-Pora byście poznali reguły.- Rozległ się
gdzieś naokoło grupki uczniów głos. Ale to jaki. Należał z pewnością do
kobiety, bardzo szorstkiej, ale mądrej. Nigdy jej nie widzieli i niedane im to
było. Stali w zwartej grupie, dwie osoby jeszcze tylko siedziały na ziemi, bo
dopiero co się zjawiły, Alicja i Georgia. Rudowłosa była oszołomiona tym, co
się działo i przez długi czas jeszcze siedziała, a jej towarzyszka przy pomocy
Helen, uniosła się na równe nogi i otrzepała.
Byli w szklanej półkuli, która prawie wystarczyła
by ich pomieścić. W tak małej przestrzeni, robiło się już bardzo duszno. Za
warstwą szkła, widzieli las, wyjątkowo mroczny i ponury, to pewnie przez to, że
dopiero świtało. Z drugiej strony znajdowała się skarpa, a w dole, jak się później
okazało, płynęła rwąca rzeka. Nie słyszeli niczego co się tam działo. Pewien
bardzo kolorowy ptaszek, przysiadł na najbliższej gałęzi i otworzył swój
dziobek. Z pewnością chciał uraczyć ich piękną pieśnią, lecz niestety, nikt go
nie usłyszał.
-
Jesteście tu z jednego, jedynego powodu.- Mówił dalej kobiecy głos, niczym w
jakimś wojsku.- Pewna osoba, która niedawno umarła, dostała szansę na wygranie
swojego życia. Dostała do wyboru Grę albo skazanie na pozostanie widmem. Wybrała
grę.- Georgia wzdrygnęła się na te słowa. Co za gra? Nie ona jedna miała to
pytanie. Najbardziej zdziwiony był chyba Momo. Nie miał pojęcia o tym wielkim
zamieszaniu związanym z Olivią. Ledwo wiedział kim jest, umarła i teraz
znajduje się tu z tego powodu. Ale... Dlaczego?
- Więc
tak. Wasza drużyna, jeśli tak to nazwę, gra w grze, którą nazwaliśmy tutaj
Igrzyskami ocalenia. Zasady są proste. Walczycie by przeżyć. W lesie i na całej
połaci terenu Igrzysk roi się od dinozaurów, upiorów, zabójców, klonów znanych
wam ludzi i nie tylko. Każde napotkane stworzenie jest wrogie.- Zło sączyło się
z tych słów litrami. Anne dygotała z przejęcia. Linda i Alex ledwo ją
podpierały, by nie upadła. Oliver znalazł sobie punkt w lesie, z którego jego
zdaniem płynęły te reguły. Kasper, z racji tego że panowało ogólne zamieszanie,
nie wiedząc co robić uspokajał się myślą że jest tu z Kate, a ona. Opierała się
o szkło i słuchała uważnie.
A Amelia i jej klon... Cóż, trudno nazwać ich
zachowanie. Od samego początku łkały i przytulały się do siebie. W momencie gdy
głos zaczął do nich przemawiać, wydarły się. Jedna osoba, Patric uciszył je
grożąc dłonią. Wtedy przestały. Ta jedna osoba, ten chłopak zachowywał się chyba
najspokojniej.
-
Chwileczkę!- Zawołała nagle Deminda. Głos wydał z siebie dźwięk zachęcający do
rozwinięcia wypowiedzi.- A co jeśli zginiemy? Do czego mamy dość, co osiągnąć?
Ile będziemy musieli walczyć? Jeśli w ogóle nas z tą wypuścisz...- Wszystkie te
pytania... Tego chcieli wiedzieć wszyscy. Dziewczyna poczuła lekką ulgę, gdy
wyrzuciła je z siebie. Robiła to jednak jakby przez niewidzialne łzy.
-
Oczywiście że ktoś zginie, przecież to nie jest wykluczone.- Nieoczekiwanie
zaśmiał się złowieszczy głos.- Jako wasz przewodnik, ostrzegę was przed nocnymi
łowcami. Wyśmienici z nich tropiciele nie ma co. Z łatwością i bezszelestnie do
was dojdą, a później zjedzą.- Misha przełknęła ślinę.- Ale jako wasz oprawca
każę wam już zaraz wyjść stąd i radzić sobie samemu! A teraz twoje pytania,
ofiaro. Jeśli ktoś zginie, to po męce pojawi się w niebieskim pomieszczeniu.
Będzie cały i zdrowy, lec nieruchomy. Mamy tam monitory, będzie mógł oglądać
was w dalszym ciągu. Będzie jakby zastygnięty, tylko jego myśli i oczy będą
działały.- Z grupy wydarł się wyraz szoku i przestrachu.- Waszym celem jest
położone bardzo daleko stąd świątynia. W niej, gdzieś tam w środku znajdziecie
butelkę. Musicie ją wziąć i otworzyć. Wtedy oddam życie Olivii, w niej zawarte.
Wtedy też i wy wrócicie do domu. Nikt, prócz osób które dotrwają do końca, nie
będzie pamiętał nic z tego co się wydarzyło, w związku z tą nieszczęśliwą
śmiercią. Ale tu was muszę ostrzec, bo jeśli nikt nie osiągnie celu,
zostaniecie w błękitnym pokoju nieruchomi, na zawsze! To samo stanie się jeśli
Olivia zrobi to sama.- Głos przerwał dzikim śmiechem, po czym na moment
ucichł.- W takim razie, skoro nie ma już żadnych pytań, życzę wam powodzenia.
Żegnajcie.- Zakończyła.
Klasa rozejrzała się naokoło. Nic się nie
działo. Rudowłosa podniosła się właśnie z ziemi, nieco oszołomiona. Nie mogła
zapomnieć o tym co zrobiła. Parę wściekłych spojrzeń patrzyło na nią, jakby
zaraz chciały ją zabić. Starała się unikać tych spojrzeń. Bała się też podejść
do Mishy, przecież poszła na pierwszy ogień...
Nagle usłyszeli jakiś pchnięty w ruch
mechanizm. Przekręcające się koła zębate, łańcuchy. W przerażeniu spostrzegli
że szkło dzieli się na kawałki i chowa pod ziemią. Więc już nie są bezpieczni.
Gdy po ich kopule nie było śladu i wszystko już ucichło, z głębi lasu wyłoniła
się biała postać. Była smutna i dygotała. Olivia. Ach no tak, przecież głos
wspomniał, że nie może tam dotrzeć sama, a w takim razie wyraźnie powiedział,
że będzie z nimi. Anne cofnęła się gwałtownie, tak że prawie wpadła do rzeki.
- Witajcie...
Przyjaciele.- Powiedziała białowłosa machając lekko, a jej ręka była niczym
kłos trawy na wietrze, okropnie delikatna. Jej "przyjaciele" jednak
widzieli w niej ducha, który usiłuje i ich życie zmarnować, stłamsić.
- Juz po
nas!- Wydobyło się z gardła Anastazji, długo wstrzymywane i pełne rozpaczy
zdanie. Chcąc nie chcąc, wszyscy musieli przyznać jej rację.
Stali jeszcze trochę w miejscu i wpatrywali we
wszystko dookoła. Oprócz cichych jęków nie było nic słychać. Nie wydawali z
siebie żadnych innych dźwięków. W końcu jednak coś tchnęło w nich życie. Skoro
już jest poranek, słońce leniwie unosi się w górę to nocni drapieżnicy śpią...
tak? A skoro tak, to muszą znaleźć bezpieczne dla siebie miejsce przed
zmrokiem. Tylko jakiego kalibru są te tak nazwane "potwory"? Latają,
pełzają, biegają? Czy wspinają się po drzewach? Jeśli tak, w konarach wysokich
dębów, nie jest bezpiecznie.
Trevor odchrząknął na tyle głośno że wszyscy
zwrócili się w jego kierunku. Odetchnął i z powagą spojrzał na nich.
- Jeśli
chcemy tu przeżyć, musimy trzymać się razem.- Zaczął pewny tego co mówi.- Nie
wolno nam się też zbytnio bać, bo to może nas zgubić. Proponuję byśmy wybrali
osobę dowodzącą i paru silnych osób do obrony Olivii w razie czego.
Słyszeliście że jest naszym priorytetem tak?- Tu spuścił na moment głowę
zbierając myśli. Dużo wiedział o przetrwaniu, w podstawówce należał do harcerzy
plus to że namiętnie gra w gry przetrwania, akurat takie w których na każdym
kroku może cię coś zjeść.- Ale najważniejsze jest to, żeby oddalić się od lasu,
bo to schronienie wielu nocnych zabójców.- Dokończył. Klasa pokiwała głowami w
skupieniu, niektórym zaczynało już przechodzić.
- Chyba
wszyscy będziemy tego samego zdania...- Zaczęła niepewnie Georgia, wiedząc że
wszyscy mogą ją zaraz zbesztać za to że się odzywa. Mimo tej pewności,
kontynuowała.- Będziemy tego samego zdania, że to Trevor powinien być tym... Przywódcą.
Moim zdaniem najlepiej się zna... I może ocalić nie jedno życie.- Powiedziała,
stojąc z dala od reszty. O dziwo, chociaż wiele osób chciało to zrobić, nikt
nie wyśmiał jej ani nie spojrzał na nią ze złością czy pogardą. Niektórzy
skinęli głowami inni milczeli.
- Masz
rację.- Odezwała się Kate.- Tak właśnie powinno być.- I nikt się już tej decyzji
nie sprzeciwiał. Trevor ich poprowadzi, koniec kropka. Dobrze że chociaż jedną
rzecz udało im się ustalić.
- Więc.- Chłopak
uśmiechnął się mimowolnie, po chwili spojrzał w dół rzeki. Tamtędy prowadziła
jedyna droga z daleka od lasu. W dole jednak było widać zaledwie niewielką
polankę i następną połać drzew.- Macie jakiś pomysł? Może powinniśmy tam
zeskoczyć?- Zapytał niepewnie. Deminda podeszła do niego i spojrzała na taflę
wody.
- Chyba
sobie żartujesz!- Wykrzyknęła przerażona widokiem. Miała lekki, niewyjaśniony
lęk wysokości. Odsunęła się pospiesznie od krawędzi.- Musi być inny sposób.
- Jaki
jest numer na policję?- Wyrwało się z tłumu. Była to Alicja. Trzymała w ręku
swój piękny telefon, a na wyświetlaczu widniała klawiaturka.
- Nie
zamierzasz chyba dzwonić po pomoc?- Zapytała oburzona i nieco zaskoczona głupim
pomysłem, Linda. Spojrzała na swoje przyjaciółki. Owszem, Alex i Anne również
uważały użycie telefonu za głupotę.
- Co w
tym złego?- Zdziwiła się brązowowłosa opuszczając w dół dłoń z telefonem.
Zupełnie chyba nic nie zrozumiała.
- A jak
twoim zdaniem wyjaśnisz policji to co tutaj zaszło?- Wycedziła Alex.- Dodatkowo
co im powiesz gdy zapytają gdzie jesteś?- Dodała. Alicja zmarkotniała.
Koleżanka miała rację. Zupełnie nie wiedziała gdzie są, środek dziczy... Nawet
zasady życia w mieście tutaj nie obowiązują. Jedyne prawo, to "Prawo
dżungli."
Na tym skończyły się wspaniałe pomysły ze
strony dziewcząt. Żadna z ich nie miała szczególnie mądrego sposobu na
ominięcie rzeki i lasu. Męska część drużyny, okazała się w tym momencie o wiele
bardziej przydatna. Szczególnie Momo się wykazał, choć klasa nie chciała
przystać na jego propozycję. Zaproponował mianowicie, przejście na drugą stronę
lasu, by dostać się na jakąś większą, otwartą przestrzeń. Większość nie zamierzała
jednak się zapuszczać w głąb. Sami słyszeli o "potworach" jakie mogą
się tam czaić. Co z tego że jest dzień?! Nawet jeśli najgorsi zabójcy polują w
nocy, to niewykluczone że jacyś inni robią to za dnia.
Cóż... Niestety nikt nie miał lepszego
pomysłu. W końcu, po długim okresie dyskutowania, każdy zgodził się na
rozwiązanie Momo.
-
Trzymajmy się blisko siebie. Drapieżnik nie zaatakuje zwartej grupy, bo będzie
wiedział że każdy broni każdego.- Rozkazał Trevor i jako pierwszy wszedł
pomiędzy drzewa. Od razu niemalże ogarnęła go nieludzka ciemność.- Chodźcie za
mną, Oliver ty i Evan idźcie na końcu. Będziecie osłaniać drużynę.- Powiedział
jeszcze. Za nim ruszył Ivan, Patric, Kasper i wszystkie dziewczyny, zaczynając
od Helen. Dalej pozostali chłopcy i dopiero za nimi, na samiuteńkim końcu
Oliver i Evan. Nieliczni szli spokojnie. Jak w końcu nie dygotać ze strachu w
egipskich ciemnościach, wiedząc że z każdą sekundą jest się mniej bezpiecznym?
Niespodziewanie w lesie rozległ się głośny i
rozpaczliwy krzyk. Klasa zamarła zatrzymując się. Nikt nie wiedział co się
dzieje, czy wszyscy są na miejscu. Otóż nie!
-
Amelia!- Wykrzyknął ktoś z samego końca, Evan. Chłopak porwał się z miejsca i
ruszył wśród drzew w kierunku pisku dziewczyny. Żadne "stój", jakich
było nie mało nie mogło go powstrzymać. Anastazja odruchowo ścisnęła rękę Demindy,
stojącej najbliżej niej. Jak do diaska nie zauważyli że blondynka się oddaliła.
- Czy na
prawdę żaden z was nie potrafi się pilnować?!- Krzyknął zdenerwowany Trevor. On
wiedział że jeżeli dwoje z nich samotnie wybrało się w ciemny las, pełen
krwiożerczych bestii, nigdy nie wrócą.- Cóż, musimy iść dalej.- Powiedział
smutno i ruszył. Przerażeni poszli za nim.
- A-ale
co z Amelią? Czy... Ona wróci prawda?- Pytała zapłakana już przyjaciółka.
Niestety... Żadne słowa nie były w stanie jej pocieszyć. Płakała cicho,
otoczona przez współczującą Mishę i Demindę. Ivan z resztą też w cale tak
dobrze się nie czuł. Coś zabiło jego brata...? Cały czas próbował odrzucić od
siebie tę myśl. Nie, on żyje. Powtarzał sobie.
Przeszli pół drogi, mniej więcej. Nieszczęść
nie było jednak dość. Nagle niczym grzyb po deszczu wyrósł przed nimi wielki
stwór. Jego ogromna paszcza unosiła się dwa metry nad ich głowami, miał
niezwykle małe przednie koniczyny, za to dobrze zbudowane tylnie, na których
stał. W mroku dało się zauważyć długi ogon i czerwone ślepia, wpatrujące się w
chłopaka stojącego na czele bandy. Serca waliły im jak oszalałe. I co? Co mają
robić?
Bestia zniżyła pysk z milionem lśniących,
ostrych zębów. Jego oddech pełen był zapachu padliny i krwi. Wydawało się że
ogląda ich i wącha, dziwiąc się kim są i co tam robią. Trwało to jednak krótką
chwilę, która dłużyła im się niesłychanie. Niektórzy pomyśleli już że nic
takiego się nie dzieje. Może to coś nie zamierza ich jeść, może jest przyjazne?
Lecz nagle przypominały im się słowa ich "przewodnika i oprawcy".
"Każde napotkane stworzenie jest wrogie." Dudniło im w uszach.
Niespodziewanie stwór uniósł się wysoko na
tylnych nogach i wydał z siebie potworny ryk. Zamierzał rzucić się na nich i
rozszarpać, jak najszybciej. Wyglądał na głodnego.
- W
nogi!- Wykrzyknął Trevor i rzucił się, razem z całą resztą w drogę powrotną.
Cóż, to było zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Gdy ujrzeli światło tuż przed
sobą uśmiechnęli się, odetchnęli z ulgą i zwolnili. Jednak wróg cały czas
deptał im po piętach. Po chwili spostrzegli, że nie mają wyboru. Kierowali się
prosto na rzekę, w kierunku przepaści. Nie mieli pojęcia co jest dla nich
lepsze, śmierć przez pożarcie czy też upadek z wysokości. Mimo uprzedzeń,
strachu i innych okropnych uczuć, wszyscy wybili się kolejno i poszybowali w
powietrze. Wtedy dopiero wydarły się z nich głośne krzyki.
Plusk wody, która trysnęła na wszystkie strony
był niemalże kojący. Po chwili słychać było kasłanie ludzi dławiących się wodą.
Na całe szczęście wszyscy wyszli z tego bez szwanku. Co silniejsi pomagali tym
słabszym wyjść z głębiny rzeki. Było im zimno. Wszyscy siedzieli na mokrym już
zupełnie brzegu.
-
Myślałam że zginę!- Krzyknęła nagle Alicja wybuchając śmiechem. Trzymała się za
brzuch i prawie tarzała po ziemi.
-
Żartujesz?- Trevor spojrzał na nią zabójczym wzrokiem.- Mogłaś zginąć
NAPRAWDĘ.- Dodał ostrym tonem. Cała ta sytuacja sprawiła, że zaczął jeszcze
bardziej się denerwować. Najpierw Amelia, teraz to. Co jeszcze mogło ich
spotkać w pierwsze piętnaście minut gry? Wyraźnie poczerwieniał ze złości,
która kipiała z niego.
Misha siedząca tuż obok Helen, wyglądała zza
jej pleców uważnie mu się przyglądając. Wyglądał nieco inaczej, bardziej
odpowiedzialnie niż zwykle. Szczerze współczuła mu tego, że wszyscy są na jego
głowie. Musiał zadbać o wszystkich, polecili mu być ich przywódcą. Dziewczyna
bardzo chciała zbliżyć się do niego i pocieszyć, lecz zawahała się i nie
zrobiła tego.
-
Proponuję wrócić na górę i poszukać Amelii.- Wykrztusiła z siebie nagle
Anastazja, wbijając wzrok w ziemię. Na jej twarzy nie było już śladów łez, bo
zmyła je woda. Trevor pokręcił głową, nawet nie odpowiedział. Wszystkim było
smutno, chodzisz z kimś do klasy i jesteś po prostu przyzwyczajony do tego że
jakaś osoba zawsze w niej będzie, a tu nagle spotyka ją pewna śmierć w lesie.
To okropne.
Przywódca podniósł się i wyżął dolną część
koszulki, otrzepał włosy. Po chwili i inni zaczęli wstawać i doprowadzać się do
porządku. Alicja z przerażeniem odkryła że jej telefon zupełnie przemókł i już
nie zadziała. To przybiło ją jeszcze bardziej niż utrata znajomych. Jedna tylko
Anastazja siedziała przy rzece.
- Idziesz
z nami czy nie? Robi się ciemno, musimy się ukryć.- Odezwał się Trevor,
dziewczyna jednak wcale nawet nie drgnęła.- Serio mówię, możemy pójść bez
ciebie.- Powtórzył ze złością. Nie zareagowała jednak, wlepiając swoje
spojrzenie w płynącą wodę. Trevor ruszył przed siebie, a część klasy nie chcąc
zostać na pastwę losu samemu, ruszyła za nim. Ledl także to zrobił, lecz po
paru krokach stanął. Spojrzał przez ramię.
-
Naprawdę masz zamiar ją zostawić?- Zapytał drżącym głosem. Trevor nie
zaprzeczył.
Wtedy coś tknęło kamienne serce Georgii. Zamaszyście
odwróciła się i wróciła nad rzekę, a zrobiła to tak by każdy widział.
Faktycznie, mimo że wszyscy zauważyli, nikt nie poszedł w jej ślady. Lecz ją,
jak zawsze to nie obeszło. Przykucnęła przy Anastazji i położyła dłoń na jej
ramieniu.
- Hej,
nie możesz się tak załamywać.- Powiedziała w miarę ciepłym głosem. Blondynka
załkała cicho i otrząsnęła się z dłoni Georgii.- Wiem że ci ciężko, ale jeśli
tu zostaniesz, nasze szanse zmaleją i już nigdy, być może nie zobaczysz Amelii.
Musisz myśleć pozytywnie. Wygrasz tę grę i uratujesz nas wszystkich zgoda? Wiem
że dasz sobie radę.- Mówiła rudowłosa a jej głos nabierał pewności i radości z
każdym słowem. Zapłakana dziewczyna podniosła na nią wzrok.
-
Akurat.- Wymamrotała przez łzy.- Nie jestem ani silna, ani odważna, ani też
sprytna. Nie mam tutaj najmniejszych szans.- Dodała ze zrezygnowaniem.
- Nie mów
tak.- Georgia oburzyła się tym jak Anastazja okropnie w siebie nie wierzy.-
Wiara czyni cuda. Idziemy? Grupa zaraz zniknie nam z oczu.
Blondynka wytarła łzy i podniosła się wsparta
na ręce koleżanki z klasy. Razem ruszyły biegiem w stronę oddalających się
uczniów. Gdy były już naprawdę blisko, mogły wyraźnie usłyszeć słowa Alex.
- Nie
wierzę w to.- Mówiła.- To jakiś obłęd, cała ta historia jest bardzo nie halo.
Na dodatek TJ wybiera się na randkę z tą rudą wiewiórą i na pewno na mnie już
nigdy nie spojrzy. Czuję się fatalnie.- Jej głos brzmiał jakby zaraz miała się
rozpłakać. Linda idąc obok pocieszała ją. Georgia i Anastazja zwolniły i dołączyły
do pochodu. Blondynka, z racji tego że ciut się opanowała i nabrała pewności iż
serce "księżniczki" nie jest takie twarde jak się wydawało, zagadała
cicho by Alex nie słyszała.
-
Naprawdę masz zamiar zabrać jej sprzed nosa tego chłopaka?- Zaczęła szeptem. Ta
kwestia była dla niej nie zrozumiała.- Przecież nie rozmawiacie ze sobą prawie
w ogóle, nie interesujesz się nim mam rację?- Jej towarzyszka obruszyła się
nieco. Wiedziała że Alex czuje się zazdrosna i kipi ze złości na widok TJ z
jakąkolwiek inną dziewczyną, ale nie, nie interesował ją ten chłopak. Uśmiechnęła
się pod nosem do blondynki.
- Masz
rację. Nie podoba mi się.- Stwierdziła.- Jest jednym z tych zakochanych w muzyce
chłopców, którzy polubią jedynie dziewczynę równie walniętą na punkcie muzyki
co oni. A co do zabierania chłopaka... - Georgia zrobiła znaczącą pauzę
zastanawiając się nad czymś.- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Jak
to?- Anastazja nie należała z pewnością do najmądrzejszych i do najszybciej
łapiących osób.- Przecież Alex mówiła przed sekundą ze idziesz z nim na randkę.-
Ta część rozmowy ją chyba ominęła. Rudowłosa zakasłała dławiąc się własną śliną
na wieść o swojej "randce". Zachowywała się na tyle głośno, usiłując
się nie udusić, że usłyszał ją idący na samym przedzie Trevor. Zatrzymał się
gwałtownie i spojrzał na nią morderczym spojrzeniem.
- Chcesz
żebyśmy wszyscy zaraz zginęli?- Wycedził. Chwilę to jeszcze potrwało zanim
Georgia doprowadziła się do porządku i mogła odpowiedzieć. Jednak nie spodobało
jej się wyraźnie to zdanie, a jak wiadomo nie było wielu rzeczy zdolnych ją
poruszyć.
- Co
proszę?- Odpowiedziała tylko, by upewnić się że chłopak użył przeciwko niej
tego właśnie pytania. On zbliżył się i zmierzył ją wzrokiem.
- To nie
jest korytarz szkolny, jeżeli masz zamiar cały czas zachowywać się jak przynęta
na dinozaury, radzę ci już teraz odłączyć się od nas, bo inaczej przez ciebie
wszyscy zostaniemy pożarci.- Wszystkich zatkało. Rudowłosa milczała, chciała
jakoś wrednie mu odpowiedzieć, lecz nie potrafiła zdobyć się na żądne
złośliwości. Prychnęła.
- Nie
pomaga nam też twój wiecznie zły humor.- Usłyszała za swoimi plecami. Nie mogła
uwierzyć, ale ten głos należał do.. Anastazji! Dziewczyny która trzymała się w
cieniu swojej przyjaciółki, robiła wszystko tylko z nią i bezradnie rozklejała
się gdy była sama. Teraz najwyraźniej, dostała zastrzyk odwagi i pewności
siebie!- Jeśli chcesz wiedzieć to jedyną osobą która przyciąga tutaj potwory
swoimi krzykami jesteś ty. Nie obrażaj innych myśląc że jesteś taaaki
wspaniały, bo prędko sam będziesz zbyt zadumany w sobie by zadbać o czyjeś bądź
swoje życie.- Dorzuciła, lekko się czerwieniąc z nadmiaru pewności. Chłopak
natomiast zmrużył oczy w zastanowieniu i odwrócił się od nich. Rudowłosa
oniemiała uśmiechnęła się lekko do Anastazji.
- Rany,
dzięki.- Wyszeptała z podziwem. Blondynka zaśmiała się. Sama nie mogła w to
uwierzyć, ale była zadowolona.
- Wiesz
zrobiłam to nie tylko dlatego że tak się do ciebie wyraził, ale też dlatego że
wcale nie jest taki świetny. Chciał zostawić mnie w środku nocy nad rzeką w
krainie której zupełnie nie znam. Gdybym nie była tak bardzo nieśmiała,
życzyłam bym mu śmierci.- Ostatnie zdanie jakie wypowiedziała, nieco przeraziło
jej towarzyszkę, ale było już późno. Każdy był dawno zmęczony, teraz prawie się
wszyscy przewracali.
Gdy ostatnie promienie słońca leniwie chowały
się za horyzontem., Wszyscy zdążyli ukryć się już w dość dużej, okrągłej
niemalże jaskini. Trevor siedział najbliżej wyjścia, czuł się bardzo
odpowiedzialny za całą klasę, a to że tak szargały nim nerwy, było winą tej
chorej gry w którą zostali wciągnięci.
Nagle usłyszał za sobą kroki i wzdrygnął się
wyrwany z zamyślenia. W mroku komory ujrzał zbliżającą się dziewczynę o
długich, ciemnych włosach. Od razu rozpoznał w niej Mishę. Niepewnie usiadła
obok niego i spojrzała na to, co znajdowało się na zewnątrz.
- Uważaj
żeby nikt cię nie zauważył.- Polecił chłodno chłopak, patrząc w to samo miejsce
co ona. Kiwnęła głową, nie odzywając się. Odgłosy natury były tak naturalne i
bezpieczne. Słyszeli świerszcze, wiatr, strumień, który po drodze minęli. W
oddali czasem rozległo się pohukiwanie sowy. Pozostali uczniowie spali już,
niektórzy nawet pogwizdywali nosem.
- Em...
Byłeś dzisiaj bardzo zdenerwowany...- Zaczęła Misha, nie mając pojęcia po co
zaczyna taki temat. Chłopak odchrząknął nieco.
- Martwię
się o to że nie zdołam poradzić wam jak się w niektórych sytuacjach zachować.- Powiedział
łagodnym tonem, jakby z ulgą że nareszcie może się komuś wygadać.- Chcieliście
bym wami pokierował, jednak... Teraz wiem że nie czuję się na siłach.
- Może po
prostu czasem poradź się nas, albo wyraź to co czujesz jakoś inaczej... Nie
krzycząc na wszystkich tych, którzy na tobie polegają, dobra?- Wyszeptała
Misha. Chłopak uśmiechnął się słabo, patrząc na nią uspokoił się nieco.
-W
porządku.- Westchnął.- Powinnaś i ty pójść już spać. Nie mam pojęcia jaka
bestia zaatakuje nas jutro.- Dziewczyna podniosła się i odwróciła w kierunku
jaskini, ziewając przeciągle. Trevor wodził za nią wzrokiem.- Misha?
- Tak?
-
Dziękuję ci.
PS.
Na koniec tego rozdziału chciałam też bardzo przeprosić za to że ostatnio nic nie wstawiałam. Muszę przyznać że brak mi weny... ^^" Ale postaram się nadrobić.