piątek, 16 stycznia 2015

Igrzyska ocalenia rozdział 9 "Gra zmieni ludzi"

Z samego rana wszyscy uczniowie klasy zaczęli się z wolna i leniwie budzić. Nikomu nie chciało się opuszczać tak bezpiecznego i miłego do spania miejsca, jakim była kryjówka wydrążona w starym drzewie. Jedni nawet specjalnie udawali, że wciąż śpią, aby jak najdłużej tam zostać, nie musząc narażać swojego życia. Tak naprawdę wszyscy byli wypoczęci, pomijając jedną, jedyną osobę. Kate. Dziewczyna nie spała całą noc wtulona w skrawki jakiegoś niezidentyfikowanego  materiału, przeżywając wewnętrznie śmierć Anastazji. Była pewna, że to właśnie stało się tej nocy i nie miała ochoty nikomu się tłumaczyć dlaczego nie zatrzymała koleżanki. Nie tylko czuła się okropnie ze względu na całe zajście, ale też obawiała się, że zostanie posądzona o tę śmierć.
W tym samym wydrążonym drzewie co ona, znalazł się także pewien chłopak. Nie da się ukryć, że dość często przebywał w jej pobliżu, ale nie z własnej woli. Chodziło głównie o to, że jego bliski znajomy Kasper, czuł coś wyjątkowego do błękitnookiej, zazwyczaj przez to zaniedbując ich przyjaźń. Nie żeby Danielowi to specjalnie przeszkadzało, często zadowalał się swoim ciekawym monologiem, który tylko pozornie trafiał do kolegi.
W każdym razie ten brązowo-włosy chłopak wiercił się w nocy niespokojnie do tego stopnia, że znalazł się niebezpiecznie blisko tylnej części szyi dziewczyny. Konkretnie to jego twarz tam właśnie się znalazła i gdy tylko zaczął się przebudzać, wyrzucił nosem mnóstwo powietrza które Kate poczuła natychmiast. Zadrżała nieco przerażona, mając w głowie rozszarpujące ich wszystkich bestie, po czym skamieniała.
Dla Daniela taka sytuacja też niebyła obojętna. Po pierwsze zapomniał, że wszyscy znów śpią w jednym miejscu zmęczeni całą grą na śmierć i życie, a po drugie miał przed sobą dość sympatyczną, a przede wszystkim nawet ładną dziewczynę. Na jego, zakrytych niestrzyżonymi, dłuższymi włosami, policzkach pojawiły się jasne rumieńce. Gwałtownie odsunął się od niej, aż uderzył tylną częścią głowy w czyjeś nogi. Cicho jęknął, a potem wydobył z siebie nieco zmieszany dźwięk.
-Prze-przepraszam!- zawołał półszeptem nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny, jednocześnie wyczekując jej reakcji. Kate powoli się podniosła, ale nie ośmieliła na niego spojrzeć. Właśnie zdawała sobie sprawę co zaszło. Ukryła twarz we włosach, które ku jej rozpaczy nie były tak długie by móc ukryć ją całkowicie, po czym poczuła że robi jej się nieco gorąco. Kiwnęła głową, z jakimś cichym "um", jednak nadal udawała że nie zwraca na to uwagi.
Chłopak również zdecydował się usiąść. Pozycja leżąca w takiej chwili przyprawiała go o jeszcze większe zakłopotanie, a nie sposób mu było zapomnieć. Szczególnie że to akurat ta dziewczyna, którą wyjątkowo lubił jego przyjaciel. Przecież to jakiś koszmar. Nie mogąc pozbyć się rumieńców postanowił w końcu zająć się czymś przydatnym, bo czuł, że Kate zupełnie się nie przejęła. Mylił się, myślała bardzo intensywnie i bała się co będzie, jeśli komukolwiek, na przykład jemu się podoba. Nigdy nie była czyimś obiektem westchnień, a jeśli... A jeśli Daniel ją kocha?! Potrząsnęła głową i zaśmiała się sama z siebie. Przynajmniej takimi bezsensownymi domysłami poprawiła sobie humor, zapominając po części o... Anastazji...
Jedna z trzech grupek, nie ta w której rozbudzał się właśnie ten zawstydzony chłopak, a druga, jakiej bacznie pilnował Trevor, była już na nogach. Alex oraz Deminda opierały się nieco jakby zaspane o zewnętrzną ścianę drzewa, mrużąc oczy. Światło, jak na środek lasu, było o wiele za jasne. Nie mogły też wyobrazić sobie dalszej podróży, a jednak pełni strachu musieli przedrzeć się jeszcze prawdopodobnie przez drugie tyle. Tak więc... Potrzeba byłoby zebrać się jak najwcześniej, aby uniknąć takiej sytuacji jak zeszłego wieczora. Jedna z dziewcząt była niemalże pewna, że zaczyna przysypiać na stojąco, gdy rozległ się ostry głos przywódcy.
-Ludzie wstawać i to zaraz! Mamy dzisiaj bezpiecznie dostać się na jakiś równinny teren z rozumiano?!- wrzasnął nieco zirytowany tym, że uczniów z jednej z kryjówek nawet nie było jeszcze słychać, bo tak smacznie drzemali sobie w środku. Pod wpływem krzyków właśnie stamtąd wyłonił się ziewający Momo No Hana, zdziwiony zachowaniem Trevora.
-Ale o co tyle krzyku...- jęknął i schował się w środku znów, prawdopodobnie aby obudzić całą resztę. Wtedy rozległy się głosy, jęki i za żalenia kierowane w kierunku Japończyka, a nie tego, który w rzeczywistości był winien tej pobudki.
Ach jak długo Trevor, dość już zirytowany musiał czekać aż wszyscy jego podopieczni znaleźli się na polanie, tuż przed nim i mogli go wreszcie wysłuchać. Zanim jednak cokolwiek powiedział, pomasował swoją skroń i zmarszczył brwi, chcąc zebrać myśli. Już niejednokrotnie zorientował się jak ciężko jest być tak odpowiedzialnym za całą grupę w obliczu tak wielkiego zagrożenia. Westchnął ciężko i dopiero w momencie, gdy na jego ramieniu spoczęła delikatnie, niepewnie ciepła dłoń Mishy, mógł spokojniej kontynuować. W głębi serca zaczął naprawdę dziękować dziewczynie, ale na oczach wszystkich nie potrafił tego po prostu powiedzieć. Na całe szczęście ona wiedziała, co sprawiało jej radość, że w tak łatwy sposób może mu pomóc.
-Zacznę tak.- powiedział w końcu.- Zapewne wszyscy jesteście głodni... Ale niestety nie mogę pozwolić wam tutaj szukać jedzenia. Obawiam się, że w pobliżu wciąż może czyhać na nas niebezpieczeństwo, nie chciałbym nikogo narażać. Obiecuję jednak, że gdy tylko wyjdziemy z lasu, od razu nawet osobiście zabiorę się za znalezienie pożywienia. Mam nadzieję, że dacie radę wytrzymać do tego czasu.- tu westchnął ciężko i zamilkł na chwilę. Słyszalne zaczęły się stawać szepty. Jedni uważali to za zupełną bzdurę, ale jednak większość, drżąc ze strachu, wolała ograniczyć pożywienie niż stracić ewentualnie życie. Ostrożność przede wszystkim.
Wśród ludzi jedynie Kate milczała, stojąc z założonymi rękoma, starając się obserwować tylko pnie drzew przed sobą. Mimo wszystko jednak ten wzrok był zupełnie nieobecny, jakby wciąż coś rozpamiętywała. Faktycznie przed oczami miała nieustannie obraz wychodzącej z kryjówki Anastazji. Co dziwne, do tej pory nikt nie zauważył jej nieobecności. Georgia... Powinna dostrzec to pierwsza. W końcu biedna blondynka pomogła jej wcześniej, obroniła ją przed gniewem innych... A więć jednak tamta wiewióra nie miała serca. Nie dostrzegała nikogo poza sobą. Smutne...
Tymczasem przywódca z pomocą Oliwera i Alicji, której udało się włączyć komórkę oraz aplikację zatytułowaną "kompas", ustalali w którym kierunku mieliby się udać. Skąd przyszli? Zdaje się nikt nie pamiętał. Było w końcu ciemno i myśleli tylko o znalezieniu schronienia... Jednak byli niemal pewni, że obranie północnego wschodu za cel, będzie dobrym rozwiązaniem. Stali tak więc na uboczu i się zastanawiali... A reszta klasy wciąż przebudzała się jeszcze. Pare osób usiadło na ziemi... Inni opierali się o pnie wielkich drzew, lub przyjaźnie sobie gawędzili na stojąco.
Helen, jako że jej najlepsza przyjaciółka chwilowo nie miała dla niej czasu, wśród zebranych szukała kogoś kto mógłby zająć ją choćby na moment. Wszyscy zgromadzeni w grupkach odpychali ją swoją wesołością. Była zbyt zmęczona i głodna, zeby śmiać się z czegoś w takim gronie, toteż wyszukała najsmutniejszą i dodatkowo samotną osobę. Zapewne nie trudno się domyślić, że była nią właśnie Kate.
-Cześć kruszyno, co tam?- zapytała ruda dziewczyna, podchodząc do niej. Tamta jednak podniosła tylko posępnie wzrok i przypatrywała się chwilę znajomej. Dopiero po takiej dość długeij chwili milczenia, zorientowała się, że Helen zadała jej właśnie pytanie. Spuściła więc głowę ponownie i coś mruknęła.- Słucham? Zdaje się, że nie dosłyszałam kruszyno.- powiedziała znów z nikłym uśmiechem. Nie da się ukryć, trochę ją takie zachowanie krótkowłosej zniechęciło, ale nie zamierzała jeszcze teraz ustąpić.
-Chciałabym już to skończyć.- szepnęła Kate, zupełnie jakby powtarzała Anastazję. Tamta właśnie ubiegłego wieczoru zamierzała zabić się, by nie musieć znosić tęsknoty za Amelią. Teraz właśnie jej rozmówczynią miotały emocje, które usiłowała się opanować, ale bezradnie nie miała jak... więc tak jakby zaczęła się już poddawać.
-Co skończyć? Zaraz... mów jaśniej złotousta!- dziewczyna z czarnymi odrostami wcale się nie zaniepokoiła, wręc zprzeciwnie. Aby dodać otuchy koleżance klepnęła ją w ramię. Kate zakołysała się niepewnie po czym westchnęła i lekko odsunęła. Helen była ostatnią osobą z którą miałaby ochotę właśnie rozmawiać. Ogółem to wszystkich z chęcią by omijała... aż do śmierci, której o dziwo oczekiwała.
-Nie chcę z tobą rozmawiać.- powiedziała w końcu krótko, a nawet lekko nieprzyjemnie i odwróciła się od znajomej, która była nieco jakby... zdziwiona. W końcu miła, przez wszystkich lubiana Kate, nie mogła nagle tak bardzo zdziczeć i odmówić miłej pogawędki... Ale ponieważ wyglądała na smutną, a nawet czymś mocno zmiażdżoną, w sercu Helen obudziło się poważne zaniepokojenie. Jednak skoro nie była mile widziana w obecności Kate, nie zamierzała się narzucać. Pospiesznie oddaliła się, mijając Kaspra.
Chłopak w swojej niegdyś białej koszuli stał spokojnie, starając się palcami rozczesać swoje blond włosy. Nie zwracał uwagi na nic dookoła siebie. Niektórzy uważali, że kiedy jego wygląd jest nie w porządku, nic nie jest w porządku. Zawsze najpierw dbał o własne włosy, rzadziej także o ubiór, potem dopiero mógł dopuszczać do siebie myśl, że na ziemi istnieje ktoś jeszcze prócz niego. Daniel także był tam niedaleko. Jednak wciąż czuł dziwny niesmak i zawstydzenie po zajściu z krótkowłosą w kryjówce, więc wolał jak na razie nie mówić nic przyjacielowi. Cicho tylko obserwował go... mając nadzieję, ze nigdy nie będzie musiał się z tego zwierzać.
Po pewnym czasie trasa dalszej podróży była wstępnie wytyczona. Mimo przychylności ku południowemu wschodowi, Trevor o wiele bardziej wolał pójść na zachód, będąc pewnym, że to jedyna najbezpieczniejsza droga. Wszyscy więc umilkli, gdy im kazał, po czym zaczął liczyć swoją grupę. Powinien zrobić to już dawno temu, ale wyjątkowo nie podobało się to tylko jednej osobie. Georgii... Rudowłosa miała ochotę wytknąć mu palcem wszystko, co dotychczas zrobił źle. Zaczęła przez ostatnie dwa dni... szczerze nienawidzić sympatii swojej przyjaciółki, która właściwie to... przestała zwracać na nią uwagę. To bolało najbardziej... Ale klasowa księżniczka z całego serca wolała to ukryć przed wszystkimi, nawet samą sobą niż dać znać, że czuje się urażona.
-Osiemnaście... dziewiętnaście... to nie możliwe...- mamrotał Trevor, palcem wskazując kolejne osoby i nadając im odpowiedni numer. Rachunki wciąż mu się nie zgadzały. Jego wyraz twarzy wyrażał najpierw niepokój... a potem znowu złość.- Ile razy taka sytuacja ma się jeszcze powtarzać!?- huknął, aż wszyscy zadrżeli z przestrachem. Jego gniewne spojrzenie powędrowało najpierw w kierunku Anne, ponieważ byłą pierwszą osobą, której zniknięcia by się spodziewał. Jednak skoro stała tam, na polanie, razem z Lindą i Alex... To kogo brakowało?
Kolejne szepty jakby lekko go uspokoiły, zwracając uwagę bardziej na to, jak bardzo boi się tracić znajomych. Bezradnie opuscił ręce. Wciąż nie mógł sobie przypomnieć kto jeszcze powinien tam być, a go brakuje. Wtedy właśnie Kate nie wytrzymała i zaniosła się płaczem, wychodzą na przeciw przywódcy. Z początku nikt nie mógł jej uspokoić, a gdy w końcu się opanowała, pociągając nosem wytarła sobie policzki.
-Wyszła... wyszła w środku nocy za tą białą kanalią... Stanęła przy wyjściu... nie zdążyłam...- mówiła ciągle przerywając, a niektóre części jej opowieści były zupełnie wyrwane z kontekstu. Ciągle jednak nie padło jej imię...
-Kate uspokuj się... Nikt nie będzie cię winił za czyjąś śmierć... Spokojnie...- Misha złapała koleżankę za ramiona delikatnie, próbując łagodnym tonem przemówić do niej. W końcu magia jej delikatności zadziałała i krótkowłosa zaczęła dochodzić do siebie, zostawiając rozpacz w tyle.
-O kim mówisz?- przerwał nagle Trevor, ze śmiertelnym spokojem na twarzy. Wszyscy zebrani naokoło nich byli tego właśnie najbardziej ciekawi, bo że spotkała ją śmierć... w to nikt nie wątpił.
-Anastazja...- szepnęła cicho. Nagle jakby jakieś ostrze przebiło serce pewnego chłopca. Stał z tyłu, zupełnie z dala od innych. Słyszał jakiś dziwny pisk w uszach, jakby zaraz miało stać się z nim coś nieoczekiwanego i zarazem strasznego. Zemdlał. Jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię... w ramiona Georgii. Dziewczyna spojrzała na złapanego przez nią Ivana i... Jęknęła od ciężaru jakim ją obarczył.
Cucenie chłopaka opóźniłoby bardzo ich podróż, dlatego też po dwóch nic nie dających próbach, zawinęli bo w duże, skórzaste liście jakiegoś niewielkiego drzewa i zdecydowali wyznaczyć dwóch przedstawicieli płci męskiej do niesienia go. Zdegradowany do tego ku własnej rozpaczy został Daniel wraz z Kasprem. Jakoś tak wyjątkowo niezręcznie było mu iść w ciszy... z drugiej strony dobrze też, że nie zaczęli ze sobą rozmawiać. Co stałoby się gdyby wyszło na jaw w jakiej pozycji znalazł się ten fanatyk gier wideo w stosunku do Kate? Nie chciał nawet musieć sobie tego wyobrażać.
Ruszyli na zachód, czyli w przeciwnym kierunku do tego, w którym pobiegła w nocy Anastazja. Jednak nawet jeśli minęliby wielki odcisk stopy potwora, to i tak nie znaleźliby jej. Zniknęła. Nie został po niej nawet ślad, podobnie jak po krwi i ciałkach małych stworzeń mordowanych w nocy. Co takiego mogło się z tym wszystkim stać? To już pozostaje zagadką gry o życie Oliwii.
Droga przez rozświetlony promieniami słońca las była całkiem przyjemna i bezproblemowa. Trevor gdyby nie smutny nastrój jaki panował wśród uczniów, chełpiłby się pewnie swoją dobrze podjętą decyzją. Szło im się wygodnie, wydeptaną przez zwierzęta ścieżką. Każdy z osobna miał nadzieję zobaczyć niebawem jakąś równinę, co dodawało im sił do walki. Dlatego więc żwawo przemierzali drogę, starając się nie myśleć o głodzie.
-Właściwie ciekawi mnie dlaczego Ivan tak nagle glebnął, gdy tylko usłyszał jej imię...- odezwał się nagle Kasper, a Daniela zlał zimny pot. Jako że trzymając nosze z liści, szedł z tyłu, przyjaciel nie mógł zobaczyć jego zakłopotanego wyrazu twarzy. Przecież nie wspominał o Kate, więc skąd to zmieszanie?
-Ehe...- jęknął brązowowłosy i lekko nawet potknął się o własne nogi. Aż zrobiło mu się gorąco i zwolnił.- Właściwie to może kojarzyła mu się ze zniknięciem brata, skoro była klonem Amelii...- powiedział. Stawał się coraz bardziej pewien tego, że może Ivan był zakochany w Anastazji... ale kierowanie rozmowy na miłość, prędzej czy później doprowadziłoby do tematu Kate, a tego właśnie starał się uniknąć.
-Ej... A może się zabujał?- rzucił niespodziewanie Kasper. Te słowa były niczym kłoda pod nogami Daniela. Nagle zatoczył się i musiał zatrzymać, żeby nie upaść na ziemię, narażając na krzywdę trzymanego chłopaka.
-Kate jest twoja! Nic do niej nie czuję!- zawołał, zwracając na siebie uwagę wszystkich dookoła. Cała grupa zatrzymała się, a jego przyjaciel zastygł w bezruchu, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Ten wzrok mówił "Jak mogłeś?", ale połączony był z wielkim szokiem. Przecież nie mógłby go nawet podejrzewać o sympatię do krótkowłosej a co dopiero... Nagle zadrżał. Wszyscy tera zmogli się z łatwością domyśleć, że Kasper podkochuje się w Kate. I to do tego zdradziła go osoba najgodniejsza jego zaufania! Nie do wiary!
-Kate?- zapytał jakby nigdy nic i odwrócił się aby sprawdzić, jak reszta zareagowała na te krzyki. Ci wścibscy wciąż wpatrywali się w niego zaciekawieni, a inni, których było znacznie mniej, tacy jak na przykład Deminda, wrócili do własnych spraw czekając, aż znów wyruszą.- Dlaczego twierdzisz, że miałaby być moja?- powiedział znów, starając się wyglądać na spokojnego. W głębi serca jednak się w nim nieco gotowało. Wszyscy tera zmogli poznać prawdę. Tylko nie to! Na dodatek za dobrze znał tę dziewczynę i był pewien, że nie potratuje tego poważnie, jeśli dowie się tego właśnie teraz.
-Ja? E... Ja...- Daniel zmieszał się strasznie. Momentalnie na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie i mocny rumieniec. Przez moment nawet miał kontakt wzrokowy z Kate, ale ona odwróciła się by nie musieć przyglądać się kłótni. W końcu chodziło.. o nią!
-Musicie akurat teraz o tym gadać?- Trevor wydawał się teraz mimo wszystko najmniej tym zainteresowany. Wiedział, że jeśli tak dalej pójdzie nigdy przed zmierzchem nie dotrą do granicy lasu i poniosą więcej strat. Tym razem... Nie poparła go jednak Misha. Nie czuł jej dłoni na ramieniu, przez co mimowolnie zaczął szukać jej wzrokiem. Znalazł. Stała na uboczu, za Alicją i przypatrywała się zaroślom. Dlaczego? Chłopak chciał zaraz wiedzieć dlaczego. Nie czekając na odpowiedź Daniela i Kaspra przedarł się przez zwartą grupkę i już miał dojść do czarnowłosej gdy...
Wielki jakby ogon skorpiona wynurzył się gwałtownie z przed twarzy dziewczyny. Rzucił cień na uczniów szerząc nieprzyjemny dźwięk łamiącego się jakby pancerza. Potężne odnórze rozpoczęło atak od razu. Misha cudem zdążyła się uchylić, krzycząc przy tym cienkim, niskim i zarazem przerażonym głosem.
-Padnij!- wydobyło się z jej ust. Jednak szpon nie był w stanie dosięgnąć ich wszystkich, nawet gdyby nie wysłuchali jej polecenia. Znalazł się jednak ktoś, kto stał o wiele bliżej. Trevor.
Potężny ogon uderzył go w klatkę piersiową. Towarzyszyło temu uczucie zupełnie takie samo jak gdyby potrącił go właśnie dość smukły samochód. W jednej chwili stopy chłopaka oderwały się od ziemi, a całe jego ciało zostało odrzucone z niewyobrażalną siłą i prędkością w bok. Pech chciał że plecami uderzył w  pień jakiegoś grubego drzewa i osunął się na ziemię... Jęknął z bólu jaki przeszył jego całe ciało. Obraz przed oczami rozmył mu się, a dźwięki stały się tak odległe... Ledwo udało mu się utrzymać przytomność. Słychać było tylko jak zrozpaczona dziewczyna woła jego imię, tak samo jak wszystkich ostrzegała, aby padli na ziemię.
Wtem wielki ogon zawrócił w powietrzu, jakieś pięć metrów nad opartą o drzewo głową Trevora i rzucił się znów w kierunku uczniów. W pozycji leżącej wszyscy mogli bezpiecznie obserwować tę próbę ataku... Ale zjawił się ktoś komu po głowie zaczęły błąkać się samobójcze myśli.
"Teraz jeśli wyjdziemy z tego cało, Kasper będzie miał do mnie pretensje do końca gry, albo i dłużej o to, że namieszałem..." przemknęło przez myśl Daniela. Z przyspieszonym biciem serca dźwignął się na drżących nogach. Tak naprawdę nikt prócz Kaspra się z nim specjalnie nie zadawał. Nie przydał się do tej pory w grze i nie będzie tak też w przyszłości... Jedna osoba też spostrzegła, że wstał. Ale nie był to jego przyjaciel... Deminda. Dziewczyna, dla której taka postawa, uważanie się za kogoś zawadzającego i poddawanie się, była najgorszym możliwym wyborem, teraz błagalnym wzrokiem wpatrywała się w niego. Była zbyt przerażona by krzyknąć, albo powstrzymać go swoim własnym głosem. Prosiła oczami, smętnymi, przerażonymi oczami żeby natychmiast przylgnął do ziemi, albo straci życie i nigdy mu tego nie wybaczą. Zadrżał. Zapewne gdyby miał więcej czasu... W końcu by jej uległ. Niestety potężny, opancerzony ogon z przerażającą szybkością zbliżał się do niego i... Już nie zdążył. Daniel nie oberwał tak... jak uprzenio Trevor. Gdyby tak było mógłby jeszcze mieć jakąkolwiek szansę. W jego klatkę piersiową wbił się szpon. Mocne ostrze przebiło go na wylot, wpuszczając potężną porcję jadu w jego ciało.
Na twarzy chłopaka wymalowało się przerażenie, ból... W jednej chwili stracił dech oraz... Życie. Na oczach wszystkich, którzy teraz zmuszeni byli w końcu zauważyć jego błąd... został rozszarpany. Jego ciepła jeszcze krew rozprysła na wszystkie strony, pokrywając liście, pnie, ziemię. Dwie pojedyncze krople wylądowały także na policzkach Demindy, która w milczeniu uroniła jedną łzę, mieszającą się ze szkarłatem.
Nagły ucisk w sercach wszystkich widzących to zdarzenie, dał im do zrozumienia, że to wcale nie są przelewki. Zwątpili po raz pierwszy tak mocno. Nie mieli pojęcia czy ranny Trevor jest w stanie teraz wyprowadzić ich z lasu... Stracili Daniela, Ivan leżał w noszach nieprzytomny, a ich przywódca skomlący z bólu leżał pod drzewem.
Ogon ciasno owinął się w około martwego ciała ich znajomego i zniknął w zaroślach. Słyszeli kroki stworzenia, które było jego właścicielem i wiedzieli też, że oddala się w błyskawicznym tempie. Wtedy właśnie Misha zerwała się zrozpaczona z ziemi i nie wiedząc nawet co robi uklęknęła przy Trevorze i lekko go przytuliła, a nawet popłakała się przy tym.
Grupa wpadła w panikę. Nie było osoby, która teraz mogłaby powiedzieć im co mają robić. Łzy i strach same przejęły kontrolę nad ich umysłami. I wśród tego szlochu i lamentu jedynie trzy osoby, nie licząc Trevora i nieprzytomnego Ivana, były w pełni spokojne. Oliwia, jak zawsze niewzruszenie siedziała na ziemi pośród nich, wycierając z białej cery ślady krwi, Georgia mająca przecież serce z kamienia oraz... Deminda. Wstała i przyglądając się chaosowi z góry starała się nabrać pewności co do tego, co powinna zrobić. W końcu westchnęła.
-Zamknijcie się wszyscy natychmiast!- wrzasnęła, a jej noga mimowolnie tupnęła o podłoże. Nagle zapanowała błoga cisza, a wszystkie pary oczu skierowane były w jej kierunku. Miła, milcząca i zawsze wesoła dziewczyna, była ostatnią osobą która mogłaby ich wtedy uciszyć. Ale cóż... Dzicz i widok śmierci zmienia ludzi.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział :) . Od tego rozdziału już mam swoich 2 ulubieńców :3. Mam nadzieję , że jeszcze trochę pożyją^^ . Kawał dobrej roboty, czekam na więcej :P

    OdpowiedzUsuń