Z samego ranka obudziła się tylko jedna osoba, Anne. Światło nie docierało wcale do jaskini podziemnej, więc postanowiła wyjść na zewnątrz. Rozejrzała się, poprzeciągała. Nie zauważyła nic strasznego, tak naprawdę przed wejściem rozciągała się zieloniutka w promieniach wschodzącego słońca polanka, a w oddali wiać było ciemniejsze drzewa. Żądnych wgnieceń trawy, żadnych upiorów wylegujących się po nocnym polowaniu. Zero krwi czy trupów. To było normalne pole.
Dziewczyna poczuła się od razu bezpiecznie, więc wyszła by poszukać czegoś co nadawałoby się do jedzenia. Wyczłapała się przez wąskie wyjście z jaskini i poszła w kierunku olbrzymich krzewów. Cały czas rozglądała się czy nikt jej nie śledzi. W końcu wśród opadających na ziemię, ciężkich gałęzi spostrzegła małe owoce maliny. Było ich naprawdę dużo więc napchała sobie nimi kieszenie. Sporo też sama zjadła. Zanim się obejrzała zrobiło się późno.
Pozostali uczniowie obudzili się około południa, dzień który przeżyli był tak męczący, że ich umysły musiały sporo odpoczywać. Nikt nie zorientował się tak od razu że Anne jest nieobecna. No bo jak skoro w jaskini było zupełnie ciemno i ludzie gnietli się nawzajem?
Linda jedynie szukała w ciemnościach po omacku, jakby szukała czegoś bądź kogoś. Cała była spocona czuć było od niej. Nie przejmował ją jednak ten fakt, ważnym było to że czegoś szukała po nocy w którą miała bardzo zły sen... Ale to co widziała w nocy, nie było dla niej jasne. Księżyc, polana, dziwne włochate cielsko spadające na jakąś zwiniętą postać... na srebrzystej trawie. Czy to była Anne? Linda nie była do końca pewna czy naprawdę wyśniła te sytuację, dlatego też musiała się jak najprędzej dowiedzieć czy jej przyjaciółka żyje. Myśl o jej stracie była czymś tak okropnym, że dziewczyna nieświadomie jej do siebie nie dopuszczała.
- Ał...- jęknęła Kate, gdy ręka Lindy wylądowała na jej głowie. Szybko cofnęła się.- Kto to? Ludzie tu się jeszcze spać próbuje no...- jęknęła. Wymamrotała cicho coś jeszcze i chyba ponownie zasnęła. Blondynka cofnęła się natomiast, tuż pod ścianę. Opierając się o nią dotarła do wylotu jaskini. Od razu poczuła świeże powietrze. Nieco ją ono odprężyło. Gdy podnosiła nogę by wyczołgać się na zewnątrz, usłyszała ciche odchrząknięcie. Spojrzała za siebie. Ciemne oczy wpatrywały się w nią, nie gniewnie, raczej z zainteresowaniem. W pierwszej chwili dziewczyna pomyślała o wilku, który napotkał właśnie nieproszonego gościa. Lecz to szybko wypłynęło z jej głowy.
- Gdzie idziesz?- zapytał właściciel oczu. teraz Linda ujrzała też czarne, krótkie włos mokre od potu. Trevor przeczesał je dłonią zbliżając się do niej.- Nie możemy się rozdzielać.- dodał, starając się zachować spokój. Dziewczyna skinęła głową lekko niepewnie. Jej wzrok powędrował w kierunku wyjścia. Wciąż ponad wszystko chciała wiedzieć czy jej sen był prawdziwy, czy też nie. Musiała porozmawiać z Anne.
- Chciałam tylko wyjść przed jaskinię, nie poszłabym dalej.- zapewniła go. W tej chwili wydał jej się zupełnie jak alfa watahy wilków. Potrząsnęła głową, jej myśli zaskakiwały nawet ją samą. Uśmiechnęła się niepewnie.
- Poczekaj chwilę dobra? Lepiej żebyśmy zawsze chodzili grupą, nawet jeśli ma nas dzielić jedynie parę metrów.- wyjaśnił Trevor i zniknął w ciemności. Teraz słychać było jak budzi co poniektórych. Nagle też rozległ się głośny szloch. Płakała dziewczyna, piskliwie, zupełnie jakby już traciła głos. Nagle ucichła, ktoś ją uspokoił. Linda była pewna że łkała Anastazja. W końcu straciła przyjaciółkę tak?
Wszyscy zaczęli wychodzić z jaskini. Widok trawy i świeże powietrze koiło i przebudzało. Nie zmieniało jednak faktu że byli głodni i spragnieni. Co róż słychać było burczenie w brzuchu. Helen czuła się tak okropnie że prawie mdlała, na całe szczęście Alicja dała radę jej pomóc. Obie usiadły, przecież Trevor nie powiedział że nie można tego zrobić. Stał teraz przed wszystkimi, chociaż nie każdy był w jego kierunku zwrócony. Chłopak liczył ludzi których miał pod swoimi skrzydłami. Lecz liczył nie raz, a kilka razy z rzędu. Za każdym razem jego mina była bardziej przerażona niż za uprzednim. Misha, obserwowała go uważnie. Po wczorajszej rozmowie miała więcej odwagi by z nim porozmawiać, ominęła Ivana i stanęła tuż obok przywódcy.
- Co się stało?- zapytała półszeptem, nie patrząc na niego, tylko w dal. On również nie spojrzał na nią, zacisnął pięść.
- Kogoś znów brakuje...- wymamrotał. Czuł się zupełnie bezsilnie. Ile minęło? Doba, a stracili już trójkę? Trevor opuścił głowę, przejechał swoją dłonią po czole. Westchnął, ale nie trudno było odgadnąć jak przerażające uczucia siedziały w nim w tamtej chwili.
- Ej ludzie. Trevor mówi że kogoś brakuje!- zawołała Misha. Chłopak podniósł na nią wzrok zupełnie oniemiały. Nie mogło mu przejść przez gardło to pytanie a ona... Właśnie niesłychanie ułatwiła mu sprawę. Uśmiechnął się ciepło patrząc na nią, lecz ukrył ten gest.
Wśród uczniów natomiast wzrósł niepokój. Każdy po kolei sprawdzał czy jego najlepsi znajomi są na miejscu. Jedna osoba nieustannie w przerażeniu przepychała się w tę i z powrotem czując się coraz gorzej. Spoglądała we wszystkich kierunkach, na każdego, w dal, wszędzie. Linda biegając tak, wpadając na kolegów i koleżanki... wiedziała już.
- Anne!- zawołała po raz kolejny, ale nikt jej nie odpowiedział. Parę tylko par oczu skierowało się na nią. Ona natomiast upadła na kolana.- Zniknęła... Ona naprawdę zniknęła...- zapłakała. Czuła się tak bardzo bezradnie. Co z tego że wiedziała już kogo brakuje, skoro i tak nie miała pojęcia czy dałaby radę ją znaleźć. Gdzie szukać? Czy jest cała?
- Więc brakuje Anne?- Trevor zbliżył się do klęczącej dziewczyny. Wyciągnął rękę w jej kierunku. Przez cały czas, gdy zaginiona blondynka doszukiwała się zła w Olivii, wszyscy uważali ją za kogoś nad wyraz rozsądnego i ostrożnego. Teraz jednak okazało się, że zupełnie bezmyślnie wyszła gdzieś bez słowa... Zupełnie jak nie ona.
Misha odsunęła się na bok. Chłopak, którego wciąż miała na oku, zaczynał już jej zdaniem radzić sobie lepiej. Odnosiła wrażenie że wziął sobie do serca jej rady z uprzedniego wieczoru. To sprawiło że uśmiechnęła się, chowając za Demindą.
- Może nie poszła zbyt daleko... jeśli wyszła za dnia.- stwierdził głośno przywódca. Zamyślił się chwilę.- Musimy ją znaleźć.- oznajmił też, czując się za Anne odpowiedzialny. Linda podniosła na niego wzrok. Wszyscy czuli się zdziwieni nagłą zmianą w chłopaku. Niebieskie oczy dziewczyny, mimo że zalane łzami, widziały naprawdę kogoś kto... znajdzie jej przyjaciółkę. Dopiero teraz podniosła się na równie nogi i otrzepała. Alex podeszła do niej tak samo przerażona co Linda, lecz ta druga nie uroniła łez.
- Więc idziemy przed siebie grupą i szukamy zaginionej?- usłyszano nagle trzęsący się, ledwo słyszalny głos. Odezwała się Olivia, patrząc na wszystkich podkrążonymi oczami widocznymi spod śnieżnobiałej grzywki. Gdy już wiedziała że wszyscy jej słuchają, postanowiła rozwinąć swoją wypowiedź.- A co jeśli udała się w przeciwnym kierunku? Wróci tutaj i nas nie będzie, wtedy pójdzie nas szukać. To błędne koło, nigdy w ten sposób jej nie znajdziemy, a przynajmniej nie przed drapieżnikiem.- dodała z powagą. Jej przemyślenia zastanowiły Trevora. Patrząc na to z takiej perspektywy, pomysł szukania Anne wydawał się faktycznie bezsensowny.
- Więc co powinniśmy zrobić?- zapytał. Bosa stopa stanęła bliżej niego. Całe widmowe ciało dziewczyny zatrzęsło się, prawie upadła.
- Poczekać.- szepnęła. Jakoś nie specjalnie każdemu podobała się ta opcja. Jednak ostatnie słowo miał ich kapitan, któremu teraz naprawdę zależało na tym by stracić jak najmniej ludzi. Usiadł więc na niewielkim kamieniu i zapatrzył się w wielką równinę, rozciągającą się przed nimi. Widząc to cała reszta, też zaczęła się pokładać na trawie. Co jakiś czas słychać było jedynie po burkiwanie w brzuchach. Helen leżała, z rękoma na klatce piersiowej i oddychała głęboko by zapomnieć o głodzie.
- Tamta chmura...- zaczęła i znów wzięła wdech świeżego powietrza.- ...wygląda zupełnie jak rower co nie? Al?- wskazała na obłok unoszący się centralnie nad nimi. Alicja zaśmiała się krótko i klepnęła przyjaciółkę.
- A tamta jak mój telefon.- dodała, widząc zwykły prostokąt na sklepieniu. Od tamtej chwili obie już leżały, zajęte w pełni szukaniem dziwnych kształtów chmur. Ale tylko one bawiły się w ten sposób. Widząc że obie wciąż są razem i śmieją się, Anastazja posmutniała znów i zebrało jej się na płacz.
Po paru długich minutach krzewy na lewo pod jaskini zaczęły niepokojąca poruszać się, jakby coś dużego usiłowało wyjść z nich na polanę. Parę dziewczyn poruszyło się niespokojnie, chłopcy zerwali się na równe nogi, gotowi chyba rzucić się na to coś. Jedynie Patric siedział wciąż rozdrabniając w palcach źdźbła trawy.
Niespodziewanie pośród gałęzi i liści wielkiej rośliny ujrzeli jasne kosmyki włosów. Delikatna dłoń sięgnęła przed siebie, by przedrzeć się dalej. Wtedy wszyscy zobaczyli ze na jej palcach są czerwone ślady... czy to krew? Linda jakoś najprędzej ocknęła się, widząc całą sytuację.
- Anne!- wrzasnęła i wbiegła pomiędzy chłopców by dostać się do przyjaciółki. Złapała ją za ramię by pomóc. Rzekoma poszkodowana, jedynie wyswobodziła się z uścisku.
- Linda? Uważaj wysypią mi się!- oznajmiła, wyraźnie dając jej do zrozumienia że ma się odsunąć. Wtedy dopiero cała sylwetka krótkowłosej blondynki ukazała się światu. Jej palce były naprawdę okropnie czerwone i ociekały... sokiem. Wszystkim aż ślinka pociekła gdy ujrzeli zapakowane w wielki liść maliny. Większość cieszyła się też z tego powodu, że ich zguba odnalazła się cała i zdrowa.
- Anne?- Alex zbliżyła się do nich.- Nic ci nie jest? Jakie szczęście.- uśmiechnęła się, chciała przytulić przyjaciółkę, lecz ta odsunęła się, wskazując na maliny. Nie miała ochoty mieć na bluzce ciemno-różowej plamy. Położyła zawiniątko na trawie.
- Jasne, ze mną wszystko w porządku.- uśmiechnęła się. Wtedy jej wzrok powędrował na klasę.- Em... Martwiliście się?- zdziwiła się widząc ich miny. Nieco ją to zmieszało.
- Tak.. Ale w tej chwili to nieważne. Dobrze że jesteś cała.- oznajmił Trevor, nieobecnym wzrokiem patrząc na nią. Wtedy głośno zaburczało mu w brzuchu o Anne przypomniało się coś ważnego.
- A właśnie!- podskoczyła zadowolona.- Niedaleko rośnie malina. Przyniosłam wam trochę owoców, bo pomyślałam że będziecie tak samo głodni jak ja byłam. Widzę i słyszę że się nie myliłam co?- powiedziała i zaśmiała radośnie. Nie było wtedy powodów do zmartwień. Może jedyne smutne myśli które komuś chodziły po głowie to Evan i Amelia, ale głód zdawał się być silniejszy od nich. Gdy Helen usłyszała słowo jedzenie, zerwała się na równe nogi podbiegła do Anne. Od razu razem z paroma osobami skosztowała słodkich owoców, a ich sok spłynął jej po palcach. Była to wyjątkowo soczysta odmiana.
Z wielką radością wszyscy skosztowali miłej niespodzianki, jaką zaserwowała im Anne, jednak nikt tak naprawdę się nie najadł. Na jakiś czas zasycili swój głód... To wszystko. Jednak mimo to, naprawdę miła atmosfera zapanowała na jakiś czas, podczas gdy klasa usiadła sobie na trawie, nie będąc świadoma wszystkich tych niebezpieczeństw jakie czyhają na nich w każdej chwili.
Spokojny wiatr poruszał niskie gałęzie zarośli, te wyższe o wiele mniej się bujały. Słońce świetlało już niemalże wszystkie kłosy trawy, nagrzało także drobne głazy. Było tak przyjemnie, jak w jakieś letnie, leniwe popołudnie. Z ust którejś z osób wymknęło się ciche, wolne ziewnięcie. Oczy same się zamykały, pod ciężarem powiek, mimo że wszyscy byli tak naprawdę wyspani. Prawie wszyscy. Trevor nie spał niemalże całą noc zmartwiony ogółem i powagą sprawy.
Krótka chwila, mocniejszy wiatr trwający zaledwie ułamek sekundy, zbudził czujność w grupie. Przywódca zerwał się na równe nogi, dotarła do niego z powrotem zagubiona pewność że zaraz coś ich pożre. Rozejrzał się uważnie, a ponieważ nic nie usłyszał ani nie zauważył, zląkł się. Czy w tej krainie nie ma żadnych innych stworzeń, prócz wielkiej bestii jaką napotkali uprzedniego dnia? Martwiło go to...
- Dobra. Koniec odpoczynku. Niech mnie teraz wszyscy posłuchają.- powiedział donośnie i czekał, aż wszystkie pary oczu zwrócą się ku niemu. Prędko tak właśnie się stało, wielu widziało w nim wzór oraz tymczasowy autorytet. Odchrząknął, układając swoje myśli.- Po pierwsze, jesteśmy tak słabi jak dżdżownice na asfalcie. Musimy znaleźć, zrobić, obojętne w jaki sposób jakąkolwiek broń.- powiedział, po czym na chwilę urwał, a parę głów pokiwało ze zrozumieniem. Ktoś jeszcze coś dopowiedział z uznaniem, ale nie było to wcale istotne.- Po drugie, Anne mimo że napędziła nam stracha świetnie się spisała znajdując jedzenie. Gdy tak teraz o tym myślę, powinniśmy rozdzielić pomiędzy siebie obowiązki.- przymknął oczy wyraźnie zmęczony w tym miejscu, westchnął cicho i spojrzał na klasę. Oczekiwał jakiejś odpowiedzi na jego słowa. Chwilę jednak to zajęło, zanim ktokolwiek odważył się wyrazić swoją opinię. Któż inny mógł się wypowiedzieć, jak nie Georgia? Przeminęły chwile, w których czuła się zmieszana, jej duma i honor powróciły wraz ze słońcem.
- To genialny pomysł.- powiedziała z uśmiechem, po czym podniosła się i ustawiła obok Trevora. Wiele osób krzywo na nią patrzyło, jeszcze inni odwrócili wzrok, ale nie żeby szczególnie zwracała na t uwagę.- Jako, że już stoję...- tu zaśmiała się niczym słodka, mała dziewczynka, naumyślnie udając nieco głupią.- Wyrażę swoją opinię co do tego, co ja powinnam robić. Naturalnie najlepszą rolą dla mnie będzie...- tu wzięła głęboki oddech, aby wszyscy w napięciu czekali na dokończenie tego zdania. Niestety ktoś nie dał jej dokończyć... Momo No Hana... Nowy, niewiele znaczący zdaniem Georgii chłopak... właśnie porządnie sobie u niej nagrabił.
- Z pewnością wolałabyś nie robić zupełnie nic.- wymamrotał trochę zbyt głośno, jak na takie słowa. Rudowłosa gdyby mogła, z pewnością nastąpiłaby mu na odcisk i zmiażdżyła. Jednak usiłowała opanować się wewnętrznie i zaśmiać, jednak wtedy właśnie zagłuszyły ją inne głosy. Nieoczekiwanie jakaś postać potrąciła ją i Georgia została wypchnięta na obrzeża grupy. Z centrum zainteresowania skończyła na uboczu. Założyła więc ręce, coś bąknęła pod nosem i usiadła na miękkiej trawie.
- Zgłaszam się jak najprędzej do zbierania owoców. Nie macie pojęcia jakie to przyjemne!- zawołała Anne, wyrywając się z tłumu. To jej wypowiedź najwyraźniej usłyszał Trevor, a więc od razu się zgodził. Uprzedził jednak, że powinna być pewna co zbiera, zanim po to sięgnie. Każda roślina może być trująca.
Do tego samego zadania zgłosiła się także Linda, chcąc móc zawsze pilnować przyjaciółki. Wiadomo było, że stanowisko w grupie nie zmieniało faktu iż nie wolno im było się oddalać tak zupełnie i bez słowa. Wiadomo, to było dla nich nader oczywiste. Momo i TJ zgłosili się do polowania. Oboje stwierdzili, że wypłoszenie drobnej zwierzyny i wypatroszenie jej gdy już jakąś znajdą, to będzie pestka. Misha, Alex i Anastazja zaoferowały, że zajmą się bronią. Sprzęt z długich patyków i kamieni, związanych czymś długim byłby im bardzo przydatny, a wiec i na tę propozycję przystał przywódca.
Jeszcze inni zajęli się obroną, inni dołączyli do Anne i Lindy, a Georgia faktycznie w końcu... nie robiła nic. A więc wszyscy mieli jej to za złe. Dziewczyna nawet nie zasugerowała, że na coś może się przydać. Milczała jak grób, być może ciężko w głębi urażona wypowiedzią Japończyka? Nie była pewnie nawet sama do końca pewna.
A gdy południe się skończyło, słońce zniżyło się znacznie, a długie cienie pobliskiego lasu zaczęły pożerać polanę, Trevor zdecydował się wyruszyć znów. Ustawił wszystkich w szeregu, a niektórzy mamrotali, że czują się jak w wojsku. Jednak tak naprawdę nikt nie mógł nie przyznawać mu racji, to było konieczne. Czy ktokolwiek chciał zginąć rozszarpany przez potwora, zdecydowanie nie.
Grupa wyszła więc powiedzmy najedzona i mniej więcej wyspana z miejsca noclegu. Szczerze powiedziawszy każdy martwił się o kolejną noc i następne schronienie, bo przecież nie zawsze trafią na coś w po dobie. I co wtedy? Malowała się przed oczami nocna rzeź i ucieczka przed łaknącymi krwi istotami. Aż na plecach mieli ciarki, myśląc o takich rzeczach. Fakt, że wkraczali grupą w ciemną otchłań lasu też nie polepszał im nastrojów. A nóż zaraz znów jakieś wielkie cielsko wyskoczy na nich i będzie usiłowało pożreć większość, jeśli nie całość? Już poprzednio stracili w taki sposób dwójkę przyjaciół... Czy byli gotowi się obronić, albo uciec? Wolne żarty, ich stan się wcale od poprzedniego wieczora nie poprawił. Ciągle byli słabi. Misha i jej mały zespół nie zdążyła jeszcze zrobić broni. Małe, liche dzieci wystawione na tak wielką próbę. Albo wszyscy przeżyją, albo zginą. Dzięki wielkie, a co z indywidualistami?
Stąpali powoli, ostrożnie. Każdy starał się wydawać jak najmniej odgłosów, niektórzy bardziej spanikowani ograniczali nawet oddychanie. Jednak niebyli świadomi woni malin jaka się za nimi roznosi, ani tego że nie od nich zależy czy coś ich znajdzie czy też nie. Tak naprawdę nie mieli na nic wpływu.
- Boję się...- szepnęła cicho Anastazja, depcząc niemalże po piętach Georgi. Nie ma co ukrywać, że po tych ostatnich wystąpieniach po prostu się przykleiła.- Odnoszę wrażenie, że jestem następną ofiarą...- jęknęła przerażona. Za dużo na ten temat myślała, a to było widać. Dlatego też rudowłosa zwyczajnie spławiała ją potakiwaniem.
Szli... Drzewa w dalszych częściach lasu porastały go coraz rzadziej. Nadzieję mieli oni wszyscy, że niebawem trafią na bezkresną prerię pełną jezior, rzek i sadów. Jednakże łatwo było odgadnąć, że wcale nic takiego ich nie spotka. Zupełny brak istot sugerował raczej, że nie ma tam takich udogodnień. Gdyby były, stworzenia przyjemne i urocze zasiedliłyby okolicę.
W temacie właśnie takich zjawisk... Nagle zarośla zaszeleściły dość znacząco. Pochód jednogłośnie stanął, przerażony. Przywódca, posługujący się od jakiegoś czasu kijem miast jakiejkolwiek broni, wysunął go przed siebie i czekał. To nie było duże... Mogło im sięgać co najwyżej do kolan. Nie mogli jednak wykluczyć, że ma setki zębisk i pojemny żołądek. Wstrzymali oddech, oczekując. Kilka minut nawet nic się nie działo, w końcu jednak, pierwsza para białych kopyt wynurzyła się z zarośli, za nimi druga. Zaskoczenie zajęło miejsce strachu, przynajmniej po części. To coś, co wyszło im na spotkanie, było stworzone chyba na wzór jelenia albinosa. Miało długie, śnieżnobiałe poroże ozdobione drobnymi jakby kryształkami czy po prostu prześwitującymi naroślami. Budowa ciała tego czegoś, przypominała kota, jedynie czystego, z długą sierścią. Natomiast pysk... Istota ta z pewnością nie dałaby rady zjeść ich w oka mgnieniu, ani przełknąć tak spokojnie. Miała mało zębów, na dodatek była to szczęka roślinożercy i to zdecydowanie. Oczy jelonka spoglądały w kierunku wysuniętego kija zlęknione. Drobne ciałko drżało.
- Zostaw go... Trevor on nam nic nie zrobi...- szepnęła pełna litości Deminda. Mimo że przywódca niechętnie przystawał na niektóre prośby grupy, był w końcu od tego, aby nimi rządzić, ale zarazem słuchać, a więc opuścił broń. Wszyscy z zauroczeniem przyglądali się ośmielającemu stworzeniu. Z niechęcią podeszła do niego tylko Misha, co dziwne, bo zazwyczaj łatwo było wmówić jej że coś jest bardzo urocze.
Klasa ruszyła więc dalej, nie lękając się już tak bardzo lasu. Skoro coś takiego dało radę wieść tam spokojne życie z pewnością i oni mogli przedostać się przez drzewa bez większych przeszkód. Mieli rację, nic więcej nie stanęło im na drodze. Jednakże była zupełnie inna rzecz, niepokojąca część osób. Jelonek albinos podążał za nimi krok w krok, wesoło przyglądając się ich poczynaniom. Czy nie było to, wszak urocze, ale też dzikie zwierzę? Jaki miało powód by działać w taki sposób? Połowa nawet o tym nie pomyślała, Misha głowiła się nad tym natomiast najmocniej.
Przez wierzchołki drzew widać było słońce chylące się ku zachodowi. Z każdą chwilą, gdy robiło się coraz ciemniej w oddali słychać było ciche pomrukiwania i ryki, to nocny las budził się do życia. Czy byli to ci wszyscy zabójcy, o których uprzedzała ich kobita na początku "gry"? Prawie na pewno tak. A więc trwoga napełniła ich serca. Szli jednak dalej, nie mogli się zatrzymać. Żywili nadzieję, że niebawem trafią na schronienie. Tak też się stało. W środku puszczy, która nocą nie była już tak urocza i przyjemna jak za dnia, znajdowała się niewielka wolna przestrzeń ze wszystkich stron porośnięta drzewami. Ale gdyby to były takie zupełnie zwykłe drzewa, zapewne nie były by wspomniane, nieprawdaż? Otóż to. Każde z nich było tak spróchniałe, że wewnątrz można było się spokojnie ukryć, przespać. Idealne kryjówki, na dodatek na tyle duże, aby wszyscy się zmieścili, zajmując zaledwie trzy rośliny.
Trevor podzielił grupę na trzy zespoły. Każdy z nich miał w sobie osoby słabsze oraz silniejsze, aby wszystko dobrze zrównoważyć. Wybrał też, niemalże w ostatniej chwili odpowiednie schronienia, gdyż drapieżnicy byli już tuż tuż. Pozostał im jedynie problem śnieżnobiałego stworzenia, które w pierwszej chwili samo zostało na środku polany, narażone na śmierć.
Otóż pojawiła się jedna osoba, zdolna zawołać je do siebie. Anastazja. Pełna tęsknoty za Amelią pragnęła w nocy wtulić się w stworzenie i zasnąć z nim. A więc zachęciła je do zagrzania miejsca w pniu wielkiego drzewa. Nie wszyscy byli przychylni, ale w końcu przyjęli istotę z uśmiechem. A ona zasnęła od razu, pomrukując uroczo i niemalże niesłyszalnie. Była tak malutka i cieplutka, że od razu zrobiło się przyjemniej. W końcu, to było takie urocze, przyjazne stworzenie.
poniedziałek, 22 grudnia 2014
niedziela, 27 lipca 2014
Igrzyska ocalenia rozdział 6 "Reguły i las"
-Pora byście poznali reguły.- Rozległ się
gdzieś naokoło grupki uczniów głos. Ale to jaki. Należał z pewnością do
kobiety, bardzo szorstkiej, ale mądrej. Nigdy jej nie widzieli i niedane im to
było. Stali w zwartej grupie, dwie osoby jeszcze tylko siedziały na ziemi, bo
dopiero co się zjawiły, Alicja i Georgia. Rudowłosa była oszołomiona tym, co
się działo i przez długi czas jeszcze siedziała, a jej towarzyszka przy pomocy
Helen, uniosła się na równe nogi i otrzepała.
Byli w szklanej półkuli, która prawie wystarczyła
by ich pomieścić. W tak małej przestrzeni, robiło się już bardzo duszno. Za
warstwą szkła, widzieli las, wyjątkowo mroczny i ponury, to pewnie przez to, że
dopiero świtało. Z drugiej strony znajdowała się skarpa, a w dole, jak się później
okazało, płynęła rwąca rzeka. Nie słyszeli niczego co się tam działo. Pewien
bardzo kolorowy ptaszek, przysiadł na najbliższej gałęzi i otworzył swój
dziobek. Z pewnością chciał uraczyć ich piękną pieśnią, lecz niestety, nikt go
nie usłyszał.
-
Jesteście tu z jednego, jedynego powodu.- Mówił dalej kobiecy głos, niczym w
jakimś wojsku.- Pewna osoba, która niedawno umarła, dostała szansę na wygranie
swojego życia. Dostała do wyboru Grę albo skazanie na pozostanie widmem. Wybrała
grę.- Georgia wzdrygnęła się na te słowa. Co za gra? Nie ona jedna miała to
pytanie. Najbardziej zdziwiony był chyba Momo. Nie miał pojęcia o tym wielkim
zamieszaniu związanym z Olivią. Ledwo wiedział kim jest, umarła i teraz
znajduje się tu z tego powodu. Ale... Dlaczego?
- Więc
tak. Wasza drużyna, jeśli tak to nazwę, gra w grze, którą nazwaliśmy tutaj
Igrzyskami ocalenia. Zasady są proste. Walczycie by przeżyć. W lesie i na całej
połaci terenu Igrzysk roi się od dinozaurów, upiorów, zabójców, klonów znanych
wam ludzi i nie tylko. Każde napotkane stworzenie jest wrogie.- Zło sączyło się
z tych słów litrami. Anne dygotała z przejęcia. Linda i Alex ledwo ją
podpierały, by nie upadła. Oliver znalazł sobie punkt w lesie, z którego jego
zdaniem płynęły te reguły. Kasper, z racji tego że panowało ogólne zamieszanie,
nie wiedząc co robić uspokajał się myślą że jest tu z Kate, a ona. Opierała się
o szkło i słuchała uważnie.
A Amelia i jej klon... Cóż, trudno nazwać ich
zachowanie. Od samego początku łkały i przytulały się do siebie. W momencie gdy
głos zaczął do nich przemawiać, wydarły się. Jedna osoba, Patric uciszył je
grożąc dłonią. Wtedy przestały. Ta jedna osoba, ten chłopak zachowywał się chyba
najspokojniej.
-
Chwileczkę!- Zawołała nagle Deminda. Głos wydał z siebie dźwięk zachęcający do
rozwinięcia wypowiedzi.- A co jeśli zginiemy? Do czego mamy dość, co osiągnąć?
Ile będziemy musieli walczyć? Jeśli w ogóle nas z tą wypuścisz...- Wszystkie te
pytania... Tego chcieli wiedzieć wszyscy. Dziewczyna poczuła lekką ulgę, gdy
wyrzuciła je z siebie. Robiła to jednak jakby przez niewidzialne łzy.
-
Oczywiście że ktoś zginie, przecież to nie jest wykluczone.- Nieoczekiwanie
zaśmiał się złowieszczy głos.- Jako wasz przewodnik, ostrzegę was przed nocnymi
łowcami. Wyśmienici z nich tropiciele nie ma co. Z łatwością i bezszelestnie do
was dojdą, a później zjedzą.- Misha przełknęła ślinę.- Ale jako wasz oprawca
każę wam już zaraz wyjść stąd i radzić sobie samemu! A teraz twoje pytania,
ofiaro. Jeśli ktoś zginie, to po męce pojawi się w niebieskim pomieszczeniu.
Będzie cały i zdrowy, lec nieruchomy. Mamy tam monitory, będzie mógł oglądać
was w dalszym ciągu. Będzie jakby zastygnięty, tylko jego myśli i oczy będą
działały.- Z grupy wydarł się wyraz szoku i przestrachu.- Waszym celem jest
położone bardzo daleko stąd świątynia. W niej, gdzieś tam w środku znajdziecie
butelkę. Musicie ją wziąć i otworzyć. Wtedy oddam życie Olivii, w niej zawarte.
Wtedy też i wy wrócicie do domu. Nikt, prócz osób które dotrwają do końca, nie
będzie pamiętał nic z tego co się wydarzyło, w związku z tą nieszczęśliwą
śmiercią. Ale tu was muszę ostrzec, bo jeśli nikt nie osiągnie celu,
zostaniecie w błękitnym pokoju nieruchomi, na zawsze! To samo stanie się jeśli
Olivia zrobi to sama.- Głos przerwał dzikim śmiechem, po czym na moment
ucichł.- W takim razie, skoro nie ma już żadnych pytań, życzę wam powodzenia.
Żegnajcie.- Zakończyła.
Klasa rozejrzała się naokoło. Nic się nie
działo. Rudowłosa podniosła się właśnie z ziemi, nieco oszołomiona. Nie mogła
zapomnieć o tym co zrobiła. Parę wściekłych spojrzeń patrzyło na nią, jakby
zaraz chciały ją zabić. Starała się unikać tych spojrzeń. Bała się też podejść
do Mishy, przecież poszła na pierwszy ogień...
Nagle usłyszeli jakiś pchnięty w ruch
mechanizm. Przekręcające się koła zębate, łańcuchy. W przerażeniu spostrzegli
że szkło dzieli się na kawałki i chowa pod ziemią. Więc już nie są bezpieczni.
Gdy po ich kopule nie było śladu i wszystko już ucichło, z głębi lasu wyłoniła
się biała postać. Była smutna i dygotała. Olivia. Ach no tak, przecież głos
wspomniał, że nie może tam dotrzeć sama, a w takim razie wyraźnie powiedział,
że będzie z nimi. Anne cofnęła się gwałtownie, tak że prawie wpadła do rzeki.
- Witajcie...
Przyjaciele.- Powiedziała białowłosa machając lekko, a jej ręka była niczym
kłos trawy na wietrze, okropnie delikatna. Jej "przyjaciele" jednak
widzieli w niej ducha, który usiłuje i ich życie zmarnować, stłamsić.
- Juz po
nas!- Wydobyło się z gardła Anastazji, długo wstrzymywane i pełne rozpaczy
zdanie. Chcąc nie chcąc, wszyscy musieli przyznać jej rację.
Stali jeszcze trochę w miejscu i wpatrywali we
wszystko dookoła. Oprócz cichych jęków nie było nic słychać. Nie wydawali z
siebie żadnych innych dźwięków. W końcu jednak coś tchnęło w nich życie. Skoro
już jest poranek, słońce leniwie unosi się w górę to nocni drapieżnicy śpią...
tak? A skoro tak, to muszą znaleźć bezpieczne dla siebie miejsce przed
zmrokiem. Tylko jakiego kalibru są te tak nazwane "potwory"? Latają,
pełzają, biegają? Czy wspinają się po drzewach? Jeśli tak, w konarach wysokich
dębów, nie jest bezpiecznie.
Trevor odchrząknął na tyle głośno że wszyscy
zwrócili się w jego kierunku. Odetchnął i z powagą spojrzał na nich.
- Jeśli
chcemy tu przeżyć, musimy trzymać się razem.- Zaczął pewny tego co mówi.- Nie
wolno nam się też zbytnio bać, bo to może nas zgubić. Proponuję byśmy wybrali
osobę dowodzącą i paru silnych osób do obrony Olivii w razie czego.
Słyszeliście że jest naszym priorytetem tak?- Tu spuścił na moment głowę
zbierając myśli. Dużo wiedział o przetrwaniu, w podstawówce należał do harcerzy
plus to że namiętnie gra w gry przetrwania, akurat takie w których na każdym
kroku może cię coś zjeść.- Ale najważniejsze jest to, żeby oddalić się od lasu,
bo to schronienie wielu nocnych zabójców.- Dokończył. Klasa pokiwała głowami w
skupieniu, niektórym zaczynało już przechodzić.
- Chyba
wszyscy będziemy tego samego zdania...- Zaczęła niepewnie Georgia, wiedząc że
wszyscy mogą ją zaraz zbesztać za to że się odzywa. Mimo tej pewności,
kontynuowała.- Będziemy tego samego zdania, że to Trevor powinien być tym... Przywódcą.
Moim zdaniem najlepiej się zna... I może ocalić nie jedno życie.- Powiedziała,
stojąc z dala od reszty. O dziwo, chociaż wiele osób chciało to zrobić, nikt
nie wyśmiał jej ani nie spojrzał na nią ze złością czy pogardą. Niektórzy
skinęli głowami inni milczeli.
- Masz
rację.- Odezwała się Kate.- Tak właśnie powinno być.- I nikt się już tej decyzji
nie sprzeciwiał. Trevor ich poprowadzi, koniec kropka. Dobrze że chociaż jedną
rzecz udało im się ustalić.
- Więc.- Chłopak
uśmiechnął się mimowolnie, po chwili spojrzał w dół rzeki. Tamtędy prowadziła
jedyna droga z daleka od lasu. W dole jednak było widać zaledwie niewielką
polankę i następną połać drzew.- Macie jakiś pomysł? Może powinniśmy tam
zeskoczyć?- Zapytał niepewnie. Deminda podeszła do niego i spojrzała na taflę
wody.
- Chyba
sobie żartujesz!- Wykrzyknęła przerażona widokiem. Miała lekki, niewyjaśniony
lęk wysokości. Odsunęła się pospiesznie od krawędzi.- Musi być inny sposób.
- Jaki
jest numer na policję?- Wyrwało się z tłumu. Była to Alicja. Trzymała w ręku
swój piękny telefon, a na wyświetlaczu widniała klawiaturka.
- Nie
zamierzasz chyba dzwonić po pomoc?- Zapytała oburzona i nieco zaskoczona głupim
pomysłem, Linda. Spojrzała na swoje przyjaciółki. Owszem, Alex i Anne również
uważały użycie telefonu za głupotę.
- Co w
tym złego?- Zdziwiła się brązowowłosa opuszczając w dół dłoń z telefonem.
Zupełnie chyba nic nie zrozumiała.
- A jak
twoim zdaniem wyjaśnisz policji to co tutaj zaszło?- Wycedziła Alex.- Dodatkowo
co im powiesz gdy zapytają gdzie jesteś?- Dodała. Alicja zmarkotniała.
Koleżanka miała rację. Zupełnie nie wiedziała gdzie są, środek dziczy... Nawet
zasady życia w mieście tutaj nie obowiązują. Jedyne prawo, to "Prawo
dżungli."
Na tym skończyły się wspaniałe pomysły ze
strony dziewcząt. Żadna z ich nie miała szczególnie mądrego sposobu na
ominięcie rzeki i lasu. Męska część drużyny, okazała się w tym momencie o wiele
bardziej przydatna. Szczególnie Momo się wykazał, choć klasa nie chciała
przystać na jego propozycję. Zaproponował mianowicie, przejście na drugą stronę
lasu, by dostać się na jakąś większą, otwartą przestrzeń. Większość nie zamierzała
jednak się zapuszczać w głąb. Sami słyszeli o "potworach" jakie mogą
się tam czaić. Co z tego że jest dzień?! Nawet jeśli najgorsi zabójcy polują w
nocy, to niewykluczone że jacyś inni robią to za dnia.
Cóż... Niestety nikt nie miał lepszego
pomysłu. W końcu, po długim okresie dyskutowania, każdy zgodził się na
rozwiązanie Momo.
-
Trzymajmy się blisko siebie. Drapieżnik nie zaatakuje zwartej grupy, bo będzie
wiedział że każdy broni każdego.- Rozkazał Trevor i jako pierwszy wszedł
pomiędzy drzewa. Od razu niemalże ogarnęła go nieludzka ciemność.- Chodźcie za
mną, Oliver ty i Evan idźcie na końcu. Będziecie osłaniać drużynę.- Powiedział
jeszcze. Za nim ruszył Ivan, Patric, Kasper i wszystkie dziewczyny, zaczynając
od Helen. Dalej pozostali chłopcy i dopiero za nimi, na samiuteńkim końcu
Oliver i Evan. Nieliczni szli spokojnie. Jak w końcu nie dygotać ze strachu w
egipskich ciemnościach, wiedząc że z każdą sekundą jest się mniej bezpiecznym?
Niespodziewanie w lesie rozległ się głośny i
rozpaczliwy krzyk. Klasa zamarła zatrzymując się. Nikt nie wiedział co się
dzieje, czy wszyscy są na miejscu. Otóż nie!
-
Amelia!- Wykrzyknął ktoś z samego końca, Evan. Chłopak porwał się z miejsca i
ruszył wśród drzew w kierunku pisku dziewczyny. Żadne "stój", jakich
było nie mało nie mogło go powstrzymać. Anastazja odruchowo ścisnęła rękę Demindy,
stojącej najbliżej niej. Jak do diaska nie zauważyli że blondynka się oddaliła.
- Czy na
prawdę żaden z was nie potrafi się pilnować?!- Krzyknął zdenerwowany Trevor. On
wiedział że jeżeli dwoje z nich samotnie wybrało się w ciemny las, pełen
krwiożerczych bestii, nigdy nie wrócą.- Cóż, musimy iść dalej.- Powiedział
smutno i ruszył. Przerażeni poszli za nim.
- A-ale
co z Amelią? Czy... Ona wróci prawda?- Pytała zapłakana już przyjaciółka.
Niestety... Żadne słowa nie były w stanie jej pocieszyć. Płakała cicho,
otoczona przez współczującą Mishę i Demindę. Ivan z resztą też w cale tak
dobrze się nie czuł. Coś zabiło jego brata...? Cały czas próbował odrzucić od
siebie tę myśl. Nie, on żyje. Powtarzał sobie.
Przeszli pół drogi, mniej więcej. Nieszczęść
nie było jednak dość. Nagle niczym grzyb po deszczu wyrósł przed nimi wielki
stwór. Jego ogromna paszcza unosiła się dwa metry nad ich głowami, miał
niezwykle małe przednie koniczyny, za to dobrze zbudowane tylnie, na których
stał. W mroku dało się zauważyć długi ogon i czerwone ślepia, wpatrujące się w
chłopaka stojącego na czele bandy. Serca waliły im jak oszalałe. I co? Co mają
robić?
Bestia zniżyła pysk z milionem lśniących,
ostrych zębów. Jego oddech pełen był zapachu padliny i krwi. Wydawało się że
ogląda ich i wącha, dziwiąc się kim są i co tam robią. Trwało to jednak krótką
chwilę, która dłużyła im się niesłychanie. Niektórzy pomyśleli już że nic
takiego się nie dzieje. Może to coś nie zamierza ich jeść, może jest przyjazne?
Lecz nagle przypominały im się słowa ich "przewodnika i oprawcy".
"Każde napotkane stworzenie jest wrogie." Dudniło im w uszach.
Niespodziewanie stwór uniósł się wysoko na
tylnych nogach i wydał z siebie potworny ryk. Zamierzał rzucić się na nich i
rozszarpać, jak najszybciej. Wyglądał na głodnego.
- W
nogi!- Wykrzyknął Trevor i rzucił się, razem z całą resztą w drogę powrotną.
Cóż, to było zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Gdy ujrzeli światło tuż przed
sobą uśmiechnęli się, odetchnęli z ulgą i zwolnili. Jednak wróg cały czas
deptał im po piętach. Po chwili spostrzegli, że nie mają wyboru. Kierowali się
prosto na rzekę, w kierunku przepaści. Nie mieli pojęcia co jest dla nich
lepsze, śmierć przez pożarcie czy też upadek z wysokości. Mimo uprzedzeń,
strachu i innych okropnych uczuć, wszyscy wybili się kolejno i poszybowali w
powietrze. Wtedy dopiero wydarły się z nich głośne krzyki.
Plusk wody, która trysnęła na wszystkie strony
był niemalże kojący. Po chwili słychać było kasłanie ludzi dławiących się wodą.
Na całe szczęście wszyscy wyszli z tego bez szwanku. Co silniejsi pomagali tym
słabszym wyjść z głębiny rzeki. Było im zimno. Wszyscy siedzieli na mokrym już
zupełnie brzegu.
-
Myślałam że zginę!- Krzyknęła nagle Alicja wybuchając śmiechem. Trzymała się za
brzuch i prawie tarzała po ziemi.
-
Żartujesz?- Trevor spojrzał na nią zabójczym wzrokiem.- Mogłaś zginąć
NAPRAWDĘ.- Dodał ostrym tonem. Cała ta sytuacja sprawiła, że zaczął jeszcze
bardziej się denerwować. Najpierw Amelia, teraz to. Co jeszcze mogło ich
spotkać w pierwsze piętnaście minut gry? Wyraźnie poczerwieniał ze złości,
która kipiała z niego.
Misha siedząca tuż obok Helen, wyglądała zza
jej pleców uważnie mu się przyglądając. Wyglądał nieco inaczej, bardziej
odpowiedzialnie niż zwykle. Szczerze współczuła mu tego, że wszyscy są na jego
głowie. Musiał zadbać o wszystkich, polecili mu być ich przywódcą. Dziewczyna
bardzo chciała zbliżyć się do niego i pocieszyć, lecz zawahała się i nie
zrobiła tego.
-
Proponuję wrócić na górę i poszukać Amelii.- Wykrztusiła z siebie nagle
Anastazja, wbijając wzrok w ziemię. Na jej twarzy nie było już śladów łez, bo
zmyła je woda. Trevor pokręcił głową, nawet nie odpowiedział. Wszystkim było
smutno, chodzisz z kimś do klasy i jesteś po prostu przyzwyczajony do tego że
jakaś osoba zawsze w niej będzie, a tu nagle spotyka ją pewna śmierć w lesie.
To okropne.
Przywódca podniósł się i wyżął dolną część
koszulki, otrzepał włosy. Po chwili i inni zaczęli wstawać i doprowadzać się do
porządku. Alicja z przerażeniem odkryła że jej telefon zupełnie przemókł i już
nie zadziała. To przybiło ją jeszcze bardziej niż utrata znajomych. Jedna tylko
Anastazja siedziała przy rzece.
- Idziesz
z nami czy nie? Robi się ciemno, musimy się ukryć.- Odezwał się Trevor,
dziewczyna jednak wcale nawet nie drgnęła.- Serio mówię, możemy pójść bez
ciebie.- Powtórzył ze złością. Nie zareagowała jednak, wlepiając swoje
spojrzenie w płynącą wodę. Trevor ruszył przed siebie, a część klasy nie chcąc
zostać na pastwę losu samemu, ruszyła za nim. Ledl także to zrobił, lecz po
paru krokach stanął. Spojrzał przez ramię.
-
Naprawdę masz zamiar ją zostawić?- Zapytał drżącym głosem. Trevor nie
zaprzeczył.
Wtedy coś tknęło kamienne serce Georgii. Zamaszyście
odwróciła się i wróciła nad rzekę, a zrobiła to tak by każdy widział.
Faktycznie, mimo że wszyscy zauważyli, nikt nie poszedł w jej ślady. Lecz ją,
jak zawsze to nie obeszło. Przykucnęła przy Anastazji i położyła dłoń na jej
ramieniu.
- Hej,
nie możesz się tak załamywać.- Powiedziała w miarę ciepłym głosem. Blondynka
załkała cicho i otrząsnęła się z dłoni Georgii.- Wiem że ci ciężko, ale jeśli
tu zostaniesz, nasze szanse zmaleją i już nigdy, być może nie zobaczysz Amelii.
Musisz myśleć pozytywnie. Wygrasz tę grę i uratujesz nas wszystkich zgoda? Wiem
że dasz sobie radę.- Mówiła rudowłosa a jej głos nabierał pewności i radości z
każdym słowem. Zapłakana dziewczyna podniosła na nią wzrok.
-
Akurat.- Wymamrotała przez łzy.- Nie jestem ani silna, ani odważna, ani też
sprytna. Nie mam tutaj najmniejszych szans.- Dodała ze zrezygnowaniem.
- Nie mów
tak.- Georgia oburzyła się tym jak Anastazja okropnie w siebie nie wierzy.-
Wiara czyni cuda. Idziemy? Grupa zaraz zniknie nam z oczu.
Blondynka wytarła łzy i podniosła się wsparta
na ręce koleżanki z klasy. Razem ruszyły biegiem w stronę oddalających się
uczniów. Gdy były już naprawdę blisko, mogły wyraźnie usłyszeć słowa Alex.
- Nie
wierzę w to.- Mówiła.- To jakiś obłęd, cała ta historia jest bardzo nie halo.
Na dodatek TJ wybiera się na randkę z tą rudą wiewiórą i na pewno na mnie już
nigdy nie spojrzy. Czuję się fatalnie.- Jej głos brzmiał jakby zaraz miała się
rozpłakać. Linda idąc obok pocieszała ją. Georgia i Anastazja zwolniły i dołączyły
do pochodu. Blondynka, z racji tego że ciut się opanowała i nabrała pewności iż
serce "księżniczki" nie jest takie twarde jak się wydawało, zagadała
cicho by Alex nie słyszała.
-
Naprawdę masz zamiar zabrać jej sprzed nosa tego chłopaka?- Zaczęła szeptem. Ta
kwestia była dla niej nie zrozumiała.- Przecież nie rozmawiacie ze sobą prawie
w ogóle, nie interesujesz się nim mam rację?- Jej towarzyszka obruszyła się
nieco. Wiedziała że Alex czuje się zazdrosna i kipi ze złości na widok TJ z
jakąkolwiek inną dziewczyną, ale nie, nie interesował ją ten chłopak. Uśmiechnęła
się pod nosem do blondynki.
- Masz
rację. Nie podoba mi się.- Stwierdziła.- Jest jednym z tych zakochanych w muzyce
chłopców, którzy polubią jedynie dziewczynę równie walniętą na punkcie muzyki
co oni. A co do zabierania chłopaka... - Georgia zrobiła znaczącą pauzę
zastanawiając się nad czymś.- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Jak
to?- Anastazja nie należała z pewnością do najmądrzejszych i do najszybciej
łapiących osób.- Przecież Alex mówiła przed sekundą ze idziesz z nim na randkę.-
Ta część rozmowy ją chyba ominęła. Rudowłosa zakasłała dławiąc się własną śliną
na wieść o swojej "randce". Zachowywała się na tyle głośno, usiłując
się nie udusić, że usłyszał ją idący na samym przedzie Trevor. Zatrzymał się
gwałtownie i spojrzał na nią morderczym spojrzeniem.
- Chcesz
żebyśmy wszyscy zaraz zginęli?- Wycedził. Chwilę to jeszcze potrwało zanim
Georgia doprowadziła się do porządku i mogła odpowiedzieć. Jednak nie spodobało
jej się wyraźnie to zdanie, a jak wiadomo nie było wielu rzeczy zdolnych ją
poruszyć.
- Co
proszę?- Odpowiedziała tylko, by upewnić się że chłopak użył przeciwko niej
tego właśnie pytania. On zbliżył się i zmierzył ją wzrokiem.
- To nie
jest korytarz szkolny, jeżeli masz zamiar cały czas zachowywać się jak przynęta
na dinozaury, radzę ci już teraz odłączyć się od nas, bo inaczej przez ciebie
wszyscy zostaniemy pożarci.- Wszystkich zatkało. Rudowłosa milczała, chciała
jakoś wrednie mu odpowiedzieć, lecz nie potrafiła zdobyć się na żądne
złośliwości. Prychnęła.
- Nie
pomaga nam też twój wiecznie zły humor.- Usłyszała za swoimi plecami. Nie mogła
uwierzyć, ale ten głos należał do.. Anastazji! Dziewczyny która trzymała się w
cieniu swojej przyjaciółki, robiła wszystko tylko z nią i bezradnie rozklejała
się gdy była sama. Teraz najwyraźniej, dostała zastrzyk odwagi i pewności
siebie!- Jeśli chcesz wiedzieć to jedyną osobą która przyciąga tutaj potwory
swoimi krzykami jesteś ty. Nie obrażaj innych myśląc że jesteś taaaki
wspaniały, bo prędko sam będziesz zbyt zadumany w sobie by zadbać o czyjeś bądź
swoje życie.- Dorzuciła, lekko się czerwieniąc z nadmiaru pewności. Chłopak
natomiast zmrużył oczy w zastanowieniu i odwrócił się od nich. Rudowłosa
oniemiała uśmiechnęła się lekko do Anastazji.
- Rany,
dzięki.- Wyszeptała z podziwem. Blondynka zaśmiała się. Sama nie mogła w to
uwierzyć, ale była zadowolona.
- Wiesz
zrobiłam to nie tylko dlatego że tak się do ciebie wyraził, ale też dlatego że
wcale nie jest taki świetny. Chciał zostawić mnie w środku nocy nad rzeką w
krainie której zupełnie nie znam. Gdybym nie była tak bardzo nieśmiała,
życzyłam bym mu śmierci.- Ostatnie zdanie jakie wypowiedziała, nieco przeraziło
jej towarzyszkę, ale było już późno. Każdy był dawno zmęczony, teraz prawie się
wszyscy przewracali.
Gdy ostatnie promienie słońca leniwie chowały
się za horyzontem., Wszyscy zdążyli ukryć się już w dość dużej, okrągłej
niemalże jaskini. Trevor siedział najbliżej wyjścia, czuł się bardzo
odpowiedzialny za całą klasę, a to że tak szargały nim nerwy, było winą tej
chorej gry w którą zostali wciągnięci.
Nagle usłyszał za sobą kroki i wzdrygnął się
wyrwany z zamyślenia. W mroku komory ujrzał zbliżającą się dziewczynę o
długich, ciemnych włosach. Od razu rozpoznał w niej Mishę. Niepewnie usiadła
obok niego i spojrzała na to, co znajdowało się na zewnątrz.
- Uważaj
żeby nikt cię nie zauważył.- Polecił chłodno chłopak, patrząc w to samo miejsce
co ona. Kiwnęła głową, nie odzywając się. Odgłosy natury były tak naturalne i
bezpieczne. Słyszeli świerszcze, wiatr, strumień, który po drodze minęli. W
oddali czasem rozległo się pohukiwanie sowy. Pozostali uczniowie spali już,
niektórzy nawet pogwizdywali nosem.
- Em...
Byłeś dzisiaj bardzo zdenerwowany...- Zaczęła Misha, nie mając pojęcia po co
zaczyna taki temat. Chłopak odchrząknął nieco.
- Martwię
się o to że nie zdołam poradzić wam jak się w niektórych sytuacjach zachować.- Powiedział
łagodnym tonem, jakby z ulgą że nareszcie może się komuś wygadać.- Chcieliście
bym wami pokierował, jednak... Teraz wiem że nie czuję się na siłach.
- Może po
prostu czasem poradź się nas, albo wyraź to co czujesz jakoś inaczej... Nie
krzycząc na wszystkich tych, którzy na tobie polegają, dobra?- Wyszeptała
Misha. Chłopak uśmiechnął się słabo, patrząc na nią uspokoił się nieco.
-W
porządku.- Westchnął.- Powinnaś i ty pójść już spać. Nie mam pojęcia jaka
bestia zaatakuje nas jutro.- Dziewczyna podniosła się i odwróciła w kierunku
jaskini, ziewając przeciągle. Trevor wodził za nią wzrokiem.- Misha?
- Tak?
-
Dziękuję ci.
PS.
Na koniec tego rozdziału chciałam też bardzo przeprosić za to że ostatnio nic nie wstawiałam. Muszę przyznać że brak mi weny... ^^" Ale postaram się nadrobić.
czwartek, 27 marca 2014
Igrzyska ocalenia rozdział 5 "Chodźmy do toalety."
Klasa dość szybko otrząsnęła się po tragicznym
wypadku. Nieliczni milczeli na ten temat, a liczniejsi trzęśli się ze strachu
na wspomnienie o Olivii. Anne, której chora fobia przestała mieć znaczenie,
zupełnie zdziczała jakoś. Nie odzywała się do przyjaciółek, a przynajmniej
nigdy pierwsza, siedziała na korytarzu sama. Zupełnie podobnie zachowywała się
Deminda. Próbowała przeanalizować to, co się wydarzyło, lecz fala wydarzeń,
jaka ją zalała, była silniejsza od jakiejkolwiek. Jak to możliwe, że taki
zwykły upadek zgotował tej dziewczynie śmierć? Przecież to wydarzyło się tak najzwyklej. A ile razy ktoś w poświęceniu na boisku odbije piłkę zaliczając przy
tym glebę? Przecież to się dzieje non stop. Co więc takiego się wydarzyło?
Alicja i Helen, trochę rzadziej się śmiały i
wygłupiały, chociaż wciąż to robiły. Dotknęło je to, co widziały, a kogo z
resztą nie. Muzyka, jakiej słuchały, była przez nie przyciszana o troszkę, nie
tak hucząca w uszach jak zazwyczaj. Co do Helen, jej wspaniała osobowość,
wymyślająca ludziom ciekawe ksywki, gdzieś zupełnie się zapodziała. Nawet Ivan
przestał być już tym "małym" z przed paru dni.
Niektóre rzeczy jednak zostały bez zmian.
Daniel wciąż nie był słuchany przez Kaspra, zapatrzonego na śmierć w Kate.
Anastazja i Amelia, dwie papużki nierozłączki, ubierające się w te same ciuchy,
wciąż pozostały nierozłączne i wstydliwe. Misha nieodmiennie kochała czerń, a
nawet pod pasowało jej ubieranie się na czaro, w związku z żałobą, jaka
zapanowała. Jeśli o ten ubiór chodzi, nie spodobało się do Georgii. Jej
kolorowe i zawsze dziwnie dobrane dodatki, nie miały prawa bytu. Było to jej
zdaniem oburzające i nie do końca fair.
-
Przecież my żyjemy, dlaczego więc mamy się tak ubierać?- żaliła się swojej
przyjaciółce. Ale tak naprawdę, w głębi duszy bała się. Bała się szczególnie tego,
że już nie będzie mogła spokojnie zasnąć. W duszy bardzo jej było żal Olivii,
nigdy nie życzyła przecież nikomu śmierci. Niestety ta dobroduszna Georgia
istniała tylko gdzieś tam pod warstwą makijażu, jaskraworóżowych ciuchów i
lakierów do paznokci. Nigdy nie pokazałaby nikomu jaka jest, tam gdzieś w
środku. Dlatego też była dla wszystkich tą wstrętną, okrutną, samolubną i
wywyższającą się dziewczyną, nielubianą ogółem.
Więc wszyscy byli w szoku, każdy chociaż
czasem zastanawiał się, dlaczego tak się stało. Jak się pewnie każdy już
domyśla, co takiego czuł sobie Oliver, który przecież został ostrzeżony przez
samą Olivię, o tym co się stanie. Nie zinterpretował tego tak jednak. Skąd mógł
wiedzieć, że dziewczyna zamierza umrzeć?! Załamał się biedny. Podobnie do Anne
zdziczał ciut. Mimo że przychodził do szkoły, był wiecznie nieobecny. Jego
myśli wędrowały do momentu przed biblioteką. Czy wiedziała? Na to wygląda...
Tylko jak? Zupełnie sam, bo w końcu obiecał, że nikomu nie powie, próbował
radzić sobie z tym wszystkim.
Nauczyciela, który miał z nimi wtedy lekcję,
już nigdy nie zobaczyli.
Dwa dni po tym zdarzeniu, bo w tyle klasa się
otrząsnęła, niewiele wróciło do normy. W trakcie dwudziestominutowej przerwy,
Georgia i Misha wybrały się razem do toalety. Niby takie byle sobie, nie? A
właśnie to zmieniło wiele w życiu tej klasy. Otóż wybrały się tam we dwie.
Misha weszła do jednej z kabin, a Georgia stanęła przy oknie i wyglądała przez
nie. Czekała na przyjaciółkę w milczeniu, chociaż dość długo.
Znużyło ją gapienie się w dwa drzewa na tle
ściany, totalnie. Nagle usłyszała za sobą ciche kroki. To dość dziwne, bo nie słyszała
odgłosu otwierającej się kabiny, ale była pewna, że to Misha. Uśmiechnięta
odwróciła się więc, gotowa opowiedzieć coś przyjaciółce. Gdy jej oczy ujrzały
postać, skradającą się za nią, usta zamarły. Uśmiech przerodził się w
przerażenie. Georgia zamarła, nie mając pojęcia, co ma zrobić. Uderzyła plecami
w parapet, cofając się. Jęknęła cicho.
Przy drzwiach stała dziewczyna, dookoła niej rozpościerała
się jakaś widmowa poświata, a ręce jej, nogi i włosy były białe jak śnieg.
Wszystko dookoła wydawało się nierealne, jak we śnie, koszmarze. Olivia, przy
drzwiach stała Olivia. "Więc Ledl miał rację, Anne też. Olivia jest czymś
dziwnym." Przemknęło przez myśl rudowłosej. Upiór nie patrzył na nią. Stał
przy lustrze, z głową skierowaną ku niemu. Na twarzy zjawy widać było smutek,
może spokój. W każdym razie nie było to naturalne uczucie. Georgia rozejrzała
się. Szukała miejsca gdzie może się schować, którędy uciec przed Olivią. I gdy
tak w strachu przeglądała pomieszczenie, nie zauważyła, że widmo, zjawiło się
już przed nią. Rudowłosa otworzyła usta by pisnąć, lecz zjawa ją uciszyła.
-
Ciii...- Wyszeptała.- Jestem tu po to by żyć.- Oznajmiła spokojnym, jakby
uśpionym głosem.- Los dał mi szansę w grze. Lecz sama sobie w niej nie
poradzę.- Kontynuowała.- Muszę mieć pomoc, muszę mieć kogoś, kto wciągnie w tę
grę i innych.- Umilkła na chwilę. Georgia przełknęła ślinę i bardziej wbiła się
w parapet.
- Nie
chcesz chyba żebym tym kimś była ja?- Zapytała rwącym się głosem. Naprawdę
słabo brzmiała. Olivia pokiwała głową.
- Chcę.- Rozległo
się.- Dam ci moc wciągnięcia do gry całej klasy. Mają się tam zjawić wszyscy.
Gdy to wypełnisz i ty się tam pojawisz, już bez tej mocy.- Objaśniła.- I jesteś
przypadkową osobą, którą o to proszę.- Skończyła. Gdy już wszystko zamilkło,
sięgnęła ręką za siebie i podała Georgii naszyjnik. "Nie włożę, go." Pomyślała
rudowłosa. Lecz gdy błyskotka lekko musnęła jej skórę, sama wsunęła się na jej
szyję i żadna siła nie była zdolna jej zdjąć.
Upiór odwrócił się i ruszył ku drzwiom. Przy
nich odwrócił się i pomachał słabo z uśmiechem, po czym rozpłynął się w powietrzu.
Przerażona dziewczyna chwilę szamotała się jeszcze z wisiorkiem, a gdy spostrzegła,
że nie da mu rady, osunęła się wymęczona na ziemię. W tym momencie z kabiny
obok wyszła Misha. O dziwo nie słyszała ani jednego zdania z wcześniejszej
rozmowy, nie widziała blasku, zupełnie nic nie zauważyła. "Skoro to gra...
Ja... Czy ja muszę i jej to zrobić?" Zapytała samą siebie w duchu.
Spojrzała na myjącą ręce przyjaciółkę. Poczuła, że nie da rady. Nagle jednak w
jej wnętrzu coś się zamknęło. Gdy jej wzrok ponownie spoczął na Mishy, to nie
była już dla niej przyjaciółka, stała się ofiarą. Wyciągnęła ku niej dłoń.
- Dokonam
tego w ciągu dwudziestu minut i nikomu nie uda się uciec.- Powiedziała głosem,
który rozszedł się echem po łazience. Czarnowłosa ze zdziwieniem odwróciła się
do niej. Prócz złowrogiego wyrazu twarzy Georgii, śmiertelnie poważnego, nie zauważyła
nic niepokojącego.
- O czym
ty mówisz?- Zapytała trzymając na wysokości dekoltu swoje mokre dłonie. Nagle
oprócz zdziwienia poczuła strach.
-
Niebawem wszyscy staniecie się pionkami w wielkiej grze.- Dodała jej
przyjaciółka. Wyciągnęła dłoń, lekko się trzęsącą w kierunku Mishy.
"Żegnaj..." Pomyślała. Gdy palce zetknęły się z ramieniem dziewczyny,
wykrztusiła z siebie głośny krzyk przerażenia. Jej ciało zaświeciło na
fioletowo i zaczęło się kruszyć. Drobny pył unoszący się w powietrzu, jaki z
niej został po chwili został wciągnięty przez medalion Olivii.
Georgia otworzyła oczy, w momencie gdy
klęczała podpierając się dłońmi. Oddychała ciężko. Spojrzała przed siebie,
obejrzała się.
- Co ja
zrobiłam?- Zapytała siebie samą, łamiącym się głosem. Podniosła się i
otrzepała. Na jej twarzy pojawił się pot. Zatrzęsła się. "Jeśli nie
zrobisz tego z innymi, ona już nigdy stamtąd nie wróci." Usłyszała w głowie.
To nie były jej słowa!
- Więc to
tak...- Wyszeptała.- Jednak w głębi serca chciałaś bym to ja była tą złą. Tak?-
Swoje słowa kierowała do Olivii, a narastała w niej dziwnie przyjemna złość.-
Więc dobrze, niech tak będzie. Stanę się tą zupełnie złą.- Oznajmiła ze śmiechem
i wyszła na korytarz.
~~*~~
Amelia,
ubrana w to samo co zwykle, oraz Anastazja wyglądająca prawie identycznie,
siedziały na prawie pustym korytarzu i chichotały cicho. Georgia szła
nieopodal, zerkając w ich kierunku. Gdy to zobaczyły, nieco się przestraszyły.
Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, spuściły głowy i wyprostowały się. Miały
nadzieję że dziewczyna prędko się od nich odczepi, ona jednak z uśmiechem na
twarzy podeszła bliżej machając im.
- Hej
Amelio, hejka Anastazjo!- Zawołała. Stanęła tuz na przeciwko. Obie dziewczyny
siedziały cicho, speszone. Nawet one nie lubiły tej dziewczyny.- No co jest? CO
tam u was?- Zapytała zachęcając je do dalszej rozmowy.
- Hm...- Zastanowiła
się Anastazja.- Właściwie to chciałam cię zapytać gdzie Misha?- Rozejrzała się
upewniając że jej na pewno nie ma. Rudowłosa uśmiechnęła się szerzej.
- Wiecie,
w sumie to czeka na mnie w toalecie. Chciałyśmy wam pokazać pewną sztuczkę.- Wymyśliła
na poczekaniu, jasne że się zgodziły. W sumie nie były specjalnie bystre.
Obejrzenie ciekawej sztuczki, ostatnia rzecz na którą można się nabrać. Ale to
dobrze że uwierzyły, bo w końcu o to chodziło tak. Gdy znalazły się już w
miejscu, w którym rzekomo czekała Misha, Georgia wykonała magiczną sztuczkę,
jaką było wchłonięcie obu dziewczyn do wnętrza medalionu. Biedne nie wiedziały
co się dzieje.
W ciągu piętnastu minut na takie tanie
sztuczki dało się nabrać sporo osób. A konkretnie Anne, Kate, Linda, Alex,
Deminda, Ivan, Kasper, Ledl, TJ, Evan, Oliver, Patric, Daniel i Trevor.
Pozostał tylko Momo, Alicja i Helen, których jak do tej pory rudowłosa nie
znalazła. Pozostało jej mało czasu, więc strasznie się denerwowała. Wydawało
się że szukała już dosłownie wszędzie.
Gdy, by na chwilę odpocząć, usiadła na ławce,
obok usadowiła się pewna osoba. Był to japończyk z wymiany, z którym jeszcze w
ogóle nie rozmawiała. Była w niebo wzięta, serio gdy sam się do niej
przyczepił. Chciała już tę całą złą grę mieć za sobą. Uśmiechnęła się do niego.
- Hej.- Zaczął.
Zamilkł na dłuższą chwilę, najwyraźniej nie wiedział co powiedzieć.
- Hejka.
Jesteś Momo co nie?- Zagadnęła, jako pierwsza. Mówiła przyjaźnie, a rozmyślała
nad tym jak nabrać chłopaka. Nie było jednak po niej tego widać.
- Tak, to
ja.- Odpowiedział.- A ty to Georgia? Ta z okropnie złą sławą...- Uśmiechnął
się. Mimo że to była ala obelga, prosto w twarz, rudowłosa roześmiała się
głośno. Jakiś z uczniów z innej klasy spojrzał na nią, nie kryjąc wielkiego
zdziwienia.
- Ta...
Oni mnie nie znoszą!- Dodała rozbawiona.- Ej... Słyszałam że znasz się co nieco
na modzie nie?- Pokiwał głową. Właśnie wpadła jak "pożreć" tego
chłopaka.- Ach, wiesz co... Mógłbyś mi powiedzieć co myślisz o tym naszyjniku,
nie jest jakiś taki za bardzo, upiorny?
Chłopak
przyjrzał się błyskotce z powagą. Po chwili można było zauważyć ze nie bardzo
mu się ona podoba. Otworzył usta, by wyrazić swoją opinię, gdy Georgia dotknęła
jego ramienia. Zupełnie bezszelestnie zmienił się w pył i zniknął w medalionie.
- Mnie
też się podoba, dzięki.- Zaśmiała się i wstała.- Gdzie one do diabła są?- Zapytała
samą siebie, patrząc w głąb korytarza. Pozostały jej dwie minuty do końca
przerwy. Było by bardzo nie fajnie, gdyby na lekcji pojawiły się trzy osoby, bo
w końcu co powiedziałaby nauczycielce? Kurcze, sama nie miała pojęcia co się z
klasą stało.
- Kogo
szukasz?- Rozległo się za jej plecami. Wspaniale! Georgia odwróciła się
gwałtownie.
-
Świetnie że was widzę dziewczyny!- Zawołała do Alicji i Helen. Były w ciężkim
szoku. Ona się cieszy? Spojrzały na siebie.
- O
naprawdę?- Wycedziła Alicja, dziewczyna która doświadczyła złego traktowania ze
strony rudowłosej, całkiem niedawno.
- Kurczę,
nie bardzo mam czas wiecie. Żadnych pytań.- Odpowiedziała i wyciągnęła przed
siebie rękę.- Papa.- Powiedziała słodko i zdjęła je obie za jednym razem. Teraz
jednak stało się coś innego, wszystkie trzy zaczęły się kruszyć. Zaczęła
piszczeć, Georgia zaczęła się bać. Widziała teraz jak spada w głąb fioletu
medalionu, gdzieś tam. Robiło się coraz ciemniej, mroczniej i zimniej. Nagle
jednak jasny blask przedarł się przez to wszystko. Otworzyła oczy, lecz musiała
je ponownie zmrużyć. To było słońce. Podniosły się, wszystkie trzy.
Rudowłosa sięgnęła po medalion, lecz wcale nie
zastała go na swojej szyi. Więc wszystko co powiedziała Olivia, było prawdą.
Teraz wszyscy byli częścią gry.
niedziela, 16 marca 2014
Igrzyska ocalenia rozdział 4 "Zagrajmy w siatkówkę."
Następnego dnia w szkole zrobiło się
zamieszanie. Nauczyciele chodzili z gabinetu do gabinetu, wypełniali papiery i
przedzierali się przez korytarze w iście zwariowanym tempie. Klasa Olivii miała
na godzinę 9:40, tak więc przyszła w samym środku harmidru. Pierwsza w szatni,
zjawiła się Kate. W milczeniu zdjęła piękne, zamszowe buty i zastąpiła je
czarno-miętowymi trampkami. Zawiązała sznurówki, odwiesiła ciemno niebieski
płaszcz i skierowała się do wyjścia. Wtedy zjawiły się Alicja i Helen. Śmiał
się i słuchały muzyki na nowym odtwarzaczu mp3, który Helen niedawno dostała.
Usiadły na ławce i długo jeszcze tak siedziały, machając nogami i głowami w
rytm jakiejś muzyki. Kate stała chwilę w przejściu i im się przyglądała, po
czym wyszła wzruszając ramionami.
Alicja i Helen ubrane były bardzo podobnie.
Obie miały na sobie glany, ciemne kurtki skórzane i krótkie spodenki. Bardzo lubiły
swój styl, a że miały bardzo podobny to już inna sprawa. Nikt w klasie chyba
nie ubierał się podobnie. Chociaż jeśli iść by tropem przyjaciółek, które
ubierają się tak samo, to można by wymienić też Anastazję i Amelię, ale one
były zupełnie inne niż Alicja i Helen.
Gdy zadzwonił dzwonek ostatnie, spóźnialskie
osoby podbiegły pod salę. Nauczycielka w zamieszaniu, długo chodziła po
korytarzu wypytując wszystkich o klucze do sali. W związku z tym, klasa mogła
sobie jeszcze trochę swobodnie porozmawiać i posiedzieć na podłodze pod ścianą.
Tuż przy oknie, stała tez jedna jedyna ławka w promieniu paru metrów. Ale któż
ją zajął? Nikt inny jak Georgia, zakładająca nogę na nogę i malująca paznokcie,
oraz Misha, która wróciła do szkoły. Obok nich zmieściłoby się spokojnie
jeszcze parę osób, ale nie ma, co ukrywać, że klasa od bardzo dawna gardziła
rudowłosą, a jej wczorajszy wybryk jeszcze bardziej ich do niej zniechęcił. Nie
interesowała się tym. Od zawsze czuła się najważniejszą osobistością klasy i
nigdy nie było potrzeby, żeby musiała się w tym upewniać.
Misha, siedziała z boku i wpatrywała się w
przestrzeń korytarza. Włożyła sobie dłonie pod uda i lekko się pochylała. Miała
na sobie czarną tunikę, z rozłożystymi rękawami i ciemne legginsy. Do tego na
nogi założyła beżowe, cienkie rajstopy i kozaki w kolorze brunatnej skóry ze
srebrną klamerką. Włosy pozostawiła rozpuszczone. Miała ciemne, długie kosmyki
lśniące pod wpływem promieni słońca.
- Jaki
kolor będzie pasował do ciemnoróżowego?- Zapytała nagle Georgia pokazując
przyjaciółce swoje trzy pomalowane na różowo paznokcie u lewej ręki. Kolor ten
był bardzo dobrze dobrany jaskrawo zielonej bluzki na ramiączka z prowokacyjnie
dużym dekoltem, oraz do czarnej spódnicy z tiulem pod spodem. Na nogach miała
buty, balerinkopodobne z różową kokardą, całe czarne i ciemne rajstopy, zdawać
by się mogło, że te same co wczoraj. Jej uszy zdobiły Srebrne kule, wielkości
muszelek, a włosy spięła w dwa kucyki.
Misha zastanawiała się moment nad odpowiedzią
i uważnie przyglądała się paznokciom przyjaciółki.
- Myślę,
że czarny.- Stwierdziła. Georgia zaśmiała się przyjacielsko.
- Jak
zawsze. Misha i jej miłość do świata w ciemnych barwach- skomentowała i
szturchnęła ciemnowłosą, która wyrwana zamyślenia też zaczęła się śmiać.- Ale
masz rację wiesz... Mimo że mam na sobie już wystarczającą ilość czerni, to i
tak dodam jej jeszcze odrobinę.- Dodała rudowłosa. Wyjęła z torby czarny lakier
i odkręciła go. Zaraz potem, płynnymi ruchami nałożyła go na dwa pozostałe
paznokcie.
- Co się
działo wczoraj w szkole?- Zapytała nagle zaciekawiona Misha. Georgia
zastanawiała się dmuchając w paznokcie, po czym uśmiechnęła się.
-
Postanowiłam zostawić Trevora w spokoju, ażebyś mogła z nim dzisiaj
porozmawiać.- Stwierdziła wzruszając ramionami. Ciemnowłosa szybko odwróciła
się by sprawdzić czy nikt tego nie słyszał.
-
Dlaczego miałabym to zrobić?- Zapytała półszeptem.
-
Ponieważ go lubisz?- Na to ironiczne pytanie, Misha nie mogła już odpowiedzieć,
gdyż nauczycielka przeszła im przed oczami i otworzyła salę.
Podczas gdy przechodziły przez próg, ktoś
pociągnął Georgię do tyłu i ta prawie przewróciła się do tyłu. Zła na osobę,
która to zrobiła, prawie zaczęła przeklinać, powstrzymała ją obecność
nauczycielki. Istotą, która posunęła się do tego przerażającego czynu, była
Alex. Dziewczyna nie mogła sobie darować tego, że znienawidzona przez nią
"ruda wiewióra" pójdzie na koncert z chłopakiem, o którego niestety
była zazdrosna.
- Jeśli
masz zamiar wejść do sali i zagrzać miejsce obok TJ'a, to lepiej tego nie rób.-
Blondynka spojrzała na Georgię morderczym wzrokiem.
- O co ci
chodzi?- Zapytała z początku zdziwiona ciemno ruda dziewczyna. Po chwili jednak
wpadła na bardzo interesujący pomysł i uśmiechnęła się chytrze.- Grozisz mi? Uważasz,
że zdołasz mnie powstrzymać?- Zapytała i zaśmiała się, po czym weszła do sali.
Specjalnie skierowała się w kierunku ławki TJ'a. Widać było, że Alex kipieje ze
złości. Nie mogła wytrzymać i biegiem ruszyła w tym samym kierunku, co
rudowłosa. Wpakowała się na krzesło i popchnęła TJ'a ramieniem, a ten uderzył
głową w ścianę. Gdy tylko zrozumiała co zrobiła, zaczerwieniła się i spuściła
głowę. Gdy ponownie zerknęła na Georgię, ta zagrzewała miejsce obok Mishy.
Pomachała jej z niewinnym uśmieszkiem. Alex była na nią wyjątkowo wściekła.
Zanim zdążyła wyszeptać ciche przepraszam w kierunku chłopaka, z którym usiadła
do klasy wszedł ktoś jeszcze, osoba, której nigdy wcześniej nie widziała. Był
dość nietypowy, nie wyglądał na pierwszą lepszą osobę, jaka przechadza się
przez korytarze tej szkoły. Z resztą nie tylko ona zwróciła na niego uwagę.
Wszyscy szeptali między sobą i spoglądali na nowo przybyłego chłopaka. Zaraz za
nim weszła nauczycielka. Położyła dziennik na biurku i stanęła obok niego przy
tablicy.
- Drodzy
uczniowie, powitajcie nowego chłopca, który przyjechał do nas z Japonii na
wymianę.- Powiedziała. Georgia uśmiechnęła się do Mishy i coś szepnęła jej na
ucho. Oliwer podniósł rękę w powitalnym geście do nowoprzybyłego. On
przyjacielsko odwzajemnił gest.- Nazywa się Momo No Hana. Będzie chodzić do
waszej klasy przez półtorej miesiąca.- Mówiła dalej nauczycielka. Chłopak stał nieco
onieśmielony i rozglądał się po klasie. Wodził wzrokiem po wszystkich uczniach
po kolei.
Alicja uśmiechnęła się do niego, a on odwrócił
wzrok, czym prędzej.
- A może
teraz opowiesz nam coś o sobie?- Zaproponowała pani nauczyciel. Momo uśmiechnął
się niepewnie i poprawił włosy opadające mu na czoło.
- Więc
nazywam się Momo No Hana i pochodzę z Japonii.- Zaczął. Klasa jednomyślnie
pokiwała głowami, na znak tego, że już tyle wiedzą.- Przyjechałem na wymianę z
Tokio i interesuję się modą.- Klasa ucichła na moment. Wszyscy popatrzyli się
po sobie z lekkim zdziwieniem. Tymczasem Georgia, po chwilowym milczeniu
pstryknęła w palce. Szeroko się uśmiechnęła.
- Całkiem
ciekawie się zapowiada.- Szepnęła do przyjaciółki. Misha odpowiedziała jej
skinięciem głowy.
Japończyk usiadł w ławce, tuż obok Olivii.
Anne wzdrygnęła się widząc to zajście i wbiła się w krzesło. Od dawna już bała
się nowej dziewczyny oraz wszystkiego co z nią związane. Co by było gdyby
Oliwer powiedział jej czego się dowiedział? Było to może dość mało, ale jednak
rozsiewało więcej tajemniczości wokół osoby Olivii.
Po tej pierwszej lekcji, życie w szkole
wróciło do normy. Gdzieś niegdzie krzątało się tylko paru nauczycieli. Nie było
niczego, na czym Alice i Helen mogłyby zawiesić oko. Siedziały, więc znudzone
na dwudziestominutowej przerwie, tuz przed lekcją wf-u. Przewracały oczami i
wzdychały przewracając w palcach telefony. Mimo ogólnego znudzenia, nie mogły
nie przejmować się świdrującym wzrokiem, jakim obdarzał ich Momo.
Tymczasem Kasper i Daniel stali pod ścianą.
Kasper trzymał w ręce puszkę coli i siorbał ją po trochu, zamieniając parę słów
z towarzyszem. Miał blond włosy, które tworzyły na jego czole uroczą grzywkę.
Pozostałe kosmyki samowolnie spadały mu na kark. Ubrał się w białą koszulę w
niebieska kratkę, w której nie zapiął dwóch ostatnich guzików i zwyczajne,
nieco rurkowate dżinsy. Daniel, który zawsze prawie mu towarzyszył włożył
podobne spodnie, ciemno fioletową bluzę bez kaptura i uczesał swoje
ciemnobrązowe włosy tworząc fryzurę tak zagmatwaną, że aż nie do opisania. Na
dodatek coś z zapałem opowiadał swojemu koledze. Zdaje się, że to dotyczyło
nowej gry online, jaka się ukazała. Nie ma po co ukrywać, że Kasper go nie
słuchał, mało tego nawet zignorował jego obecność. Jego wzrok spoczywał
bezwładnie w sidłach dziewczyny, która przerwę spędzała na sali gimnastycznej.
Zgłosiła się do pomocy przy rozłożeniu siatki i napompowaniu piłek do
siatkówki, by wszystko było już gotowe na lekcji. Nie zdawała sobie sprawy, że
zniewoliła bezwładnego chłopaka, bo w końcu nie znała osoby, która by się nią
interesowała. Była to Kate.
- I
Administracja stwierdziła, że nie ma sensu dłużej karać graczy za używanie tego
kodu, rozumiesz?- Mówił Daniel. Te słowa, z racji, że zakończone pytaniem, sprawiły,
że Kasper się obudził z transu. Pokręcił głową i zaśmiał się.
- Tak...-
Powiedział sztucznie rozbawiony, nie mając pojęcia o co chodzi. Dopił napój
gazowany i rzucił puszkę w stronę kosza pod ścianą, o dziwno trafił i
uśmiechnął się z tego powodu.
- Kasper?
Zakodowałeś co mówiłem o kontach VIP?- Zapytał jego towarzysz, rozumiejąc, że
miał jego opowieść gdzieś. Chłopak pokiwał głową, z zastanowieniem.
-
Jasne...- Powiedział w końcu.- A mógłbyś powtórzyć?- Dodał. Daniel odburknął
coś i poszedł w kierunku Trevora, siedzącego solo w koncie korytarza.
W końcu rozległ się dzwonek. Uczniowie szybko wbiegli
do szatni i przebrali się na lekcję wf. Po paru minutach została sprawdzona
lista. Anne nie mogła wytrzymać, gdy zobaczyła Olivię. Ćwiczyła! Było to
wielkim szokiem dla dziewczyny. Szeptała do każdego po kolei coś w stylu
"zobacz, ćwiczy", "Czemu tak nagle?",
"Sensacja!", "Mam ciarki..." itp. Dziwne były też nogi
dziewczyny. Spodenki sięgały jej do kolan, lecz poniżej miała parę
zaczerwienionych ran, które wydawały się nie do zagojenia. To tym bardziej
przerażało Anne. Nie mogła skupić się na żadnym ćwiczeniu na rozgrzewce, a gdy
przyszła pora na grę w siatkówkę, non stop obrywała piłką w głowę.
Po pierwszym przegranym secie, drużyna Anne i
Olivii zebrała się na chwilową naradę. "Kapitan" tejże drużyny,
Kasper był wyjątkowo niezadowolony z gry obu dziewczyn. Olivia stała w miejscu,
nie poruszając się w stronę żadnej lecącej piłki. Nie zwracała na nie uwagi.
- Czy
mogłybyście łaskawie zacząć grać?- Zapytał zdenerwowany. Gra była dla niego
rzeczą ważną, był jednym z tych ludzi, którzy nie ważne jak, nie cierpią
przegrywać. Obie pokiwały głowami, jedna smutna, druga trochę mniej.
-
Przepraszam...- Wyszeptała białowłosa, po czym ustawili się do drugiego seta.
Gra toczyła się tak jak uprzednio. Piłki uderzały o podłogę bezlitośnie
nabijając punkty przeciwnej drużynie. Na całe szczęście zdarzyło się tak, że
pod koniec gry pojawił się remis. Jeden punkt do końca! Serw drużyny
przeciwnej. Piłka z gracją wzbiła się w powietrze i poszybowała nad siatką.
Waga tej chwili była niesłychana, lecz... O nie! To ostatnie, decydujące
odbicie ma należeć do... Olivii?! Stała z głową uniesioną ku górze. Patrzyła na
okrągłe coś, co spadało praktycznie na nią.
- Odbij
to!- Wrzasnął Kasper, nie mogąc wytrzymać napięcia. Dziewczyna złożyła ręce
przygotowując się do dolnego odbicia. Westchnęła, a nieliczni zobaczyli
delikatne łzy w jej oczach. Spojrzała na Olivera. Skinęła do niego głową, jakby
mówiła "Już czas". Rzuciła się do przodu by piłka odbiła się od jej
rąk. Tak się stało. Odbicie było wręcz perfekcyjne. Przeciwna drużyna nie miała
szansy odbić wystawionej przez Olivię piłki, lecz...
-
Olivia!- Wydobyło się z gardła Demindy, osoby stojącej najbliżej. Jedynej,
która zauważyła, że po zetknięciu z ziemią klatka piersiowa białowłosej
przestała się poruszać. Miała zamknięte oczy. Wcale się nie podnosiła.
Uczniowie zaczęli szeptać między sobą. "Co się stało?" Pytali. Anne i
Deminda podbiegły do Olivii. Próbowały ją podnieść, lecz jej ciało było
bezwładne, prawie zimne...
- Ona...
Ona... Nie oddycha!- Wyszeptała przestraszona blondynka. Klasa pisnęła z
przerażenia, nauczyciel kazał się odsunąć. Niestety... Nie widziano ratunku,
nie przewidziano takiego lekarstwa ani zabiegu, które przywróciłoby do życia.
Tak. Olivia nie żyje.
wtorek, 11 lutego 2014
Okładka do Igrzysk ocalenia!
Witajcie moi drodzy. Dzisiaj chcę przedstawić wam wstępną okładkę do "Igrzysk ocalenia" składających się już z trzech rozdziałów i prologu. ^^
A oto i ona:
Nie wiem czy jej tak nie zostawię, bo mi się nawet podoba, ale się jeszcze zobaczy.
A tak jeśli jestem już na temacie Igrzysk, to czwarty rozdział jest już prawie skończony, została mi 1/3 do napisania. ^^
Autorka :3
poniedziałek, 10 lutego 2014
Igrzyska ocalenia rozdział 3 "Nie mów nikomu..."
Minęła godzina czternasta. Wskazówki zegara
mozolnie przesuwały się po tarczy, a samochody za oknem wydawały
charakterystyczny dźwięk, gdy mknęły po mokrej ulicy. W smartfonie pozostało
już bardzo niewiele baterii, a wszystkie ławki w sali były równiutko poustawiane.
Oliver siedział na ławce, opierając się o ścianę. W palcach przekręcał telefon
i co chwila zerkał na zegar. Minęło sporo czasu, ale żadna klasa do tej pory
nie miała lekcji w sali, w której został zamknięty.
Podczas tej długiej odsiadki, miał czas
posprzątanie sali, wyciągnięcie telefonu spod szafki, odsłuchanie paru piosenek
i przejrzenie papierów leżących na biurku. Miał poważny problem, nie pozostało
mu nic na kącie, więc ze skontaktowania się z kimś musiał zrezygnować.
- Kurde!-
Krzyknął w końcu i zeskoczył z ławki.- Co to za szkoła, że nawet sal nie
sprzątają!?- Podbiegł do okna i wyjrzał na ulicę. Był na drugim piętrze,
wysoko, wysoko w górze. Po chodniku spacerował sobie pewien bezdomny kundelek, wskakując,
w co drugą kałużę i taplając się w niej. Samochody przejeżdżały obok i oblewały
go wodą, a on cieszył się z tego jeszcze bardziej.
Oliver nie mógł podzielić uczucia, które
towarzyszyło pieskowi. Jego klasa skończyła lekcje kilka kwadransów wcześniej,
a on musi wciąż siedzieć zamkniętej i dusznej sali. Śledził jeszcze przez
moment postacie za oknem, po czym zamknął okno.
Oparł się o ścianę i zjechał po niej w dół.
Kucnął i zamknął oczy. Jakby nie dość, że było mu gorąco, to jeszcze był
głodny. Zaburczało mu głośno w brzuchu. Nagłe usłyszał wzrastający dźwięk jego
ulubionej, popowej piosenki i aż podskoczył ze szczęścia. Wyciągnął z kieszeni
telefon i odebrał.
- Halo?- Zapytał,
czując, że serce podchodzi mu do gardła. Po drugiej stronie, przez moment
trwała cisza, po czym odezwał się stonowany, damski głos.
-
Oliver?- Zapytał. Chłopak od razu rozpoznał osobę.
-
Stella?- Odpowiedział tym pytaniem. Jego siostra cicho prychnęła i zaśmiała
się.
- Wiesz,
może mógłbyś mi powiedzieć gdzie się włóczysz?- Zapytała z wyrzutem. Chłopak
przeczesał włosy palcami i usiadł wygodnie na ławce. Westchnął i starał się
uśmiechnąć.
- No
cóż...- Zaczął. Nie chciał żeby siostra wiedziała, że zamknięto go w sali, więc
postanowił skłamać.- Wybrałem się z Trevorem do salonu hondy, chce mi pokazać samochód,
który sobie upatrzył na przyszłość.- Powiedział, starając się brzmieć jak
najzwyczajniej.
-
Jesteście bardzo dziwni.- Stwierdziła Stella.- Macie dopiero piętnaście lat, a
już rozmyślacie nad tym, jaki samochód sobie kupicie.- Westchnęła głośno. Przez
moment trwała cisza. Przerwał ją dzwonek na korytarzu. Chłopak zaklął cicho, tak,
że siostra go nie usłyszała. Dzwonek był złym elementem jego paskudnego dnia.
Przecież słysząc go, Stella mogła bez problemu rozszyfrować brata.
Oliwer nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, czy
siostra nie chichocze wszystkiego się domyślając, ale gdy tylko stwierdził że
nic a nic nie zauważyła, odważył się odezwać.
-
Racja... Jesteśmy dziwni, choć to raczej nie najtrafniejsze sformułowanie.-
stwierdził, wciąż podejrzewając że siostra go nakryła.- Jesteśmy zdrowo
zakręceni i pozytywnie ześwirowani. Jesteśmy po prostu sobą.- Zaśmiał się,
nieco zbyt nerwowo, niż powinien. Stella mruknęła i słychać było jak coś
kartkuje.
- Jasne,
jasne.- Wymamrotała. Oliwer zaczął się zastanawiać, co może robić, ale oczekiwał,
że sama mu to powie, bądź on jakoś się domyśli.
- Więc to
tyle?- Zapytał w końcu, stwierdzając, że skoro siedzi zamknięty w sali, to może
mógłby postarać się wyjść na zewnątrz. Odpowiedziała mu cisza, którą przerywały
przeglądane strony. Chłopak czekał zniecierpliwiony. "Zapomniała, że z nią
rozmawiam?" zapytał sam siebie we własnych myślach. "Oczywiście, że
mogłaby, to do niej bardzo podobne, jednak chyba mnie słyszy prawda?"
mówił sobie. W końcu głośno odchrząknął.
- Halo?- Zapytał
z naciskiem i przeciągle. Siostra westchnęła głośno, jakby obudzona z jakiegoś
snu.
- Jeszcze
tam jesteś?- Zapytała zaskoczona i jakby lekko znudzona. Z tego wynikało tylko
jedno, Oliver powinien się rozłączyć, lecz gdy tylko o tym pomyślał, Stella
sama postarała się o przerwanie połączenia. W słuchawce rozległy się miarowe
dźwięki. To koniec, siostra mu już nie pomoże.
-
Więc...- Zaczął sam do siebie.- Ktoś zaraz powinien pojawić się w sali, na
pewno ktoś tu wchodzi po lekcjach, bo to nierealne żeby sala stała tak do następnego
dnia.- Pocieszał się w duchu. Po chwili, zdecydował się zbliżyć do okna i
ponownie przez nie wyjrzeć. Otworzył je na roścież i brzuchem oparł się o framugę,
po czym mocno się wychylił. Czuł jednak, że potrafi się utrzymać.
Na chodniku wciąż widać było radosnego psa
przybłędę i masy gnających aut w deszczu. Chłopak przyglądał się temu z równie
wielkim oburzeniem, co zdziwieniem. Świat był tak monotonny, jak chyba jeszcze
nigdy w jego życiu. Wbrew pozorom, odsiadka w sali nie była rzeczą ekscytującą,
a zwyczajnie nudną. Oliver zaczął, więc rozmyślać. Nie w jakimś jednym celu,
jego myśli wędrowały po różnych tematach i zagadnieniach, od istnienia muchy,
po największe odkrycia astrologii i astronomii.
Nagle jednak, na chodniku pojawiła się postać
tak strasznie odmienna od całej rzeczywistości, tak okropnie nierealna i
odrębna jak żadna z całego pejzażu za oknem. Miała długie jasne włosy, białe,
aż rażące ubrania i szła boso, z torbą i reklamówką, bez parasola. Mokła idą
wolno, tak powoli i ospale, że wydawała się być upiorem. Oliver zmrużył oczy i
wychylił się bardziej, tak, że prawie wyleciał z okna. Po paru chwilach,
przyglądania się dziewczynie, zrozumiał ze ją zna. Rozpoznał ją i nabrał
powietrza by głośną ją zawołać.
-
Olivia!- Krzyknął najgłośniej jak potrafił. Włożył w to tak dużo siły, że
zabolało go gardło. Nie był jednak w stanie przedrzeć się przez mur szumu kół
samochodów, jaki wydawały sunąc po mokrym asfalcie. Chłopak spróbował, więc
jeszcze parę razy, aż w końcu ochrypł prawie zupełnie. Zakasłał chowając się do
środka. Olivia szła, nie spoglądając się, a gdy w powietrzu roznosiło się jej imię,
wykrzykiwane przez kolegę, nawet nie drgała. Wbrew pozorom jednak, słyszała go
i dobrze już od dawna wiedziała, że Oliver siedzi w sali. Nie wiedzieć, czemu,
wcale nie zamierzała mu pomóc.
-
Olivia!- Zawołał jeszcze raz, ostatni raz rzucając w jej kierunku odłamkiem
kredy. Wylądował tuż u jej stóp. Nie mogła udać, że nic nie widzi. Zatrzymała
się i powoli, przypominając zupełnie takiego upiora, spojrzała w górę. Nie
zatrzymała wzroku na innych oknach, spojrzała od razu i prosto w okno, w którym
stał Oliver. To było bardzo dziwne, tak bardzo, że cofnął się a jego ciało
przeszedł dreszcz. Dziewczyna nie uśmiechała się. Miała markotny wyraz twarzy i
tylko mrugała powoli. Nie poruszyła się oprócz tego wcale. Można by rzec, że
nawet nie oddychała.
- Pomóż
mi!- Zawołał. Powoli skinęła głową, lecz wciąż się nie ruszyła. Zdezorientowany
chłopak, też stał przez moment w bezruchu, po czym zachęcił ją ruchem ręki, do powrotu
do szkoły. Powoli skinęła głową, lecz wciąż nie zrobiła nawet kroku. Oliver,
zdecydował się, więc napisać jej list, który spuściłby samolotem w dół. Prędko
wyrwał kartkę z zeszytu, licząc, że Olivia wciąż stoi za oknem. Wyciągnął
długopis, nabazgrał wiadomość i błyskawicznie złożył samolocik. Gdy ponownie
wychylił się z okna, dziewczyna stała w tej dosłownie pozycji, co uprzednio.
Rzucił machinę w jej kierunku. Samolot zatoczył parę kół w powietrzu, a Olivia
wodziła za nim wzrokiem. Nareszcie wylądował u jej stóp. Nie poruszyła się.
Patrzyła na niego z góry, smętnym wzrokiem. Oliver zagwizdał, wtedy przerzuciła
swoje oczy na niego. Pokazałby przeczytała, a ona lekko i wciąż upiornie
dziwnie podniosła go i rozwinęła.
"jestem w sali 123. Wejdź do szkoły
proszę i komuś o tym powiedz. Nie mogę zadzwonić." Było napisane na
kartce. Krótko i zwięźle. Zrozumiała, o co chodzi. Mimo że nie chciała tego
robić, odwróciła się na pięcie i skierowała do szkoły. Chłopak podskoczył
niemalże z radości, mimo że postawa dziewczyny bardzo go przeraziła. Włożył swojej
rzeczy do plecaka i wsunął telefon do tylnej kieszeni. Usiadł na ławce tuż przy
drzwiach i czekał. Czas dłużył mu się nieubłaganie, aż w końcu na korytarzu
usłyszał kroki. Były bardzo ciche i nierównomierne, a właściwie nie brzmiały
tak jak powinny. Wydawało się jakby osoba je wydająca utykała na jedną nogę i
szła boso. Chłopak wsłuchiwał się w nie, do czasu, gdy zatrzymały się tuż przy drzwiach
sali. Klucz przekręcił się w zamku i do wnętrza pomieszczenia wpadło pełno
światła z korytarza, światła niebieskich żarówek. Oliver gwałtownie zerwał się
z miejsca i podszedł do wyjścia.
- Nawet
nie wie pani jak bardzo jestem zadowolony, że pani przyszła..- Zaczął wesoło,
gdy spostrzegł, że nie ma tam wcale żadnego pracownika szkoły, albo, chociaż
osoby dorosłej. Stała tam białowłosa, przemoczona i najwyraźniej nie do końca
zadowolona dziewczyna.- Olivia? Ale skąd wzięłaś te klucze?- Zapytał zdziwiony
i całkowicie wydostał się na korytarz.
- To
nieistotne.- Stwierdziła lekkim i zmęczonym głosem, z powrotem zamykając salę.
Razem udali się do szatni, gdzie wisiały już tylko rzeczy Olivera. To sprawiło, że przygnębienie powróciło. I odzywał się do
Olivii, zaczął wierzyć ze jakieś głupie plotki, które rozsyłał, Ledl i Anne są
prawdą i że Olivia naprawdę jest istotą nienaturalną. Mimo że była ubrana,
stała i czekała na chłopaka, nie chciało mu się z nią wracać. Bał się, szczególnie,
że na dworze robiło się ciemno.
- To
może...- Zaczął przełykając ślinę i czując, że robi mu się gorąco.- Może cię
odprowadzę w podzięce?- Zapytał nieśmiało, nie chciał tego robić. Wystraszony
zupełnie, oczekiwał na odpowiedź.
- Jeśli
chcesz.- Odpowiedziała mu iście lodowato i obojętnie. Wyszła z szatni, a on
szedł za nią niczym jej cień, choć wydawała się zbyt jasna by, jaki kolweik
rzucać. Stąpała powoli, jakby bezmyślnie, ale jednocześnie każdy jej ruch był
przemyślany. Na pierwszy rzut oka rzekłbyś: idzie bez drgnięcia powieki, ale
tak naprawdę całe jej ciało dygotało, drżało. Jej jasna skóra wydawała się
martwa, co tu dużo gadać. Ona sama wyglądała jak wyjęta z kostnicy.
- Co tak
długo robiłaś w szkole?- Zapytał w końcu chłopak, nie mogąc wytrzymać. Olivia
zadrżała nieco bardziej i przyspieszyła kroku. Nie wyglądało na to, żeby
zamierzała się mu tłumaczyć. Westchnęła ciężko i spojrzała na niego ukradkiem.
On nie patrzył. Szedł z rękami w kieszeniach i ze wzrokiem utkwionym w ziemię.
Zmierzali przed siebie w milczeniu. Nic nie przerywało ciszy, nawet samochody
na ulicy nie wydawały charakterystycznego dźwięku opon. Oliver miał nieodparte wrażenie,
że dziewczyna zaraz upadnie i straci dech. Niby stawiała pewne kroki, niby
wydawała się niewzruszona, ale tak naprawdę coś było nie tak...
W końcu Olivia zatrzymała się. Zrobiła to taki
gwałtownie, że zszokowany chłopak wpadł na nią i prawie się przewrócili.
Pomasował swój nos wbity w jej plecy i rozejrzał się. Stali przed zabytkową miejską
biblioteką. Dookoła niej rosły wysokie stare drzewa, a w promieniu kilometra
nie było żadnego sklepu. To było stare centrum miasta, do czasu, gdy okoliczny
supermarket zbankrutował. Nie mniej jednak Oliver nie miał pojęcia, dlaczego tu
właśnie się zatrzymali. Spojrzał na koleżankę pytająco, ona jednak wciąż
pozostawała obojętna.
- Tu
muszę cię opuścić.- Powiedziała chłodno. Wyprostowała się i spojrzała mu w twarz.
Zrobiło mu się cieplej. Odsunął się trochę i z lękiem czekał na rozwój
wydarzeń. Olivia natomiast lekko się uśmiechnęła i spuściła głowę.
- O-o co
chodzi?- Zapytał z nieskrywanym zdziwieniem. Ona włożyła jasny kosmyk za ucho i
otworzyła lekko usta.
- Jutro
po raz ostatni mnie zobaczysz...- Powiedziała powoli i bardziej melodyjnie niż
poprzednio. Jej głos zdawał się nabierać życia.- Uspokój, więc resztę, jeśli
coś się stanie i...- Przerwała na moment, żeby schować swoją twarz we włosach i
odczekać aż lodowata łza spłynie jej z policzka.- I nie mów nikomu, że ci to
powiedziałam.- Dokończyła i nie czekając na żadną odpowiedź, odwróciła się i
pobiegła na tył biblioteki. Chłopak nie wiedział, co właściwie ma zrobić, więc
stał jak wryty.
-
Olivia!- Zawołał w końcu, ale nikt mu nie odpowiedział. Gdy pobiegł jej śladem,
już jej nie było...
Subskrybuj:
Posty (Atom)