tknęła nawet jedna łapa. Zupełnie nic nie czaiło się aby poderżnąć jej gardło gdy tylko drgnie... A jednak wyczuwała czyjąś obecność. Z trudem usiadła i ujrzała.... Małe białe uszka, poruszające się na każdy drobny dźwięk, jakie otaczały ich co rusz to. Ryki, piski I wrzaski...
Jelonek, jasne stworzonko, niewielkimi oczkami wpatrywało się w twarz Anastazji. Po chwili nieco się ośmieliło i chyląc głowę zbliżyło na wyciągnięcie ręki. Dziewczyna więc bez wahania pogłaskała je po łebku... Wydało z siebie cichy pomruk i skrzywiło się.
Jego nozdrza rozszerzały się i zwężały, łapczywie pochłaniając zapach blondynki. Drobnym jęyczkiem dotknęło powierzchni jej palców, oblizało swoje wargi. Ciarki przeszły jej po plecach... Drgnęła, ale nie mogła uciec... Istota łypnęła na nią dzikszym spojrzeniem po czym... Skoczyła, z ostrymi, lśniącymi kłami, do gardła Anastazji i.... Słychać było najpierw głośny, rozdzierający las krzyk dziewczyny, myląco podobny do tego, który wydała z siebie wcześniej Amelia, oraz ciche pomlaskiwanie... przyjaznego stworzenia... Tak właśnie, wyglądał nieszczęśliwi koniec tej dziewczyny.
A dygocąca z przerażenia Kate, przycisnęła jeszcze mocniej do siebie skrawki jakiegoś znalezionego ubrania. Jej oczy były szeroko otwarte, a jednak wzrok miała nieobecny. Słyszała wszystko... I wiedziała co się wydarzyło...
-Anastazja...- szepnęła ze strachem. Czyli... jej skryta nadzieja ujrzenia koleżanki w wejściu do kryjówki... właśnie stała się niemożliwa. W zupełnej ciszy, z przerażonym sercem, krótkowłosa oswajała się z tą myślą... Ale odgłosy z zewnątrz powoli zaczęły powracać. Jakaś bestia wśród ostatnich cieni chciała znów sobie zagrać w morderczą zabawę... Rzeź mnóstwa skomlących stworzeń...

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawa historia.Nie mogę się doczekać , co wydarzy się dalej^ ^. Gościu w gajerku... hmmm...

    OdpowiedzUsuń