poniedziałek, 22 grudnia 2014

Igrzyska ocalenia rozdział 7 "Przyjazne stworzenie"

Z samego ranka obudziła się tylko jedna osoba, Anne. Światło nie docierało wcale do jaskini podziemnej, więc postanowiła wyjść na zewnątrz. Rozejrzała się, poprzeciągała. Nie zauważyła nic strasznego, tak naprawdę przed wejściem rozciągała się zieloniutka w promieniach wschodzącego słońca polanka, a w oddali wiać było ciemniejsze drzewa. Żądnych wgnieceń trawy, żadnych upiorów wylegujących się po nocnym polowaniu. Zero krwi czy trupów. To było normalne pole.
 Dziewczyna poczuła się od razu bezpiecznie, więc wyszła by poszukać czegoś co nadawałoby się do jedzenia. Wyczłapała się przez wąskie wyjście z jaskini i poszła w kierunku olbrzymich krzewów. Cały czas rozglądała się czy nikt jej nie śledzi. W końcu wśród opadających na ziemię, ciężkich gałęzi spostrzegła małe owoce maliny. Było ich naprawdę dużo więc napchała sobie nimi kieszenie. Sporo też sama zjadła. Zanim się obejrzała zrobiło się późno.
 Pozostali uczniowie obudzili się około południa, dzień który przeżyli był tak męczący, że ich umysły musiały sporo odpoczywać. Nikt nie zorientował się tak od razu że Anne jest nieobecna. No bo jak skoro w jaskini było zupełnie ciemno i ludzie gnietli się nawzajem?
 Linda jedynie szukała w ciemnościach po omacku, jakby szukała czegoś bądź kogoś. Cała była spocona czuć było od niej. Nie przejmował ją jednak ten fakt, ważnym było to że czegoś szukała po nocy w którą miała bardzo zły sen... Ale to co widziała w nocy, nie było dla niej jasne. Księżyc, polana, dziwne włochate cielsko spadające na jakąś zwiniętą postać... na srebrzystej trawie. Czy to była Anne? Linda nie była do końca pewna czy naprawdę wyśniła te sytuację, dlatego też musiała się jak najprędzej dowiedzieć czy jej przyjaciółka żyje. Myśl o jej stracie była czymś tak okropnym, że dziewczyna nieświadomie jej do siebie nie dopuszczała.
- Ał...- jęknęła Kate, gdy ręka Lindy wylądowała na jej głowie. Szybko cofnęła się.- Kto to? Ludzie tu się jeszcze spać próbuje no...- jęknęła. Wymamrotała cicho coś jeszcze i chyba ponownie zasnęła. Blondynka cofnęła się natomiast, tuż pod ścianę. Opierając się o nią dotarła do wylotu jaskini. Od razu poczuła świeże powietrze. Nieco ją ono odprężyło. Gdy podnosiła nogę by wyczołgać się na zewnątrz, usłyszała ciche odchrząknięcie. Spojrzała za siebie. Ciemne oczy wpatrywały się w nią, nie gniewnie, raczej z zainteresowaniem. W pierwszej chwili dziewczyna pomyślała o wilku, który napotkał właśnie nieproszonego gościa. Lecz to szybko wypłynęło z jej głowy.
- Gdzie idziesz?- zapytał właściciel oczu. teraz Linda ujrzała też czarne, krótkie włos mokre od potu. Trevor przeczesał je dłonią zbliżając się do niej.- Nie możemy się rozdzielać.- dodał, starając się zachować spokój. Dziewczyna skinęła głową lekko niepewnie. Jej wzrok powędrował w kierunku wyjścia. Wciąż ponad wszystko chciała wiedzieć czy jej sen był prawdziwy, czy też nie. Musiała porozmawiać z Anne.
- Chciałam tylko wyjść przed jaskinię, nie poszłabym dalej.- zapewniła go. W tej chwili wydał jej się zupełnie jak alfa watahy wilków. Potrząsnęła głową, jej myśli zaskakiwały nawet ją samą. Uśmiechnęła się niepewnie.
- Poczekaj chwilę dobra? Lepiej żebyśmy zawsze chodzili grupą, nawet jeśli ma nas dzielić jedynie parę metrów.- wyjaśnił Trevor i zniknął w ciemności. Teraz słychać było jak budzi co poniektórych. Nagle też rozległ się głośny szloch. Płakała dziewczyna, piskliwie, zupełnie jakby już traciła głos. Nagle ucichła, ktoś ją uspokoił. Linda była pewna że łkała Anastazja. W końcu straciła przyjaciółkę tak?
 Wszyscy zaczęli wychodzić z jaskini. Widok trawy i świeże powietrze koiło i przebudzało. Nie zmieniało jednak faktu że byli głodni i spragnieni. Co róż słychać było burczenie w brzuchu. Helen czuła się tak okropnie że prawie mdlała, na całe szczęście Alicja dała radę jej pomóc. Obie usiadły, przecież Trevor nie powiedział że nie można tego zrobić. Stał teraz przed wszystkimi, chociaż nie każdy był w jego kierunku zwrócony. Chłopak liczył ludzi których miał pod swoimi skrzydłami. Lecz liczył nie raz, a kilka razy z rzędu. Za każdym razem jego mina była bardziej przerażona niż za uprzednim. Misha, obserwowała go uważnie. Po wczorajszej rozmowie miała więcej odwagi by z nim porozmawiać, ominęła Ivana i stanęła tuż obok przywódcy.
- Co się stało?- zapytała półszeptem, nie patrząc na niego, tylko w dal. On również nie spojrzał na nią, zacisnął pięść.
- Kogoś znów brakuje...- wymamrotał. Czuł się zupełnie bezsilnie. Ile minęło? Doba, a stracili już trójkę? Trevor opuścił głowę, przejechał swoją dłonią po czole. Westchnął, ale nie trudno było odgadnąć jak przerażające uczucia siedziały w nim w tamtej chwili.
- Ej ludzie. Trevor mówi że kogoś brakuje!- zawołała Misha. Chłopak podniósł na nią wzrok zupełnie oniemiały. Nie mogło mu przejść przez gardło to pytanie a ona... Właśnie niesłychanie ułatwiła mu sprawę. Uśmiechnął się ciepło patrząc na nią, lecz ukrył ten gest.
 Wśród uczniów natomiast wzrósł niepokój. Każdy po kolei sprawdzał czy jego najlepsi znajomi są na miejscu. Jedna osoba nieustannie w przerażeniu przepychała się w tę i z powrotem czując się coraz gorzej. Spoglądała we wszystkich kierunkach, na każdego, w dal, wszędzie. Linda biegając tak, wpadając na kolegów i koleżanki... wiedziała już.
- Anne!- zawołała po raz kolejny, ale nikt jej nie odpowiedział. Parę tylko par oczu skierowało się na nią. Ona natomiast upadła na kolana.- Zniknęła... Ona naprawdę zniknęła...- zapłakała. Czuła się tak bardzo bezradnie. Co z tego że wiedziała już kogo brakuje, skoro i tak nie miała pojęcia czy dałaby radę ją znaleźć. Gdzie szukać? Czy jest cała?
- Więc brakuje Anne?- Trevor zbliżył się do klęczącej dziewczyny. Wyciągnął rękę w jej kierunku. Przez cały czas, gdy zaginiona blondynka doszukiwała się zła w Olivii, wszyscy uważali ją za kogoś nad wyraz rozsądnego i ostrożnego. Teraz jednak okazało się, że zupełnie bezmyślnie wyszła gdzieś bez słowa... Zupełnie jak nie ona.
 Misha odsunęła się na bok. Chłopak, którego wciąż miała na oku, zaczynał już jej zdaniem radzić sobie lepiej. Odnosiła wrażenie że wziął sobie do serca jej rady z uprzedniego wieczoru. To sprawiło że uśmiechnęła się, chowając za Demindą.
- Może nie poszła zbyt daleko... jeśli wyszła za dnia.- stwierdził głośno przywódca. Zamyślił się chwilę.- Musimy ją znaleźć.- oznajmił też, czując się za Anne odpowiedzialny. Linda podniosła na niego wzrok. Wszyscy czuli się zdziwieni nagłą zmianą w chłopaku. Niebieskie oczy dziewczyny, mimo że zalane łzami, widziały naprawdę kogoś kto... znajdzie jej przyjaciółkę. Dopiero teraz podniosła się na równie nogi i otrzepała. Alex podeszła do niej tak samo przerażona co Linda, lecz ta druga nie uroniła łez.
- Więc idziemy przed siebie grupą i szukamy zaginionej?- usłyszano nagle trzęsący się, ledwo słyszalny głos. Odezwała się Olivia, patrząc na wszystkich podkrążonymi oczami widocznymi spod śnieżnobiałej grzywki. Gdy już wiedziała że wszyscy jej słuchają, postanowiła rozwinąć swoją wypowiedź.- A co jeśli udała się w przeciwnym kierunku? Wróci tutaj i nas nie będzie, wtedy pójdzie nas szukać. To błędne koło, nigdy w ten sposób jej nie znajdziemy, a przynajmniej nie przed drapieżnikiem.- dodała z powagą. Jej przemyślenia zastanowiły Trevora. Patrząc na to z takiej perspektywy, pomysł szukania Anne wydawał się faktycznie bezsensowny.
- Więc co powinniśmy zrobić?- zapytał. Bosa stopa stanęła bliżej niego. Całe widmowe ciało dziewczyny zatrzęsło się, prawie upadła.
- Poczekać.- szepnęła. Jakoś nie specjalnie każdemu podobała się ta opcja. Jednak ostatnie słowo miał ich kapitan, któremu teraz naprawdę zależało na tym by stracić jak najmniej ludzi. Usiadł więc na niewielkim kamieniu i zapatrzył się w wielką równinę, rozciągającą się przed nimi. Widząc to cała reszta, też zaczęła się pokładać na trawie. Co jakiś czas słychać było jedynie po burkiwanie w brzuchach. Helen leżała, z rękoma na klatce piersiowej i oddychała głęboko by zapomnieć o głodzie.
- Tamta chmura...- zaczęła i znów wzięła wdech świeżego powietrza.- ...wygląda zupełnie jak rower co nie? Al?- wskazała na obłok unoszący się centralnie nad nimi. Alicja zaśmiała się krótko i klepnęła przyjaciółkę.
- A tamta jak mój telefon.- dodała, widząc zwykły prostokąt na sklepieniu. Od tamtej chwili obie już leżały, zajęte w pełni szukaniem dziwnych kształtów chmur. Ale tylko one bawiły się w ten sposób. Widząc że obie wciąż są razem i śmieją się, Anastazja posmutniała znów i zebrało jej się na płacz.
 Po paru długich minutach krzewy na lewo pod jaskini zaczęły niepokojąca poruszać się, jakby coś dużego usiłowało wyjść z nich na polanę. Parę dziewczyn poruszyło się niespokojnie, chłopcy zerwali się na równe nogi, gotowi chyba rzucić się na to coś. Jedynie Patric siedział wciąż rozdrabniając w palcach źdźbła trawy.
 Niespodziewanie pośród gałęzi i liści wielkiej rośliny ujrzeli jasne kosmyki włosów. Delikatna dłoń sięgnęła przed siebie, by przedrzeć się dalej. Wtedy wszyscy zobaczyli ze na jej palcach są czerwone ślady... czy to krew? Linda jakoś najprędzej ocknęła się, widząc całą sytuację.
- Anne!- wrzasnęła i wbiegła pomiędzy chłopców by dostać się do przyjaciółki. Złapała ją za ramię by pomóc. Rzekoma poszkodowana, jedynie wyswobodziła się z uścisku.
- Linda? Uważaj wysypią mi się!- oznajmiła, wyraźnie dając jej do zrozumienia że ma się odsunąć. Wtedy dopiero cała sylwetka krótkowłosej blondynki ukazała się światu. Jej palce były naprawdę okropnie czerwone i ociekały... sokiem. Wszystkim aż ślinka pociekła gdy ujrzeli zapakowane w wielki liść maliny. Większość cieszyła się też z tego powodu, że ich zguba odnalazła się cała i zdrowa.
- Anne?- Alex zbliżyła się do nich.- Nic ci nie jest? Jakie szczęście.- uśmiechnęła się, chciała przytulić przyjaciółkę, lecz ta odsunęła się, wskazując na maliny. Nie miała ochoty mieć na bluzce ciemno-różowej plamy. Położyła zawiniątko na trawie.
- Jasne, ze mną wszystko w porządku.- uśmiechnęła się. Wtedy jej wzrok powędrował na klasę.- Em... Martwiliście się?- zdziwiła się widząc ich miny. Nieco ją to zmieszało.
- Tak.. Ale w tej chwili to nieważne. Dobrze że jesteś cała.- oznajmił Trevor, nieobecnym wzrokiem patrząc na nią. Wtedy głośno zaburczało mu w brzuchu o Anne przypomniało się coś ważnego.
- A właśnie!- podskoczyła zadowolona.- Niedaleko rośnie malina. Przyniosłam wam trochę owoców, bo pomyślałam że będziecie tak samo głodni jak ja byłam. Widzę i słyszę że się nie myliłam co?- powiedziała i zaśmiała radośnie. Nie było wtedy powodów do zmartwień. Może jedyne smutne myśli które komuś chodziły po głowie to Evan i Amelia, ale głód zdawał się być silniejszy od nich. Gdy Helen usłyszała słowo jedzenie, zerwała się na równe nogi podbiegła do Anne. Od razu razem z paroma osobami skosztowała słodkich owoców, a ich sok spłynął jej po palcach. Była to wyjątkowo soczysta odmiana.
 Z wielką radością wszyscy skosztowali miłej niespodzianki, jaką zaserwowała im Anne, jednak nikt tak naprawdę się nie najadł. Na jakiś czas zasycili swój głód... To wszystko. Jednak mimo to, naprawdę miła atmosfera zapanowała na jakiś czas, podczas gdy klasa usiadła sobie na trawie, nie będąc świadoma wszystkich tych niebezpieczeństw jakie czyhają na nich w każdej chwili.
 Spokojny wiatr poruszał niskie gałęzie zarośli, te wyższe o wiele mniej się bujały. Słońce świetlało już niemalże wszystkie kłosy trawy, nagrzało także drobne głazy. Było tak przyjemnie, jak w jakieś letnie, leniwe popołudnie. Z ust którejś z osób wymknęło się ciche, wolne ziewnięcie. Oczy same się zamykały, pod ciężarem powiek, mimo że wszyscy byli tak naprawdę wyspani. Prawie wszyscy. Trevor nie spał niemalże całą noc zmartwiony ogółem i powagą sprawy.
 Krótka chwila, mocniejszy wiatr trwający zaledwie ułamek sekundy, zbudził czujność w grupie. Przywódca zerwał się na równe nogi, dotarła do niego z powrotem zagubiona pewność że zaraz coś ich pożre. Rozejrzał się uważnie, a ponieważ nic nie usłyszał ani nie zauważył, zląkł się. Czy w tej krainie nie ma żadnych innych stworzeń, prócz wielkiej bestii jaką napotkali uprzedniego dnia? Martwiło go to...
- Dobra. Koniec odpoczynku. Niech mnie teraz wszyscy posłuchają.- powiedział donośnie i czekał, aż wszystkie pary oczu zwrócą się ku niemu. Prędko tak właśnie się stało, wielu widziało w nim wzór oraz tymczasowy autorytet. Odchrząknął, układając swoje myśli.- Po pierwsze, jesteśmy tak słabi jak dżdżownice na asfalcie. Musimy znaleźć, zrobić, obojętne w jaki sposób jakąkolwiek broń.- powiedział, po czym na chwilę urwał, a parę głów pokiwało ze zrozumieniem. Ktoś jeszcze coś dopowiedział z uznaniem, ale nie było to wcale istotne.- Po drugie, Anne mimo że napędziła nam stracha świetnie się spisała znajdując jedzenie. Gdy tak teraz o tym myślę, powinniśmy rozdzielić pomiędzy siebie obowiązki.- przymknął oczy wyraźnie zmęczony w tym miejscu, westchnął cicho i spojrzał na klasę. Oczekiwał jakiejś odpowiedzi na jego słowa. Chwilę jednak to zajęło, zanim ktokolwiek odważył się wyrazić swoją opinię. Któż inny mógł się wypowiedzieć, jak nie Georgia? Przeminęły chwile, w których czuła się zmieszana, jej duma i honor powróciły wraz ze słońcem.
- To genialny pomysł.- powiedziała z uśmiechem, po czym podniosła się i ustawiła obok Trevora. Wiele osób krzywo na nią patrzyło, jeszcze inni odwrócili wzrok, ale nie żeby szczególnie zwracała na t uwagę.- Jako, że już stoję...- tu zaśmiała się niczym słodka, mała dziewczynka, naumyślnie udając nieco głupią.- Wyrażę swoją opinię co do tego, co ja powinnam robić. Naturalnie najlepszą rolą dla mnie będzie...- tu wzięła głęboki oddech, aby wszyscy w napięciu czekali na dokończenie tego zdania. Niestety ktoś nie dał jej dokończyć... Momo No Hana... Nowy, niewiele znaczący zdaniem Georgii chłopak... właśnie porządnie sobie u niej nagrabił.
- Z pewnością wolałabyś nie robić zupełnie nic.- wymamrotał trochę zbyt głośno, jak na takie słowa. Rudowłosa gdyby mogła, z pewnością nastąpiłaby mu na odcisk i zmiażdżyła. Jednak usiłowała opanować się wewnętrznie i zaśmiać, jednak wtedy właśnie zagłuszyły ją inne głosy. Nieoczekiwanie jakaś postać potrąciła ją i Georgia została wypchnięta na obrzeża grupy. Z centrum zainteresowania skończyła na uboczu. Założyła więc ręce, coś bąknęła pod nosem i usiadła na miękkiej trawie.
- Zgłaszam się jak najprędzej do zbierania owoców. Nie macie pojęcia jakie to przyjemne!- zawołała Anne, wyrywając się z tłumu. To jej wypowiedź najwyraźniej usłyszał Trevor, a więc od razu się zgodził. Uprzedził jednak, że powinna być pewna co zbiera, zanim po to sięgnie. Każda roślina może być trująca.
 Do tego samego zadania zgłosiła się także Linda, chcąc móc zawsze pilnować przyjaciółki. Wiadomo było, że stanowisko w grupie nie zmieniało faktu iż nie wolno im było się oddalać tak zupełnie i bez słowa. Wiadomo, to było dla nich nader oczywiste. Momo i TJ zgłosili się do polowania. Oboje stwierdzili, że wypłoszenie drobnej zwierzyny i wypatroszenie jej gdy już jakąś znajdą, to będzie pestka. Misha, Alex i Anastazja zaoferowały, że zajmą się bronią. Sprzęt z długich patyków i kamieni, związanych czymś długim byłby im bardzo przydatny, a wiec i na tę propozycję przystał przywódca.
 Jeszcze inni zajęli się obroną, inni dołączyli do Anne i Lindy, a Georgia faktycznie w końcu... nie robiła nic. A więc wszyscy mieli jej to za złe. Dziewczyna nawet nie zasugerowała, że na coś może się przydać. Milczała jak grób, być może ciężko w głębi urażona wypowiedzią Japończyka? Nie była pewnie nawet sama do końca pewna.
 A gdy południe się skończyło, słońce zniżyło się znacznie, a długie cienie pobliskiego lasu zaczęły pożerać polanę, Trevor zdecydował się wyruszyć znów. Ustawił wszystkich w szeregu, a niektórzy mamrotali, że czują się jak w wojsku. Jednak tak naprawdę nikt nie mógł nie przyznawać mu racji, to było konieczne. Czy ktokolwiek chciał zginąć rozszarpany przez potwora, zdecydowanie nie.
 Grupa wyszła więc powiedzmy najedzona i mniej więcej wyspana z miejsca noclegu. Szczerze powiedziawszy każdy martwił się o kolejną noc i następne schronienie, bo przecież nie zawsze trafią na coś w po dobie. I co wtedy? Malowała się przed oczami nocna rzeź i ucieczka przed łaknącymi krwi istotami. Aż na plecach mieli ciarki, myśląc o takich rzeczach. Fakt, że wkraczali grupą w ciemną otchłań lasu też nie polepszał im nastrojów. A nóż zaraz znów jakieś wielkie cielsko wyskoczy na nich i będzie usiłowało pożreć większość, jeśli nie całość? Już poprzednio stracili w taki sposób dwójkę przyjaciół... Czy byli gotowi się obronić, albo uciec? Wolne żarty, ich stan się wcale od poprzedniego wieczora nie poprawił. Ciągle byli słabi. Misha i jej mały zespół nie zdążyła jeszcze zrobić broni. Małe, liche dzieci wystawione na tak wielką próbę. Albo wszyscy przeżyją, albo zginą. Dzięki wielkie, a co z indywidualistami?
 Stąpali powoli, ostrożnie. Każdy starał się wydawać jak najmniej odgłosów, niektórzy bardziej spanikowani ograniczali nawet oddychanie. Jednak niebyli świadomi woni malin jaka się za nimi roznosi, ani tego że nie od nich zależy czy coś ich znajdzie czy też nie. Tak naprawdę nie mieli na nic wpływu.
- Boję się...- szepnęła cicho Anastazja, depcząc niemalże po piętach Georgi. Nie ma co ukrywać, że po tych ostatnich wystąpieniach po prostu się przykleiła.- Odnoszę wrażenie, że jestem następną ofiarą...- jęknęła przerażona. Za dużo na ten temat myślała, a to było widać. Dlatego też rudowłosa zwyczajnie spławiała ją potakiwaniem.
 Szli... Drzewa w dalszych częściach lasu porastały go coraz rzadziej. Nadzieję mieli oni wszyscy, że niebawem trafią na bezkresną prerię pełną jezior, rzek i sadów. Jednakże łatwo było odgadnąć, że wcale nic takiego ich nie spotka. Zupełny brak istot sugerował raczej, że nie ma tam takich udogodnień. Gdyby były, stworzenia przyjemne i urocze zasiedliłyby okolicę.
 W temacie właśnie takich zjawisk... Nagle zarośla zaszeleściły dość znacząco. Pochód jednogłośnie stanął, przerażony. Przywódca, posługujący się od jakiegoś czasu kijem miast jakiejkolwiek broni, wysunął go przed siebie i czekał. To nie było duże... Mogło im sięgać co najwyżej do kolan. Nie mogli jednak wykluczyć, że ma setki zębisk i pojemny żołądek. Wstrzymali oddech, oczekując. Kilka minut nawet nic się nie działo, w końcu jednak, pierwsza para białych kopyt wynurzyła się z zarośli, za nimi druga. Zaskoczenie zajęło miejsce strachu, przynajmniej po części. To coś, co wyszło im na spotkanie, było stworzone chyba na wzór jelenia albinosa. Miało długie, śnieżnobiałe poroże ozdobione drobnymi jakby kryształkami czy po prostu prześwitującymi naroślami. Budowa ciała tego czegoś, przypominała kota, jedynie czystego, z długą sierścią. Natomiast pysk... Istota ta  z pewnością nie dałaby rady zjeść ich w oka mgnieniu, ani przełknąć tak spokojnie. Miała mało zębów, na dodatek była to szczęka roślinożercy i to zdecydowanie. Oczy jelonka spoglądały w kierunku wysuniętego kija zlęknione. Drobne ciałko drżało.
- Zostaw go... Trevor on nam nic nie zrobi...- szepnęła pełna litości Deminda. Mimo że przywódca niechętnie przystawał na niektóre prośby grupy, był w końcu od tego, aby nimi rządzić, ale zarazem słuchać, a więc opuścił broń. Wszyscy z zauroczeniem przyglądali się ośmielającemu stworzeniu. Z niechęcią podeszła do niego tylko Misha, co dziwne, bo zazwyczaj łatwo było wmówić jej że coś jest bardzo urocze.
 Klasa ruszyła więc dalej, nie lękając się już tak bardzo lasu. Skoro coś takiego dało radę wieść tam spokojne życie z pewnością i oni mogli przedostać się przez drzewa bez większych przeszkód. Mieli rację, nic więcej nie stanęło im na drodze. Jednakże była zupełnie inna rzecz, niepokojąca część osób. Jelonek albinos podążał za nimi krok w krok, wesoło przyglądając się ich poczynaniom. Czy nie było to, wszak urocze, ale też dzikie zwierzę? Jaki miało powód by działać w taki sposób? Połowa nawet o tym nie pomyślała, Misha głowiła się nad tym natomiast najmocniej.
 Przez wierzchołki drzew widać było słońce chylące się ku zachodowi. Z każdą chwilą, gdy robiło się coraz ciemniej w oddali słychać było ciche pomrukiwania i ryki, to nocny las budził się do życia. Czy byli to ci wszyscy zabójcy, o których uprzedzała ich kobita na początku "gry"? Prawie na pewno tak. A więc trwoga napełniła ich serca. Szli jednak dalej, nie mogli się zatrzymać. Żywili nadzieję, że niebawem trafią na schronienie. Tak też się stało. W środku puszczy, która nocą nie była już tak urocza i przyjemna jak za dnia, znajdowała się niewielka wolna przestrzeń ze wszystkich stron porośnięta drzewami. Ale gdyby to były takie zupełnie zwykłe drzewa, zapewne nie były by wspomniane, nieprawdaż? Otóż to. Każde z nich było tak spróchniałe, że wewnątrz można było się spokojnie ukryć, przespać. Idealne kryjówki, na dodatek na tyle duże, aby wszyscy się zmieścili, zajmując zaledwie trzy rośliny.
 Trevor podzielił grupę na trzy zespoły. Każdy z nich miał w sobie osoby słabsze oraz silniejsze, aby wszystko dobrze zrównoważyć. Wybrał też, niemalże w ostatniej chwili odpowiednie schronienia, gdyż drapieżnicy byli już tuż tuż. Pozostał im jedynie problem śnieżnobiałego stworzenia, które w pierwszej chwili samo zostało na środku polany, narażone na śmierć.
 Otóż pojawiła się jedna osoba, zdolna zawołać je do siebie. Anastazja. Pełna tęsknoty za Amelią pragnęła w nocy wtulić się w stworzenie i zasnąć z nim. A więc zachęciła je do zagrzania miejsca w pniu wielkiego drzewa. Nie wszyscy byli przychylni, ale w końcu przyjęli istotę z uśmiechem. A ona zasnęła od razu, pomrukując uroczo i niemalże niesłyszalnie. Była tak malutka i cieplutka, że od razu zrobiło się przyjemniej. W końcu, to było takie urocze, przyjazne stworzenie.

niedziela, 27 lipca 2014

Igrzyska ocalenia rozdział 6 "Reguły i las"

 -Pora byście poznali reguły.- Rozległ się gdzieś naokoło grupki uczniów głos. Ale to jaki. Należał z pewnością do kobiety, bardzo szorstkiej, ale mądrej. Nigdy jej nie widzieli i niedane im to było. Stali w zwartej grupie, dwie osoby jeszcze tylko siedziały na ziemi, bo dopiero co się zjawiły, Alicja i Georgia. Rudowłosa była oszołomiona tym, co się działo i przez długi czas jeszcze siedziała, a jej towarzyszka przy pomocy Helen, uniosła się na równe nogi i otrzepała.
 Byli w szklanej półkuli, która prawie wystarczyła by ich pomieścić. W tak małej przestrzeni, robiło się już bardzo duszno. Za warstwą szkła, widzieli las, wyjątkowo mroczny i ponury, to pewnie przez to, że dopiero świtało. Z drugiej strony znajdowała się skarpa, a w dole, jak się później okazało, płynęła rwąca rzeka. Nie słyszeli niczego co się tam działo. Pewien bardzo kolorowy ptaszek, przysiadł na najbliższej gałęzi i otworzył swój dziobek. Z pewnością chciał uraczyć ich piękną pieśnią, lecz niestety, nikt go nie usłyszał.
- Jesteście tu z jednego, jedynego powodu.- Mówił dalej kobiecy głos, niczym w jakimś wojsku.- Pewna osoba, która niedawno umarła, dostała szansę na wygranie swojego życia. Dostała do wyboru Grę albo skazanie na pozostanie widmem. Wybrała grę.- Georgia wzdrygnęła się na te słowa. Co za gra? Nie ona jedna miała to pytanie. Najbardziej zdziwiony był chyba Momo. Nie miał pojęcia o tym wielkim zamieszaniu związanym z Olivią. Ledwo wiedział kim jest, umarła i teraz znajduje się tu z tego powodu. Ale... Dlaczego?
- Więc tak. Wasza drużyna, jeśli tak to nazwę, gra w grze, którą nazwaliśmy tutaj Igrzyskami ocalenia. Zasady są proste. Walczycie by przeżyć. W lesie i na całej połaci terenu Igrzysk roi się od dinozaurów, upiorów, zabójców, klonów znanych wam ludzi i nie tylko. Każde napotkane stworzenie jest wrogie.- Zło sączyło się z tych słów litrami. Anne dygotała z przejęcia. Linda i Alex ledwo ją podpierały, by nie upadła. Oliver znalazł sobie punkt w lesie, z którego jego zdaniem płynęły te reguły. Kasper, z racji tego że panowało ogólne zamieszanie, nie wiedząc co robić uspokajał się myślą że jest tu z Kate, a ona. Opierała się o szkło i słuchała uważnie.
 A Amelia i jej klon... Cóż, trudno nazwać ich zachowanie. Od samego początku łkały i przytulały się do siebie. W momencie gdy głos zaczął do nich przemawiać, wydarły się. Jedna osoba, Patric uciszył je grożąc dłonią. Wtedy przestały. Ta jedna osoba, ten chłopak zachowywał się chyba najspokojniej.
- Chwileczkę!- Zawołała nagle Deminda. Głos wydał z siebie dźwięk zachęcający do rozwinięcia wypowiedzi.- A co jeśli zginiemy? Do czego mamy dość, co osiągnąć? Ile będziemy musieli walczyć? Jeśli w ogóle nas z tą wypuścisz...- Wszystkie te pytania... Tego chcieli wiedzieć wszyscy. Dziewczyna poczuła lekką ulgę, gdy wyrzuciła je z siebie. Robiła to jednak jakby przez niewidzialne łzy.
- Oczywiście że ktoś zginie, przecież to nie jest wykluczone.- Nieoczekiwanie zaśmiał się złowieszczy głos.- Jako wasz przewodnik, ostrzegę was przed nocnymi łowcami. Wyśmienici z nich tropiciele nie ma co. Z łatwością i bezszelestnie do was dojdą, a później zjedzą.- Misha przełknęła ślinę.- Ale jako wasz oprawca każę wam już zaraz wyjść stąd i radzić sobie samemu! A teraz twoje pytania, ofiaro. Jeśli ktoś zginie, to po męce pojawi się w niebieskim pomieszczeniu. Będzie cały i zdrowy, lec nieruchomy. Mamy tam monitory, będzie mógł oglądać was w dalszym ciągu. Będzie jakby zastygnięty, tylko jego myśli i oczy będą działały.- Z grupy wydarł się wyraz szoku i przestrachu.- Waszym celem jest położone bardzo daleko stąd świątynia. W niej, gdzieś tam w środku znajdziecie butelkę. Musicie ją wziąć i otworzyć. Wtedy oddam życie Olivii, w niej zawarte. Wtedy też i wy wrócicie do domu. Nikt, prócz osób które dotrwają do końca, nie będzie pamiętał nic z tego co się wydarzyło, w związku z tą nieszczęśliwą śmiercią. Ale tu was muszę ostrzec, bo jeśli nikt nie osiągnie celu, zostaniecie w błękitnym pokoju nieruchomi, na zawsze! To samo stanie się jeśli Olivia zrobi to sama.- Głos przerwał dzikim śmiechem, po czym na moment ucichł.- W takim razie, skoro nie ma już żadnych pytań, życzę wam powodzenia. Żegnajcie.- Zakończyła.
 Klasa rozejrzała się naokoło. Nic się nie działo. Rudowłosa podniosła się właśnie z ziemi, nieco oszołomiona. Nie mogła zapomnieć o tym co zrobiła. Parę wściekłych spojrzeń patrzyło na nią, jakby zaraz chciały ją zabić. Starała się unikać tych spojrzeń. Bała się też podejść do Mishy, przecież poszła na pierwszy ogień...
 Nagle usłyszeli jakiś pchnięty w ruch mechanizm. Przekręcające się koła zębate, łańcuchy. W przerażeniu spostrzegli że szkło dzieli się na kawałki i chowa pod ziemią. Więc już nie są bezpieczni. Gdy po ich kopule nie było śladu i wszystko już ucichło, z głębi lasu wyłoniła się biała postać. Była smutna i dygotała. Olivia. Ach no tak, przecież głos wspomniał, że nie może tam dotrzeć sama, a w takim razie wyraźnie powiedział, że będzie z nimi. Anne cofnęła się gwałtownie, tak że prawie wpadła do rzeki.
- Witajcie... Przyjaciele.- Powiedziała białowłosa machając lekko, a jej ręka była niczym kłos trawy na wietrze, okropnie delikatna. Jej "przyjaciele" jednak widzieli w niej ducha, który usiłuje i ich życie zmarnować, stłamsić.
- Juz po nas!- Wydobyło się z gardła Anastazji, długo wstrzymywane i pełne rozpaczy zdanie. Chcąc nie chcąc, wszyscy musieli przyznać jej rację.
 Stali jeszcze trochę w miejscu i wpatrywali we wszystko dookoła. Oprócz cichych jęków nie było nic słychać. Nie wydawali z siebie żadnych innych dźwięków. W końcu jednak coś tchnęło w nich życie. Skoro już jest poranek, słońce leniwie unosi się w górę to nocni drapieżnicy śpią... tak? A skoro tak, to muszą znaleźć bezpieczne dla siebie miejsce przed zmrokiem. Tylko jakiego kalibru są te tak nazwane "potwory"? Latają, pełzają, biegają? Czy wspinają się po drzewach? Jeśli tak, w konarach wysokich dębów, nie jest bezpiecznie.
 Trevor odchrząknął na tyle głośno że wszyscy zwrócili się w jego kierunku. Odetchnął i z powagą spojrzał na nich.
- Jeśli chcemy tu przeżyć, musimy trzymać się razem.- Zaczął pewny tego co mówi.- Nie wolno nam się też zbytnio bać, bo to może nas zgubić. Proponuję byśmy wybrali osobę dowodzącą i paru silnych osób do obrony Olivii w razie czego. Słyszeliście że jest naszym priorytetem tak?- Tu spuścił na moment głowę zbierając myśli. Dużo wiedział o przetrwaniu, w podstawówce należał do harcerzy plus to że namiętnie gra w gry przetrwania, akurat takie w których na każdym kroku może cię coś zjeść.- Ale najważniejsze jest to, żeby oddalić się od lasu, bo to schronienie wielu nocnych zabójców.- Dokończył. Klasa pokiwała głowami w skupieniu, niektórym zaczynało już przechodzić.
- Chyba wszyscy będziemy tego samego zdania...- Zaczęła niepewnie Georgia, wiedząc że wszyscy mogą ją zaraz zbesztać za to że się odzywa. Mimo tej pewności, kontynuowała.- Będziemy tego samego zdania, że to Trevor powinien być tym... Przywódcą. Moim zdaniem najlepiej się zna... I może ocalić nie jedno życie.- Powiedziała, stojąc z dala od reszty. O dziwo, chociaż wiele osób chciało to zrobić, nikt nie wyśmiał jej ani nie spojrzał na nią ze złością czy pogardą. Niektórzy skinęli głowami inni milczeli.
- Masz rację.- Odezwała się Kate.- Tak właśnie powinno być.- I nikt się już tej decyzji nie sprzeciwiał. Trevor ich poprowadzi, koniec kropka. Dobrze że chociaż jedną rzecz udało im się ustalić.
- Więc.- Chłopak uśmiechnął się mimowolnie, po chwili spojrzał w dół rzeki. Tamtędy prowadziła jedyna droga z daleka od lasu. W dole jednak było widać zaledwie niewielką polankę i następną połać drzew.- Macie jakiś pomysł? Może powinniśmy tam zeskoczyć?- Zapytał niepewnie. Deminda podeszła do niego i spojrzała na taflę wody.
- Chyba sobie żartujesz!- Wykrzyknęła przerażona widokiem. Miała lekki, niewyjaśniony lęk wysokości. Odsunęła się pospiesznie od krawędzi.- Musi być inny sposób.
- Jaki jest numer na policję?- Wyrwało się z tłumu. Była to Alicja. Trzymała w ręku swój piękny telefon, a na wyświetlaczu widniała klawiaturka.
- Nie zamierzasz chyba dzwonić po pomoc?- Zapytała oburzona i nieco zaskoczona głupim pomysłem, Linda. Spojrzała na swoje przyjaciółki. Owszem, Alex i Anne również uważały użycie telefonu za głupotę.
- Co w tym złego?- Zdziwiła się brązowowłosa opuszczając w dół dłoń z telefonem. Zupełnie chyba nic nie zrozumiała.
- A jak twoim zdaniem wyjaśnisz policji to co tutaj zaszło?- Wycedziła Alex.- Dodatkowo co im powiesz gdy zapytają gdzie jesteś?- Dodała. Alicja zmarkotniała. Koleżanka miała rację. Zupełnie nie wiedziała gdzie są, środek dziczy... Nawet zasady życia w mieście tutaj nie obowiązują. Jedyne prawo, to "Prawo dżungli."
 Na tym skończyły się wspaniałe pomysły ze strony dziewcząt. Żadna z ich nie miała szczególnie mądrego sposobu na ominięcie rzeki i lasu. Męska część drużyny, okazała się w tym momencie o wiele bardziej przydatna. Szczególnie Momo się wykazał, choć klasa nie chciała przystać na jego propozycję. Zaproponował mianowicie, przejście na drugą stronę lasu, by dostać się na jakąś większą, otwartą przestrzeń. Większość nie zamierzała jednak się zapuszczać w głąb. Sami słyszeli o "potworach" jakie mogą się tam czaić. Co z tego że jest dzień?! Nawet jeśli najgorsi zabójcy polują w nocy, to niewykluczone że jacyś inni robią to za dnia.
 Cóż... Niestety nikt nie miał lepszego pomysłu. W końcu, po długim okresie dyskutowania, każdy zgodził się na rozwiązanie Momo.
- Trzymajmy się blisko siebie. Drapieżnik nie zaatakuje zwartej grupy, bo będzie wiedział że każdy broni każdego.- Rozkazał Trevor i jako pierwszy wszedł pomiędzy drzewa. Od razu niemalże ogarnęła go nieludzka ciemność.- Chodźcie za mną, Oliver ty i Evan idźcie na końcu. Będziecie osłaniać drużynę.- Powiedział jeszcze. Za nim ruszył Ivan, Patric, Kasper i wszystkie dziewczyny, zaczynając od Helen. Dalej pozostali chłopcy i dopiero za nimi, na samiuteńkim końcu Oliver i Evan. Nieliczni szli spokojnie. Jak w końcu nie dygotać ze strachu w egipskich ciemnościach, wiedząc że z każdą sekundą jest się mniej bezpiecznym?
 Niespodziewanie w lesie rozległ się głośny i rozpaczliwy krzyk. Klasa zamarła zatrzymując się. Nikt nie wiedział co się dzieje, czy wszyscy są na miejscu. Otóż nie!
- Amelia!- Wykrzyknął ktoś z samego końca, Evan. Chłopak porwał się z miejsca i ruszył wśród drzew w kierunku pisku dziewczyny. Żadne "stój", jakich było nie mało nie mogło go powstrzymać. Anastazja odruchowo ścisnęła rękę Demindy, stojącej najbliżej niej. Jak do diaska nie zauważyli że blondynka się oddaliła.
- Czy na prawdę żaden z was nie potrafi się pilnować?!- Krzyknął zdenerwowany Trevor. On wiedział że jeżeli dwoje z nich samotnie wybrało się w ciemny las, pełen krwiożerczych bestii, nigdy nie wrócą.- Cóż, musimy iść dalej.- Powiedział smutno i ruszył. Przerażeni poszli za nim.
- A-ale co z Amelią? Czy... Ona wróci prawda?- Pytała zapłakana już przyjaciółka. Niestety... Żadne słowa nie były w stanie jej pocieszyć. Płakała cicho, otoczona przez współczującą Mishę i Demindę. Ivan z resztą też w cale tak dobrze się nie czuł. Coś zabiło jego brata...? Cały czas próbował odrzucić od siebie tę myśl. Nie, on żyje. Powtarzał sobie.
 Przeszli pół drogi, mniej więcej. Nieszczęść nie było jednak dość. Nagle niczym grzyb po deszczu wyrósł przed nimi wielki stwór. Jego ogromna paszcza unosiła się dwa metry nad ich głowami, miał niezwykle małe przednie koniczyny, za to dobrze zbudowane tylnie, na których stał. W mroku dało się zauważyć długi ogon i czerwone ślepia, wpatrujące się w chłopaka stojącego na czele bandy. Serca waliły im jak oszalałe. I co? Co mają robić?
 Bestia zniżyła pysk z milionem lśniących, ostrych zębów. Jego oddech pełen był zapachu padliny i krwi. Wydawało się że ogląda ich i wącha, dziwiąc się kim są i co tam robią. Trwało to jednak krótką chwilę, która dłużyła im się niesłychanie. Niektórzy pomyśleli już że nic takiego się nie dzieje. Może to coś nie zamierza ich jeść, może jest przyjazne? Lecz nagle przypominały im się słowa ich "przewodnika i oprawcy". "Każde napotkane stworzenie jest wrogie." Dudniło im w uszach.
 Niespodziewanie stwór uniósł się wysoko na tylnych nogach i wydał z siebie potworny ryk. Zamierzał rzucić się na nich i rozszarpać, jak najszybciej. Wyglądał na głodnego.
- W nogi!- Wykrzyknął Trevor i rzucił się, razem z całą resztą w drogę powrotną. Cóż, to było zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Gdy ujrzeli światło tuż przed sobą uśmiechnęli się, odetchnęli z ulgą i zwolnili. Jednak wróg cały czas deptał im po piętach. Po chwili spostrzegli, że nie mają wyboru. Kierowali się prosto na rzekę, w kierunku przepaści. Nie mieli pojęcia co jest dla nich lepsze, śmierć przez pożarcie czy też upadek z wysokości. Mimo uprzedzeń, strachu i innych okropnych uczuć, wszyscy wybili się kolejno i poszybowali w powietrze. Wtedy dopiero wydarły się z nich głośne krzyki.
 Plusk wody, która trysnęła na wszystkie strony był niemalże kojący. Po chwili słychać było kasłanie ludzi dławiących się wodą. Na całe szczęście wszyscy wyszli z tego bez szwanku. Co silniejsi pomagali tym słabszym wyjść z głębiny rzeki. Było im zimno. Wszyscy siedzieli na mokrym już zupełnie brzegu.
- Myślałam że zginę!- Krzyknęła nagle Alicja wybuchając śmiechem. Trzymała się za brzuch i prawie tarzała po ziemi.
- Żartujesz?- Trevor spojrzał na nią zabójczym wzrokiem.- Mogłaś zginąć NAPRAWDĘ.- Dodał ostrym tonem. Cała ta sytuacja sprawiła, że zaczął jeszcze bardziej się denerwować. Najpierw Amelia, teraz to. Co jeszcze mogło ich spotkać w pierwsze piętnaście minut gry? Wyraźnie poczerwieniał ze złości, która kipiała z niego.
 Misha siedząca tuż obok Helen, wyglądała zza jej pleców uważnie mu się przyglądając. Wyglądał nieco inaczej, bardziej odpowiedzialnie niż zwykle. Szczerze współczuła mu tego, że wszyscy są na jego głowie. Musiał zadbać o wszystkich, polecili mu być ich przywódcą. Dziewczyna bardzo chciała zbliżyć się do niego i pocieszyć, lecz zawahała się i nie zrobiła tego.
- Proponuję wrócić na górę i poszukać Amelii.- Wykrztusiła z siebie nagle Anastazja, wbijając wzrok w ziemię. Na jej twarzy nie było już śladów łez, bo zmyła je woda. Trevor pokręcił głową, nawet nie odpowiedział. Wszystkim było smutno, chodzisz z kimś do klasy i jesteś po prostu przyzwyczajony do tego że jakaś osoba zawsze w niej będzie, a tu nagle spotyka ją pewna śmierć w lesie. To okropne.
 Przywódca podniósł się i wyżął dolną część koszulki, otrzepał włosy. Po chwili i inni zaczęli wstawać i doprowadzać się do porządku. Alicja z przerażeniem odkryła że jej telefon zupełnie przemókł i już nie zadziała. To przybiło ją jeszcze bardziej niż utrata znajomych. Jedna tylko Anastazja siedziała przy rzece.
- Idziesz z nami czy nie? Robi się ciemno, musimy się ukryć.- Odezwał się Trevor, dziewczyna jednak wcale nawet nie drgnęła.- Serio mówię, możemy pójść bez ciebie.- Powtórzył ze złością. Nie zareagowała jednak, wlepiając swoje spojrzenie w płynącą wodę. Trevor ruszył przed siebie, a część klasy nie chcąc zostać na pastwę losu samemu, ruszyła za nim. Ledl także to zrobił, lecz po paru krokach stanął. Spojrzał przez ramię.
- Naprawdę masz zamiar ją zostawić?- Zapytał drżącym głosem. Trevor nie zaprzeczył.
 Wtedy coś tknęło kamienne serce Georgii. Zamaszyście odwróciła się i wróciła nad rzekę, a zrobiła to tak by każdy widział. Faktycznie, mimo że wszyscy zauważyli, nikt nie poszedł w jej ślady. Lecz ją, jak zawsze to nie obeszło. Przykucnęła przy Anastazji i położyła dłoń na jej ramieniu.
- Hej, nie możesz się tak załamywać.- Powiedziała w miarę ciepłym głosem. Blondynka załkała cicho i otrząsnęła się z dłoni Georgii.- Wiem że ci ciężko, ale jeśli tu zostaniesz, nasze szanse zmaleją i już nigdy, być może nie zobaczysz Amelii. Musisz myśleć pozytywnie. Wygrasz tę grę i uratujesz nas wszystkich zgoda? Wiem że dasz sobie radę.- Mówiła rudowłosa a jej głos nabierał pewności i radości z każdym słowem. Zapłakana dziewczyna podniosła na nią wzrok.
- Akurat.- Wymamrotała przez łzy.- Nie jestem ani silna, ani odważna, ani też sprytna. Nie mam tutaj najmniejszych szans.- Dodała ze zrezygnowaniem.
- Nie mów tak.- Georgia oburzyła się tym jak Anastazja okropnie w siebie nie wierzy.- Wiara czyni cuda. Idziemy? Grupa zaraz zniknie nam z oczu.
 Blondynka wytarła łzy i podniosła się wsparta na ręce koleżanki z klasy. Razem ruszyły biegiem w stronę oddalających się uczniów. Gdy były już naprawdę blisko, mogły wyraźnie usłyszeć słowa Alex.
- Nie wierzę w to.- Mówiła.- To jakiś obłęd, cała ta historia jest bardzo nie halo. Na dodatek TJ wybiera się na randkę z tą rudą wiewiórą i na pewno na mnie już nigdy nie spojrzy. Czuję się fatalnie.- Jej głos brzmiał jakby zaraz miała się rozpłakać. Linda idąc obok pocieszała ją. Georgia i Anastazja zwolniły i dołączyły do pochodu. Blondynka, z racji tego że ciut się opanowała i nabrała pewności iż serce "księżniczki" nie jest takie twarde jak się wydawało, zagadała cicho by Alex nie słyszała.
- Naprawdę masz zamiar zabrać jej sprzed nosa tego chłopaka?- Zaczęła szeptem. Ta kwestia była dla niej nie zrozumiała.- Przecież nie rozmawiacie ze sobą prawie w ogóle, nie interesujesz się nim mam rację?- Jej towarzyszka obruszyła się nieco. Wiedziała że Alex czuje się zazdrosna i kipi ze złości na widok TJ z jakąkolwiek inną dziewczyną, ale nie, nie interesował ją ten chłopak. Uśmiechnęła się pod nosem do blondynki.
- Masz rację. Nie podoba mi się.- Stwierdziła.- Jest jednym z tych zakochanych w muzyce chłopców, którzy polubią jedynie dziewczynę równie walniętą na punkcie muzyki co oni. A co do zabierania chłopaka... - Georgia zrobiła znaczącą pauzę zastanawiając się nad czymś.- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Jak to?- Anastazja nie należała z pewnością do najmądrzejszych i do najszybciej łapiących osób.- Przecież Alex mówiła przed sekundą ze idziesz z nim na randkę.- Ta część rozmowy ją chyba ominęła. Rudowłosa zakasłała dławiąc się własną śliną na wieść o swojej "randce". Zachowywała się na tyle głośno, usiłując się nie udusić, że usłyszał ją idący na samym przedzie Trevor. Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nią morderczym spojrzeniem.
- Chcesz żebyśmy wszyscy zaraz zginęli?- Wycedził. Chwilę to jeszcze potrwało zanim Georgia doprowadziła się do porządku i mogła odpowiedzieć. Jednak nie spodobało jej się wyraźnie to zdanie, a jak wiadomo nie było wielu rzeczy zdolnych ją poruszyć.
- Co proszę?- Odpowiedziała tylko, by upewnić się że chłopak użył przeciwko niej tego właśnie pytania. On zbliżył się i zmierzył ją wzrokiem.
- To nie jest korytarz szkolny, jeżeli masz zamiar cały czas zachowywać się jak przynęta na dinozaury, radzę ci już teraz odłączyć się od nas, bo inaczej przez ciebie wszyscy zostaniemy pożarci.- Wszystkich zatkało. Rudowłosa milczała, chciała jakoś wrednie mu odpowiedzieć, lecz nie potrafiła zdobyć się na żądne złośliwości. Prychnęła.
- Nie pomaga nam też twój wiecznie zły humor.- Usłyszała za swoimi plecami. Nie mogła uwierzyć, ale ten głos należał do.. Anastazji! Dziewczyny która trzymała się w cieniu swojej przyjaciółki, robiła wszystko tylko z nią i bezradnie rozklejała się gdy była sama. Teraz najwyraźniej, dostała zastrzyk odwagi i pewności siebie!- Jeśli chcesz wiedzieć to jedyną osobą która przyciąga tutaj potwory swoimi krzykami jesteś ty. Nie obrażaj innych myśląc że jesteś taaaki wspaniały, bo prędko sam będziesz zbyt zadumany w sobie by zadbać o czyjeś bądź swoje życie.- Dorzuciła, lekko się czerwieniąc z nadmiaru pewności. Chłopak natomiast zmrużył oczy w zastanowieniu i odwrócił się od nich. Rudowłosa oniemiała uśmiechnęła się lekko do Anastazji.
- Rany, dzięki.- Wyszeptała z podziwem. Blondynka zaśmiała się. Sama nie mogła w to uwierzyć, ale była zadowolona.
- Wiesz zrobiłam to nie tylko dlatego że tak się do ciebie wyraził, ale też dlatego że wcale nie jest taki świetny. Chciał zostawić mnie w środku nocy nad rzeką w krainie której zupełnie nie znam. Gdybym nie była tak bardzo nieśmiała, życzyłam bym mu śmierci.- Ostatnie zdanie jakie wypowiedziała, nieco przeraziło jej towarzyszkę, ale było już późno. Każdy był dawno zmęczony, teraz prawie się wszyscy przewracali.
 Gdy ostatnie promienie słońca leniwie chowały się za horyzontem., Wszyscy zdążyli ukryć się już w dość dużej, okrągłej niemalże jaskini. Trevor siedział najbliżej wyjścia, czuł się bardzo odpowiedzialny za całą klasę, a to że tak szargały nim nerwy, było winą tej chorej gry w którą zostali wciągnięci.
 Nagle usłyszał za sobą kroki i wzdrygnął się wyrwany z zamyślenia. W mroku komory ujrzał zbliżającą się dziewczynę o długich, ciemnych włosach. Od razu rozpoznał w niej Mishę. Niepewnie usiadła obok niego i spojrzała na to, co znajdowało się na zewnątrz.
- Uważaj żeby nikt cię nie zauważył.- Polecił chłodno chłopak, patrząc w to samo miejsce co ona. Kiwnęła głową, nie odzywając się. Odgłosy natury były tak naturalne i bezpieczne. Słyszeli świerszcze, wiatr, strumień, który po drodze minęli. W oddali czasem rozległo się pohukiwanie sowy. Pozostali uczniowie spali już, niektórzy nawet pogwizdywali nosem.
- Em... Byłeś dzisiaj bardzo zdenerwowany...- Zaczęła Misha, nie mając pojęcia po co zaczyna taki temat. Chłopak odchrząknął nieco.
- Martwię się o to że nie zdołam poradzić wam jak się w niektórych sytuacjach zachować.- Powiedział łagodnym tonem, jakby z ulgą że nareszcie może się komuś wygadać.- Chcieliście bym wami pokierował, jednak... Teraz wiem że nie czuję się na siłach.
- Może po prostu czasem poradź się nas, albo wyraź to co czujesz jakoś inaczej... Nie krzycząc na wszystkich tych, którzy na tobie polegają, dobra?- Wyszeptała Misha. Chłopak uśmiechnął się słabo, patrząc na nią uspokoił się nieco.
-W porządku.- Westchnął.- Powinnaś i ty pójść już spać. Nie mam pojęcia jaka bestia zaatakuje nas jutro.- Dziewczyna podniosła się i odwróciła w kierunku jaskini, ziewając przeciągle. Trevor wodził za nią wzrokiem.- Misha?
- Tak?

- Dziękuję ci.


PS.
Na koniec tego rozdziału chciałam też bardzo przeprosić za to że ostatnio nic nie wstawiałam. Muszę przyznać że brak mi weny... ^^" Ale postaram się nadrobić.

czwartek, 27 marca 2014

Igrzyska ocalenia rozdział 5 "Chodźmy do toalety."

 Klasa dość szybko otrząsnęła się po tragicznym wypadku. Nieliczni milczeli na ten temat, a liczniejsi trzęśli się ze strachu na wspomnienie o Olivii. Anne, której chora fobia przestała mieć znaczenie, zupełnie zdziczała jakoś. Nie odzywała się do przyjaciółek, a przynajmniej nigdy pierwsza, siedziała na korytarzu sama. Zupełnie podobnie zachowywała się Deminda. Próbowała przeanalizować to, co się wydarzyło, lecz fala wydarzeń, jaka ją zalała, była silniejsza od jakiejkolwiek. Jak to możliwe, że taki zwykły upadek zgotował tej dziewczynie śmierć? Przecież to wydarzyło się tak najzwyklej. A ile razy ktoś w poświęceniu na boisku odbije piłkę zaliczając przy tym glebę? Przecież to się dzieje non stop. Co więc takiego się wydarzyło?
 Alicja i Helen, trochę rzadziej się śmiały i wygłupiały, chociaż wciąż to robiły. Dotknęło je to, co widziały, a kogo z resztą nie. Muzyka, jakiej słuchały, była przez nie przyciszana o troszkę, nie tak hucząca w uszach jak zazwyczaj. Co do Helen, jej wspaniała osobowość, wymyślająca ludziom ciekawe ksywki, gdzieś zupełnie się zapodziała. Nawet Ivan przestał być już tym "małym" z przed paru dni.
 Niektóre rzeczy jednak zostały bez zmian. Daniel wciąż nie był słuchany przez Kaspra, zapatrzonego na śmierć w Kate. Anastazja i Amelia, dwie papużki nierozłączki, ubierające się w te same ciuchy, wciąż pozostały nierozłączne i wstydliwe. Misha nieodmiennie kochała czerń, a nawet pod pasowało jej ubieranie się na czaro, w związku z żałobą, jaka zapanowała. Jeśli o ten ubiór chodzi, nie spodobało się do Georgii. Jej kolorowe i zawsze dziwnie dobrane dodatki, nie miały prawa bytu. Było to jej zdaniem oburzające i nie do końca fair.
- Przecież my żyjemy, dlaczego więc mamy się tak ubierać?- żaliła się swojej przyjaciółce. Ale tak naprawdę, w głębi duszy bała się. Bała się szczególnie tego, że już nie będzie mogła spokojnie zasnąć. W duszy bardzo jej było żal Olivii, nigdy nie życzyła przecież nikomu śmierci. Niestety ta dobroduszna Georgia istniała tylko gdzieś tam pod warstwą makijażu, jaskraworóżowych ciuchów i lakierów do paznokci. Nigdy nie pokazałaby nikomu jaka jest, tam gdzieś w środku. Dlatego też była dla wszystkich tą wstrętną, okrutną, samolubną i wywyższającą się dziewczyną, nielubianą ogółem.
 Więc wszyscy byli w szoku, każdy chociaż czasem zastanawiał się, dlaczego tak się stało. Jak się pewnie każdy już domyśla, co takiego czuł sobie Oliver, który przecież został ostrzeżony przez samą Olivię, o tym co się stanie. Nie zinterpretował tego tak jednak. Skąd mógł wiedzieć, że dziewczyna zamierza umrzeć?! Załamał się biedny. Podobnie do Anne zdziczał ciut. Mimo że przychodził do szkoły, był wiecznie nieobecny. Jego myśli wędrowały do momentu przed biblioteką. Czy wiedziała? Na to wygląda... Tylko jak? Zupełnie sam, bo w końcu obiecał, że nikomu nie powie, próbował radzić sobie z tym wszystkim.
 Nauczyciela, który miał z nimi wtedy lekcję, już nigdy nie zobaczyli.
 Dwa dni po tym zdarzeniu, bo w tyle klasa się otrząsnęła, niewiele wróciło do normy. W trakcie dwudziestominutowej przerwy, Georgia i Misha wybrały się razem do toalety. Niby takie byle sobie, nie? A właśnie to zmieniło wiele w życiu tej klasy. Otóż wybrały się tam we dwie. Misha weszła do jednej z kabin, a Georgia stanęła przy oknie i wyglądała przez nie. Czekała na przyjaciółkę w milczeniu, chociaż dość długo.
 Znużyło ją gapienie się w dwa drzewa na tle ściany, totalnie. Nagle usłyszała za sobą ciche kroki. To dość dziwne, bo nie słyszała odgłosu otwierającej się kabiny, ale była pewna, że to Misha. Uśmiechnięta odwróciła się więc, gotowa opowiedzieć coś przyjaciółce. Gdy jej oczy ujrzały postać, skradającą się za nią, usta zamarły. Uśmiech przerodził się w przerażenie. Georgia zamarła, nie mając pojęcia, co ma zrobić. Uderzyła plecami w parapet, cofając się. Jęknęła cicho.
 Przy drzwiach stała dziewczyna, dookoła niej rozpościerała się jakaś widmowa poświata, a ręce jej, nogi i włosy były białe jak śnieg. Wszystko dookoła wydawało się nierealne, jak we śnie, koszmarze. Olivia, przy drzwiach stała Olivia. "Więc Ledl miał rację, Anne też. Olivia jest czymś dziwnym." Przemknęło przez myśl rudowłosej. Upiór nie patrzył na nią. Stał przy lustrze, z głową skierowaną ku niemu. Na twarzy zjawy widać było smutek, może spokój. W każdym razie nie było to naturalne uczucie. Georgia rozejrzała się. Szukała miejsca gdzie może się schować, którędy uciec przed Olivią. I gdy tak w strachu przeglądała pomieszczenie, nie zauważyła, że widmo, zjawiło się już przed nią. Rudowłosa otworzyła usta by pisnąć, lecz zjawa ją uciszyła.
- Ciii...- Wyszeptała.- Jestem tu po to by żyć.- Oznajmiła spokojnym, jakby uśpionym głosem.- Los dał mi szansę w grze. Lecz sama sobie w niej nie poradzę.- Kontynuowała.- Muszę mieć pomoc, muszę mieć kogoś, kto wciągnie w tę grę i innych.- Umilkła na chwilę. Georgia przełknęła ślinę i bardziej wbiła się w parapet.
- Nie chcesz chyba żebym tym kimś była ja?- Zapytała rwącym się głosem. Naprawdę słabo brzmiała. Olivia pokiwała głową.
- Chcę.- Rozległo się.- Dam ci moc wciągnięcia do gry całej klasy. Mają się tam zjawić wszyscy. Gdy to wypełnisz i ty się tam pojawisz, już bez tej mocy.- Objaśniła.- I jesteś przypadkową osobą, którą o to proszę.- Skończyła. Gdy już wszystko zamilkło, sięgnęła ręką za siebie i podała Georgii naszyjnik. "Nie włożę, go." Pomyślała rudowłosa. Lecz gdy błyskotka lekko musnęła jej skórę, sama wsunęła się na jej szyję i żadna siła nie była zdolna jej zdjąć.
 Upiór odwrócił się i ruszył ku drzwiom. Przy nich odwrócił się i pomachał słabo z uśmiechem, po czym rozpłynął się w powietrzu. Przerażona dziewczyna chwilę szamotała się jeszcze z wisiorkiem, a gdy spostrzegła, że nie da mu rady, osunęła się wymęczona na ziemię. W tym momencie z kabiny obok wyszła Misha. O dziwo nie słyszała ani jednego zdania z wcześniejszej rozmowy, nie widziała blasku, zupełnie nic nie zauważyła. "Skoro to gra... Ja... Czy ja muszę i jej to zrobić?" Zapytała samą siebie w duchu. Spojrzała na myjącą ręce przyjaciółkę. Poczuła, że nie da rady. Nagle jednak w jej wnętrzu coś się zamknęło. Gdy jej wzrok ponownie spoczął na Mishy, to nie była już dla niej przyjaciółka, stała się ofiarą. Wyciągnęła ku niej dłoń.
- Dokonam tego w ciągu dwudziestu minut i nikomu nie uda się uciec.- Powiedziała głosem, który rozszedł się echem po łazience. Czarnowłosa ze zdziwieniem odwróciła się do niej. Prócz złowrogiego wyrazu twarzy Georgii, śmiertelnie poważnego, nie zauważyła nic niepokojącego.
- O czym ty mówisz?- Zapytała trzymając na wysokości dekoltu swoje mokre dłonie. Nagle oprócz zdziwienia poczuła strach.
- Niebawem wszyscy staniecie się pionkami w wielkiej grze.- Dodała jej przyjaciółka. Wyciągnęła dłoń, lekko się trzęsącą w kierunku Mishy. "Żegnaj..." Pomyślała. Gdy palce zetknęły się z ramieniem dziewczyny, wykrztusiła z siebie głośny krzyk przerażenia. Jej ciało zaświeciło na fioletowo i zaczęło się kruszyć. Drobny pył unoszący się w powietrzu, jaki z niej został po chwili został wciągnięty przez medalion Olivii.
 Georgia otworzyła oczy, w momencie gdy klęczała podpierając się dłońmi. Oddychała ciężko. Spojrzała przed siebie, obejrzała się.
- Co ja zrobiłam?- Zapytała siebie samą, łamiącym się głosem. Podniosła się i otrzepała. Na jej twarzy pojawił się pot. Zatrzęsła się. "Jeśli nie zrobisz tego z innymi, ona już nigdy stamtąd nie wróci." Usłyszała w głowie. To nie były jej słowa!
- Więc to tak...- Wyszeptała.- Jednak w głębi serca chciałaś bym to ja była tą złą. Tak?- Swoje słowa kierowała do Olivii, a narastała w niej dziwnie przyjemna złość.- Więc dobrze, niech tak będzie. Stanę się tą zupełnie złą.- Oznajmiła ze śmiechem i wyszła na korytarz.
~~*~~
Amelia, ubrana w to samo co zwykle, oraz Anastazja wyglądająca prawie identycznie, siedziały na prawie pustym korytarzu i chichotały cicho. Georgia szła nieopodal, zerkając w ich kierunku. Gdy to zobaczyły, nieco się przestraszyły. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, spuściły głowy i wyprostowały się. Miały nadzieję że dziewczyna prędko się od nich odczepi, ona jednak z uśmiechem na twarzy podeszła bliżej machając im.
- Hej Amelio, hejka Anastazjo!- Zawołała. Stanęła tuz na przeciwko. Obie dziewczyny siedziały cicho, speszone. Nawet one nie lubiły tej dziewczyny.- No co jest? CO tam u was?- Zapytała zachęcając je do dalszej rozmowy.
- Hm...- Zastanowiła się Anastazja.- Właściwie to chciałam cię zapytać gdzie Misha?- Rozejrzała się upewniając że jej na pewno nie ma. Rudowłosa uśmiechnęła się szerzej.
- Wiecie, w sumie to czeka na mnie w toalecie. Chciałyśmy wam pokazać pewną sztuczkę.- Wymyśliła na poczekaniu, jasne że się zgodziły. W sumie nie były specjalnie bystre. Obejrzenie ciekawej sztuczki, ostatnia rzecz na którą można się nabrać. Ale to dobrze że uwierzyły, bo w końcu o to chodziło tak. Gdy znalazły się już w miejscu, w którym rzekomo czekała Misha, Georgia wykonała magiczną sztuczkę, jaką było wchłonięcie obu dziewczyn do wnętrza medalionu. Biedne nie wiedziały co się dzieje.
 W ciągu piętnastu minut na takie tanie sztuczki dało się nabrać sporo osób. A konkretnie Anne, Kate, Linda, Alex, Deminda, Ivan, Kasper, Ledl, TJ, Evan, Oliver, Patric, Daniel i Trevor. Pozostał tylko Momo, Alicja i Helen, których jak do tej pory rudowłosa nie znalazła. Pozostało jej mało czasu, więc strasznie się denerwowała. Wydawało się że szukała już dosłownie wszędzie.
 Gdy, by na chwilę odpocząć, usiadła na ławce, obok usadowiła się pewna osoba. Był to japończyk z wymiany, z którym jeszcze w ogóle nie rozmawiała. Była w niebo wzięta, serio gdy sam się do niej przyczepił. Chciała już tę całą złą grę mieć za sobą. Uśmiechnęła się do niego.
- Hej.- Zaczął. Zamilkł na dłuższą chwilę, najwyraźniej nie wiedział co powiedzieć.
- Hejka. Jesteś Momo co nie?- Zagadnęła, jako pierwsza. Mówiła przyjaźnie, a rozmyślała nad tym jak nabrać chłopaka. Nie było jednak po niej tego widać.
- Tak, to ja.- Odpowiedział.- A ty to Georgia? Ta z okropnie złą sławą...- Uśmiechnął się. Mimo że to była ala obelga, prosto w twarz, rudowłosa roześmiała się głośno. Jakiś z uczniów z innej klasy spojrzał na nią, nie kryjąc wielkiego zdziwienia.
- Ta... Oni mnie nie znoszą!- Dodała rozbawiona.- Ej... Słyszałam że znasz się co nieco na modzie nie?- Pokiwał głową. Właśnie wpadła jak "pożreć" tego chłopaka.- Ach, wiesz co... Mógłbyś mi powiedzieć co myślisz o tym naszyjniku, nie jest jakiś taki za bardzo, upiorny?
Chłopak przyjrzał się błyskotce z powagą. Po chwili można było zauważyć ze nie bardzo mu się ona podoba. Otworzył usta, by wyrazić swoją opinię, gdy Georgia dotknęła jego ramienia. Zupełnie bezszelestnie zmienił się w pył i zniknął w medalionie.
- Mnie też się podoba, dzięki.- Zaśmiała się i wstała.- Gdzie one do diabła są?- Zapytała samą siebie, patrząc w głąb korytarza. Pozostały jej dwie minuty do końca przerwy. Było by bardzo nie fajnie, gdyby na lekcji pojawiły się trzy osoby, bo w końcu co powiedziałaby nauczycielce? Kurcze, sama nie miała pojęcia co się z klasą stało.
- Kogo szukasz?- Rozległo się za jej plecami. Wspaniale! Georgia odwróciła się gwałtownie.
- Świetnie że was widzę dziewczyny!- Zawołała do Alicji i Helen. Były w ciężkim szoku. Ona się cieszy? Spojrzały na siebie.
- O naprawdę?- Wycedziła Alicja, dziewczyna która doświadczyła złego traktowania ze strony rudowłosej, całkiem niedawno.
- Kurczę, nie bardzo mam czas wiecie. Żadnych pytań.- Odpowiedziała i wyciągnęła przed siebie rękę.- Papa.- Powiedziała słodko i zdjęła je obie za jednym razem. Teraz jednak stało się coś innego, wszystkie trzy zaczęły się kruszyć. Zaczęła piszczeć, Georgia zaczęła się bać. Widziała teraz jak spada w głąb fioletu medalionu, gdzieś tam. Robiło się coraz ciemniej, mroczniej i zimniej. Nagle jednak jasny blask przedarł się przez to wszystko. Otworzyła oczy, lecz musiała je ponownie zmrużyć. To było słońce. Podniosły się, wszystkie trzy.

 Rudowłosa sięgnęła po medalion, lecz wcale nie zastała go na swojej szyi. Więc wszystko co powiedziała Olivia, było prawdą. Teraz wszyscy byli częścią gry.

niedziela, 16 marca 2014

Igrzyska ocalenia rozdział 4 "Zagrajmy w siatkówkę."

 Następnego dnia w szkole zrobiło się zamieszanie. Nauczyciele chodzili z gabinetu do gabinetu, wypełniali papiery i przedzierali się przez korytarze w iście zwariowanym tempie. Klasa Olivii miała na godzinę 9:40, tak więc przyszła w samym środku harmidru. Pierwsza w szatni, zjawiła się Kate. W milczeniu zdjęła piękne, zamszowe buty i zastąpiła je czarno-miętowymi trampkami. Zawiązała sznurówki, odwiesiła ciemno niebieski płaszcz i skierowała się do wyjścia. Wtedy zjawiły się Alicja i Helen. Śmiał się i słuchały muzyki na nowym odtwarzaczu mp3, który Helen niedawno dostała. Usiadły na ławce i długo jeszcze tak siedziały, machając nogami i głowami w rytm jakiejś muzyki. Kate stała chwilę w przejściu i im się przyglądała, po czym wyszła wzruszając ramionami.
 Alicja i Helen ubrane były bardzo podobnie. Obie miały na sobie glany, ciemne kurtki skórzane i krótkie spodenki. Bardzo lubiły swój styl, a że miały bardzo podobny to już inna sprawa. Nikt w klasie chyba nie ubierał się podobnie. Chociaż jeśli iść by tropem przyjaciółek, które ubierają się tak samo, to można by wymienić też Anastazję i Amelię, ale one były zupełnie inne niż Alicja i Helen.
 Gdy zadzwonił dzwonek ostatnie, spóźnialskie osoby podbiegły pod salę. Nauczycielka w zamieszaniu, długo chodziła po korytarzu wypytując wszystkich o klucze do sali. W związku z tym, klasa mogła sobie jeszcze trochę swobodnie porozmawiać i posiedzieć na podłodze pod ścianą. Tuż przy oknie, stała tez jedna jedyna ławka w promieniu paru metrów. Ale któż ją zajął? Nikt inny jak Georgia, zakładająca nogę na nogę i malująca paznokcie, oraz Misha, która wróciła do szkoły. Obok nich zmieściłoby się spokojnie jeszcze parę osób, ale nie ma, co ukrywać, że klasa od bardzo dawna gardziła rudowłosą, a jej wczorajszy wybryk jeszcze bardziej ich do niej zniechęcił. Nie interesowała się tym. Od zawsze czuła się najważniejszą osobistością klasy i nigdy nie było potrzeby, żeby musiała się w tym upewniać.
 Misha, siedziała z boku i wpatrywała się w przestrzeń korytarza. Włożyła sobie dłonie pod uda i lekko się pochylała. Miała na sobie czarną tunikę, z rozłożystymi rękawami i ciemne legginsy. Do tego na nogi założyła beżowe, cienkie rajstopy i kozaki w kolorze brunatnej skóry ze srebrną klamerką. Włosy pozostawiła rozpuszczone. Miała ciemne, długie kosmyki lśniące pod wpływem promieni słońca.
- Jaki kolor będzie pasował do ciemnoróżowego?- Zapytała nagle Georgia pokazując przyjaciółce swoje trzy pomalowane na różowo paznokcie u lewej ręki. Kolor ten był bardzo dobrze dobrany jaskrawo zielonej bluzki na ramiączka z prowokacyjnie dużym dekoltem, oraz do czarnej spódnicy z tiulem pod spodem. Na nogach miała buty, balerinkopodobne z różową kokardą, całe czarne i ciemne rajstopy, zdawać by się mogło, że te same co wczoraj. Jej uszy zdobiły Srebrne kule, wielkości muszelek, a włosy spięła w dwa kucyki.
 Misha zastanawiała się moment nad odpowiedzią i uważnie przyglądała się paznokciom przyjaciółki.
- Myślę, że czarny.- Stwierdziła. Georgia zaśmiała się przyjacielsko.
- Jak zawsze. Misha i jej miłość do świata w ciemnych barwach- skomentowała i szturchnęła ciemnowłosą, która wyrwana zamyślenia też zaczęła się śmiać.- Ale masz rację wiesz... Mimo że mam na sobie już wystarczającą ilość czerni, to i tak dodam jej jeszcze odrobinę.- Dodała rudowłosa. Wyjęła z torby czarny lakier i odkręciła go. Zaraz potem, płynnymi ruchami nałożyła go na dwa pozostałe paznokcie.
- Co się działo wczoraj w szkole?- Zapytała nagle zaciekawiona Misha. Georgia zastanawiała się dmuchając w paznokcie, po czym uśmiechnęła się.
- Postanowiłam zostawić Trevora w spokoju, ażebyś mogła z nim dzisiaj porozmawiać.- Stwierdziła wzruszając ramionami. Ciemnowłosa szybko odwróciła się by sprawdzić czy nikt tego nie słyszał.
- Dlaczego miałabym to zrobić?- Zapytała półszeptem.
- Ponieważ go lubisz?- Na to ironiczne pytanie, Misha nie mogła już odpowiedzieć, gdyż nauczycielka przeszła im przed oczami i otworzyła salę.
 Podczas gdy przechodziły przez próg, ktoś pociągnął Georgię do tyłu i ta prawie przewróciła się do tyłu. Zła na osobę, która to zrobiła, prawie zaczęła przeklinać, powstrzymała ją obecność nauczycielki. Istotą, która posunęła się do tego przerażającego czynu, była Alex. Dziewczyna nie mogła sobie darować tego, że znienawidzona przez nią "ruda wiewióra" pójdzie na koncert z chłopakiem, o którego niestety była zazdrosna.
- Jeśli masz zamiar wejść do sali i zagrzać miejsce obok TJ'a, to lepiej tego nie rób.- Blondynka spojrzała na Georgię morderczym wzrokiem.
- O co ci chodzi?- Zapytała z początku zdziwiona ciemno ruda dziewczyna. Po chwili jednak wpadła na bardzo interesujący pomysł i uśmiechnęła się chytrze.- Grozisz mi? Uważasz, że zdołasz mnie powstrzymać?- Zapytała i zaśmiała się, po czym weszła do sali. Specjalnie skierowała się w kierunku ławki TJ'a. Widać było, że Alex kipieje ze złości. Nie mogła wytrzymać i biegiem ruszyła w tym samym kierunku, co rudowłosa. Wpakowała się na krzesło i popchnęła TJ'a ramieniem, a ten uderzył głową w ścianę. Gdy tylko zrozumiała co zrobiła, zaczerwieniła się i spuściła głowę. Gdy ponownie zerknęła na Georgię, ta zagrzewała miejsce obok Mishy. Pomachała jej z niewinnym uśmieszkiem. Alex była na nią wyjątkowo wściekła. Zanim zdążyła wyszeptać ciche przepraszam w kierunku chłopaka, z którym usiadła do klasy wszedł ktoś jeszcze, osoba, której nigdy wcześniej nie widziała. Był dość nietypowy, nie wyglądał na pierwszą lepszą osobę, jaka przechadza się przez korytarze tej szkoły. Z resztą nie tylko ona zwróciła na niego uwagę. Wszyscy szeptali między sobą i spoglądali na nowo przybyłego chłopaka. Zaraz za nim weszła nauczycielka. Położyła dziennik na biurku i stanęła obok niego przy tablicy.
- Drodzy uczniowie, powitajcie nowego chłopca, który przyjechał do nas z Japonii na wymianę.- Powiedziała. Georgia uśmiechnęła się do Mishy i coś szepnęła jej na ucho. Oliwer podniósł rękę w powitalnym geście do nowoprzybyłego. On przyjacielsko odwzajemnił gest.- Nazywa się Momo No Hana. Będzie chodzić do waszej klasy przez półtorej miesiąca.- Mówiła dalej nauczycielka. Chłopak stał nieco onieśmielony i rozglądał się po klasie. Wodził wzrokiem po wszystkich uczniach po kolei.
 Alicja uśmiechnęła się do niego, a on odwrócił wzrok, czym prędzej.
- A może teraz opowiesz nam coś o sobie?- Zaproponowała pani nauczyciel. Momo uśmiechnął się niepewnie i poprawił włosy opadające mu na czoło.
- Więc nazywam się Momo No Hana i pochodzę z Japonii.- Zaczął. Klasa jednomyślnie pokiwała głowami, na znak tego, że już tyle wiedzą.- Przyjechałem na wymianę z Tokio i interesuję się modą.- Klasa ucichła na moment. Wszyscy popatrzyli się po sobie z lekkim zdziwieniem. Tymczasem Georgia, po chwilowym milczeniu pstryknęła w palce. Szeroko się uśmiechnęła.
- Całkiem ciekawie się zapowiada.- Szepnęła do przyjaciółki. Misha odpowiedziała jej skinięciem głowy.
 Japończyk usiadł w ławce, tuż obok Olivii. Anne wzdrygnęła się widząc to zajście i wbiła się w krzesło. Od dawna już bała się nowej dziewczyny oraz wszystkiego co z nią związane. Co by było gdyby Oliwer powiedział jej czego się dowiedział? Było to może dość mało, ale jednak rozsiewało więcej tajemniczości wokół osoby Olivii.
 Po tej pierwszej lekcji, życie w szkole wróciło do normy. Gdzieś niegdzie krzątało się tylko paru nauczycieli. Nie było niczego, na czym Alice i Helen mogłyby zawiesić oko. Siedziały, więc znudzone na dwudziestominutowej przerwie, tuz przed lekcją wf-u. Przewracały oczami i wzdychały przewracając w palcach telefony. Mimo ogólnego znudzenia, nie mogły nie przejmować się świdrującym wzrokiem, jakim obdarzał ich Momo.
 Tymczasem Kasper i Daniel stali pod ścianą. Kasper trzymał w ręce puszkę coli i siorbał ją po trochu, zamieniając parę słów z towarzyszem. Miał blond włosy, które tworzyły na jego czole uroczą grzywkę. Pozostałe kosmyki samowolnie spadały mu na kark. Ubrał się w białą koszulę w niebieska kratkę, w której nie zapiął dwóch ostatnich guzików i zwyczajne, nieco rurkowate dżinsy. Daniel, który zawsze prawie mu towarzyszył włożył podobne spodnie, ciemno fioletową bluzę bez kaptura i uczesał swoje ciemnobrązowe włosy tworząc fryzurę tak zagmatwaną, że aż nie do opisania. Na dodatek coś z zapałem opowiadał swojemu koledze. Zdaje się, że to dotyczyło nowej gry online, jaka się ukazała. Nie ma po co ukrywać, że Kasper go nie słuchał, mało tego nawet zignorował jego obecność. Jego wzrok spoczywał bezwładnie w sidłach dziewczyny, która przerwę spędzała na sali gimnastycznej. Zgłosiła się do pomocy przy rozłożeniu siatki i napompowaniu piłek do siatkówki, by wszystko było już gotowe na lekcji. Nie zdawała sobie sprawy, że zniewoliła bezwładnego chłopaka, bo w końcu nie znała osoby, która by się nią interesowała. Była to Kate.
- I Administracja stwierdziła, że nie ma sensu dłużej karać graczy za używanie tego kodu, rozumiesz?- Mówił Daniel. Te słowa, z racji, że zakończone pytaniem, sprawiły, że Kasper się obudził z transu. Pokręcił głową i zaśmiał się.
- Tak...- Powiedział sztucznie rozbawiony, nie mając pojęcia o co chodzi. Dopił napój gazowany i rzucił puszkę w stronę kosza pod ścianą, o dziwno trafił i uśmiechnął się z tego powodu.
- Kasper? Zakodowałeś co mówiłem o kontach VIP?- Zapytał jego towarzysz, rozumiejąc, że miał jego opowieść gdzieś. Chłopak pokiwał głową, z zastanowieniem.
- Jasne...- Powiedział w końcu.- A mógłbyś powtórzyć?- Dodał. Daniel odburknął coś i poszedł w kierunku Trevora, siedzącego solo w koncie korytarza.
 W końcu rozległ się dzwonek. Uczniowie szybko wbiegli do szatni i przebrali się na lekcję wf. Po paru minutach została sprawdzona lista. Anne nie mogła wytrzymać, gdy zobaczyła Olivię. Ćwiczyła! Było to wielkim szokiem dla dziewczyny. Szeptała do każdego po kolei coś w stylu "zobacz, ćwiczy", "Czemu tak nagle?", "Sensacja!", "Mam ciarki..." itp. Dziwne były też nogi dziewczyny. Spodenki sięgały jej do kolan, lecz poniżej miała parę zaczerwienionych ran, które wydawały się nie do zagojenia. To tym bardziej przerażało Anne. Nie mogła skupić się na żadnym ćwiczeniu na rozgrzewce, a gdy przyszła pora na grę w siatkówkę, non stop obrywała piłką w głowę.
 Po pierwszym przegranym secie, drużyna Anne i Olivii zebrała się na chwilową naradę. "Kapitan" tejże drużyny, Kasper był wyjątkowo niezadowolony z gry obu dziewczyn. Olivia stała w miejscu, nie poruszając się w stronę żadnej lecącej piłki. Nie zwracała na nie uwagi.
- Czy mogłybyście łaskawie zacząć grać?- Zapytał zdenerwowany. Gra była dla niego rzeczą ważną, był jednym z tych ludzi, którzy nie ważne jak, nie cierpią przegrywać. Obie pokiwały głowami, jedna smutna, druga trochę mniej.
- Przepraszam...- Wyszeptała białowłosa, po czym ustawili się do drugiego seta. Gra toczyła się tak jak uprzednio. Piłki uderzały o podłogę bezlitośnie nabijając punkty przeciwnej drużynie. Na całe szczęście zdarzyło się tak, że pod koniec gry pojawił się remis. Jeden punkt do końca! Serw drużyny przeciwnej. Piłka z gracją wzbiła się w powietrze i poszybowała nad siatką. Waga tej chwili była niesłychana, lecz... O nie! To ostatnie, decydujące odbicie ma należeć do... Olivii?! Stała z głową uniesioną ku górze. Patrzyła na okrągłe coś, co spadało praktycznie na nią.
- Odbij to!- Wrzasnął Kasper, nie mogąc wytrzymać napięcia. Dziewczyna złożyła ręce przygotowując się do dolnego odbicia. Westchnęła, a nieliczni zobaczyli delikatne łzy w jej oczach. Spojrzała na Olivera. Skinęła do niego głową, jakby mówiła "Już czas". Rzuciła się do przodu by piłka odbiła się od jej rąk. Tak się stało. Odbicie było wręcz perfekcyjne. Przeciwna drużyna nie miała szansy odbić wystawionej przez Olivię piłki, lecz...
- Olivia!- Wydobyło się z gardła Demindy, osoby stojącej najbliżej. Jedynej, która zauważyła, że po zetknięciu z ziemią klatka piersiowa białowłosej przestała się poruszać. Miała zamknięte oczy. Wcale się nie podnosiła. Uczniowie zaczęli szeptać między sobą. "Co się stało?" Pytali. Anne i Deminda podbiegły do Olivii. Próbowały ją podnieść, lecz jej ciało było bezwładne, prawie zimne...

- Ona... Ona... Nie oddycha!- Wyszeptała przestraszona blondynka. Klasa pisnęła z przerażenia, nauczyciel kazał się odsunąć. Niestety... Nie widziano ratunku, nie przewidziano takiego lekarstwa ani zabiegu, które przywróciłoby do życia. Tak. Olivia nie żyje.

wtorek, 11 lutego 2014

Okładka do Igrzysk ocalenia!

Witajcie moi drodzy. Dzisiaj chcę przedstawić wam wstępną okładkę do "Igrzysk ocalenia" składających się już z trzech rozdziałów i prologu. ^^

A oto i ona: 

Nie wiem czy jej tak nie zostawię, bo mi się nawet podoba, ale się jeszcze zobaczy.
A tak jeśli jestem już na temacie Igrzysk, to czwarty rozdział jest już prawie skończony, została mi 1/3 do napisania. ^^

Autorka :3

poniedziałek, 10 lutego 2014

Igrzyska ocalenia rozdział 3 "Nie mów nikomu..."


 Minęła godzina czternasta. Wskazówki zegara mozolnie przesuwały się po tarczy, a samochody za oknem wydawały charakterystyczny dźwięk, gdy mknęły po mokrej ulicy. W smartfonie pozostało już bardzo niewiele baterii, a wszystkie ławki w sali były równiutko poustawiane. Oliver siedział na ławce, opierając się o ścianę. W palcach przekręcał telefon i co chwila zerkał na zegar. Minęło sporo czasu, ale żadna klasa do tej pory nie miała lekcji w sali, w której został zamknięty.
 Podczas tej długiej odsiadki, miał czas posprzątanie sali, wyciągnięcie telefonu spod szafki, odsłuchanie paru piosenek i przejrzenie papierów leżących na biurku. Miał poważny problem, nie pozostało mu nic na kącie, więc ze skontaktowania się z kimś musiał zrezygnować.
- Kurde!- Krzyknął w końcu i zeskoczył z ławki.- Co to za szkoła, że nawet sal nie sprzątają!?- Podbiegł do okna i wyjrzał na ulicę. Był na drugim piętrze, wysoko, wysoko w górze. Po chodniku spacerował sobie pewien bezdomny kundelek, wskakując, w co drugą kałużę i taplając się w niej. Samochody przejeżdżały obok i oblewały go wodą, a on cieszył się z tego jeszcze bardziej.
 Oliver nie mógł podzielić uczucia, które towarzyszyło pieskowi. Jego klasa skończyła lekcje kilka kwadransów wcześniej, a on musi wciąż siedzieć zamkniętej i dusznej sali. Śledził jeszcze przez moment postacie za oknem, po czym zamknął okno.
 Oparł się o ścianę i zjechał po niej w dół. Kucnął i zamknął oczy. Jakby nie dość, że było mu gorąco, to jeszcze był głodny. Zaburczało mu głośno w brzuchu. Nagłe usłyszał wzrastający dźwięk jego ulubionej, popowej piosenki i aż podskoczył ze szczęścia. Wyciągnął z kieszeni telefon i odebrał.
- Halo?- Zapytał, czując, że serce podchodzi mu do gardła. Po drugiej stronie, przez moment trwała cisza, po czym odezwał się stonowany, damski głos.
- Oliver?- Zapytał. Chłopak od razu rozpoznał osobę.
- Stella?- Odpowiedział tym pytaniem. Jego siostra cicho prychnęła i zaśmiała się.
- Wiesz, może mógłbyś mi powiedzieć gdzie się włóczysz?- Zapytała z wyrzutem. Chłopak przeczesał włosy palcami i usiadł wygodnie na ławce. Westchnął i starał się uśmiechnąć.
- No cóż...- Zaczął. Nie chciał żeby siostra wiedziała, że zamknięto go w sali, więc postanowił skłamać.- Wybrałem się z Trevorem do salonu hondy, chce mi pokazać samochód, który sobie upatrzył na przyszłość.- Powiedział, starając się brzmieć jak najzwyczajniej.
- Jesteście bardzo dziwni.- Stwierdziła Stella.- Macie dopiero piętnaście lat, a już rozmyślacie nad tym, jaki samochód sobie kupicie.- Westchnęła głośno. Przez moment trwała cisza. Przerwał ją dzwonek na korytarzu. Chłopak zaklął cicho, tak, że siostra go nie usłyszała. Dzwonek był złym elementem jego paskudnego dnia. Przecież słysząc go, Stella mogła bez problemu rozszyfrować brata.
 Oliwer nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, czy siostra nie chichocze wszystkiego się domyślając, ale gdy tylko stwierdził że nic a nic nie zauważyła, odważył się odezwać.
- Racja... Jesteśmy dziwni, choć to raczej nie najtrafniejsze sformułowanie.- stwierdził, wciąż podejrzewając że siostra go nakryła.- Jesteśmy zdrowo zakręceni i pozytywnie ześwirowani. Jesteśmy po prostu sobą.- Zaśmiał się, nieco zbyt nerwowo, niż powinien. Stella mruknęła i słychać było jak coś kartkuje.
- Jasne, jasne.- Wymamrotała. Oliwer zaczął się zastanawiać, co może robić, ale oczekiwał, że sama mu to powie, bądź on jakoś się domyśli.
- Więc to tyle?- Zapytał w końcu, stwierdzając, że skoro siedzi zamknięty w sali, to może mógłby postarać się wyjść na zewnątrz. Odpowiedziała mu cisza, którą przerywały przeglądane strony. Chłopak czekał zniecierpliwiony. "Zapomniała, że z nią rozmawiam?" zapytał sam siebie we własnych myślach. "Oczywiście, że mogłaby, to do niej bardzo podobne, jednak chyba mnie słyszy prawda?" mówił sobie. W końcu głośno odchrząknął.
- Halo?- Zapytał z naciskiem i przeciągle. Siostra westchnęła głośno, jakby obudzona z jakiegoś snu.
- Jeszcze tam jesteś?- Zapytała zaskoczona i jakby lekko znudzona. Z tego wynikało tylko jedno, Oliver powinien się rozłączyć, lecz gdy tylko o tym pomyślał, Stella sama postarała się o przerwanie połączenia. W słuchawce rozległy się miarowe dźwięki. To koniec, siostra mu już nie pomoże.
- Więc...- Zaczął sam do siebie.- Ktoś zaraz powinien pojawić się w sali, na pewno ktoś tu wchodzi po lekcjach, bo to nierealne żeby sala stała tak do następnego dnia.- Pocieszał się w duchu. Po chwili, zdecydował się zbliżyć do okna i ponownie przez nie wyjrzeć. Otworzył je na roścież i brzuchem oparł się o framugę, po czym mocno się wychylił. Czuł jednak, że potrafi się utrzymać.
 Na chodniku wciąż widać było radosnego psa przybłędę i masy gnających aut w deszczu. Chłopak przyglądał się temu z równie wielkim oburzeniem, co zdziwieniem. Świat był tak monotonny, jak chyba jeszcze nigdy w jego życiu. Wbrew pozorom, odsiadka w sali nie była rzeczą ekscytującą, a zwyczajnie nudną. Oliver zaczął, więc rozmyślać. Nie w jakimś jednym celu, jego myśli wędrowały po różnych tematach i zagadnieniach, od istnienia muchy, po największe odkrycia astrologii i astronomii.
 Nagle jednak, na chodniku pojawiła się postać tak strasznie odmienna od całej rzeczywistości, tak okropnie nierealna i odrębna jak żadna z całego pejzażu za oknem. Miała długie jasne włosy, białe, aż rażące ubrania i szła boso, z torbą i reklamówką, bez parasola. Mokła idą wolno, tak powoli i ospale, że wydawała się być upiorem. Oliver zmrużył oczy i wychylił się bardziej, tak, że prawie wyleciał z okna. Po paru chwilach, przyglądania się dziewczynie, zrozumiał ze ją zna. Rozpoznał ją i nabrał powietrza by głośną ją zawołać.
- Olivia!- Krzyknął najgłośniej jak potrafił. Włożył w to tak dużo siły, że zabolało go gardło. Nie był jednak w stanie przedrzeć się przez mur szumu kół samochodów, jaki wydawały sunąc po mokrym asfalcie. Chłopak spróbował, więc jeszcze parę razy, aż w końcu ochrypł prawie zupełnie. Zakasłał chowając się do środka. Olivia szła, nie spoglądając się, a gdy w powietrzu roznosiło się jej imię, wykrzykiwane przez kolegę, nawet nie drgała. Wbrew pozorom jednak, słyszała go i dobrze już od dawna wiedziała, że Oliver siedzi w sali. Nie wiedzieć, czemu, wcale nie zamierzała mu pomóc.
- Olivia!- Zawołał jeszcze raz, ostatni raz rzucając w jej kierunku odłamkiem kredy. Wylądował tuż u jej stóp. Nie mogła udać, że nic nie widzi. Zatrzymała się i powoli, przypominając zupełnie takiego upiora, spojrzała w górę. Nie zatrzymała wzroku na innych oknach, spojrzała od razu i prosto w okno, w którym stał Oliver. To było bardzo dziwne, tak bardzo, że cofnął się a jego ciało przeszedł dreszcz. Dziewczyna nie uśmiechała się. Miała markotny wyraz twarzy i tylko mrugała powoli. Nie poruszyła się oprócz tego wcale. Można by rzec, że nawet nie oddychała.
- Pomóż mi!- Zawołał. Powoli skinęła głową, lecz wciąż się nie ruszyła. Zdezorientowany chłopak, też stał przez moment w bezruchu, po czym zachęcił ją ruchem ręki, do powrotu do szkoły. Powoli skinęła głową, lecz wciąż nie zrobiła nawet kroku. Oliver, zdecydował się, więc napisać jej list, który spuściłby samolotem w dół. Prędko wyrwał kartkę z zeszytu, licząc, że Olivia wciąż stoi za oknem. Wyciągnął długopis, nabazgrał wiadomość i błyskawicznie złożył samolocik. Gdy ponownie wychylił się z okna, dziewczyna stała w tej dosłownie pozycji, co uprzednio. Rzucił machinę w jej kierunku. Samolot zatoczył parę kół w powietrzu, a Olivia wodziła za nim wzrokiem. Nareszcie wylądował u jej stóp. Nie poruszyła się. Patrzyła na niego z góry, smętnym wzrokiem. Oliver zagwizdał, wtedy przerzuciła swoje oczy na niego. Pokazałby przeczytała, a ona lekko i wciąż upiornie dziwnie podniosła go i rozwinęła.
 "jestem w sali 123. Wejdź do szkoły proszę i komuś o tym powiedz. Nie mogę zadzwonić." Było napisane na kartce. Krótko i zwięźle. Zrozumiała, o co chodzi. Mimo że nie chciała tego robić, odwróciła się na pięcie i skierowała do szkoły. Chłopak podskoczył niemalże z radości, mimo że postawa dziewczyny bardzo go przeraziła. Włożył swojej rzeczy do plecaka i wsunął telefon do tylnej kieszeni. Usiadł na ławce tuż przy drzwiach i czekał. Czas dłużył mu się nieubłaganie, aż w końcu na korytarzu usłyszał kroki. Były bardzo ciche i nierównomierne, a właściwie nie brzmiały tak jak powinny. Wydawało się jakby osoba je wydająca utykała na jedną nogę i szła boso. Chłopak wsłuchiwał się w nie, do czasu, gdy zatrzymały się tuż przy drzwiach sali. Klucz przekręcił się w zamku i do wnętrza pomieszczenia wpadło pełno światła z korytarza, światła niebieskich żarówek. Oliver gwałtownie zerwał się z miejsca i podszedł do wyjścia.
- Nawet nie wie pani jak bardzo jestem zadowolony, że pani przyszła..- Zaczął wesoło, gdy spostrzegł, że nie ma tam wcale żadnego pracownika szkoły, albo, chociaż osoby dorosłej. Stała tam białowłosa, przemoczona i najwyraźniej nie do końca zadowolona dziewczyna.- Olivia? Ale skąd wzięłaś te klucze?- Zapytał zdziwiony i całkowicie wydostał się na korytarz.
- To nieistotne.- Stwierdziła lekkim i zmęczonym głosem, z powrotem zamykając salę.
 Razem udali się do szatni, gdzie wisiały już tylko rzeczy Olivera. To sprawiło, że przygnębienie powróciło. I odzywał się do Olivii, zaczął wierzyć ze jakieś głupie plotki, które rozsyłał, Ledl i Anne są prawdą i że Olivia naprawdę jest istotą nienaturalną. Mimo że była ubrana, stała i czekała na chłopaka, nie chciało mu się z nią wracać. Bał się, szczególnie, że na dworze robiło się ciemno.
- To może...- Zaczął przełykając ślinę i czując, że robi mu się gorąco.- Może cię odprowadzę w podzięce?- Zapytał nieśmiało, nie chciał tego robić. Wystraszony zupełnie, oczekiwał na odpowiedź.
- Jeśli chcesz.- Odpowiedziała mu iście lodowato i obojętnie. Wyszła z szatni, a on szedł za nią niczym jej cień, choć wydawała się zbyt jasna by, jaki kolweik rzucać. Stąpała powoli, jakby bezmyślnie, ale jednocześnie każdy jej ruch był przemyślany. Na pierwszy rzut oka rzekłbyś: idzie bez drgnięcia powieki, ale tak naprawdę całe jej ciało dygotało, drżało. Jej jasna skóra wydawała się martwa, co tu dużo gadać. Ona sama wyglądała jak wyjęta z kostnicy.
- Co tak długo robiłaś w szkole?- Zapytał w końcu chłopak, nie mogąc wytrzymać. Olivia zadrżała nieco bardziej i przyspieszyła kroku. Nie wyglądało na to, żeby zamierzała się mu tłumaczyć. Westchnęła ciężko i spojrzała na niego ukradkiem. On nie patrzył. Szedł z rękami w kieszeniach i ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Zmierzali przed siebie w milczeniu. Nic nie przerywało ciszy, nawet samochody na ulicy nie wydawały charakterystycznego dźwięku opon. Oliver miał nieodparte wrażenie, że dziewczyna zaraz upadnie i straci dech. Niby stawiała pewne kroki, niby wydawała się niewzruszona, ale tak naprawdę coś było nie tak...
 W końcu Olivia zatrzymała się. Zrobiła to taki gwałtownie, że zszokowany chłopak wpadł na nią i prawie się przewrócili. Pomasował swój nos wbity w jej plecy i rozejrzał się. Stali przed zabytkową miejską biblioteką. Dookoła niej rosły wysokie stare drzewa, a w promieniu kilometra nie było żadnego sklepu. To było stare centrum miasta, do czasu, gdy okoliczny supermarket zbankrutował. Nie mniej jednak Oliver nie miał pojęcia, dlaczego tu właśnie się zatrzymali. Spojrzał na koleżankę pytająco, ona jednak wciąż pozostawała obojętna.
- Tu muszę cię opuścić.- Powiedziała chłodno. Wyprostowała się i spojrzała mu w twarz. Zrobiło mu się cieplej. Odsunął się trochę i z lękiem czekał na rozwój wydarzeń. Olivia natomiast lekko się uśmiechnęła i spuściła głowę.
- O-o co chodzi?- Zapytał z nieskrywanym zdziwieniem. Ona włożyła jasny kosmyk za ucho i otworzyła lekko usta.
- Jutro po raz ostatni mnie zobaczysz...- Powiedziała powoli i bardziej melodyjnie niż poprzednio. Jej głos zdawał się nabierać życia.- Uspokój, więc resztę, jeśli coś się stanie i...- Przerwała na moment, żeby schować swoją twarz we włosach i odczekać aż lodowata łza spłynie jej z policzka.- I nie mów nikomu, że ci to powiedziałam.- Dokończyła i nie czekając na żadną odpowiedź, odwróciła się i pobiegła na tył biblioteki. Chłopak nie wiedział, co właściwie ma zrobić, więc stał jak wryty.
- Olivia!- Zawołał w końcu, ale nikt mu nie odpowiedział. Gdy pobiegł jej śladem, już jej nie było...