Cześć. Nazywam się Kevin i jestem bardzo
niezrównoważonym dzieciakiem, który od niedawna wpada w coraz większe problemy.
Zaczynając od tych szkolnych, kończąc na włamaniach do sklepu.
Byłoby wszystko w porządku, gdyby nie to że za
każdym razem przyłapuje mnie policja. No dobra. Jestem złodziejem. Czasem
jednak nic nie mogę poradzić na to że mam ochotę wejść do jakiegoś spożywczego
i najeść się... pianek. Mam do nich słabość, choć to może być nie odpowiednie
słowo. Mam na ich punkcie bzika. Nikt mi w to nie wierzy.
Ciężko żyje się komuś, kto osadzany jest o tak
beznadziejne kłamstwo. Jednak to najmniej mi przeszkadza.
Idę przez życie bardzo dziarsko i nie oglądam
się za siebie. Mam już nawet własnego prawnika, którego załatwił mi mój wujek z
Włoch. To równy gość, mówię oczywiście o moim prawniku, choć wujek też jest
spoko.
A no i zapomniałbym, mam dziewięć lat. Czad co
nie? Ostatnio odkryłem że moje życie zaczyna się teraz dopiero i tak naprawdę!
Nie dlatego że jestem w coraz lepszej bardziej wymagającej klasie, ani nie
dlatego że jestem wyższy. To nie w tym rzecz. Zacząłem zauważać że moi
koledzy... cóż oni boją się ze mną kłócić. Heh, pewnie zdają sobie sprawę że
jestem "kryminalistą". Tylko sza bo to tajemnica, ale nie
skrzywdziłbym muchy. Nie wliczając pająków, o to wyjątkowo przebrzydłe i
owłosione stworzenia.
Wracając do mojego życia i tego do czego
zmierzam. Już niebawem miały być moje urodziny. Cieszyłem się jak głupi. Te
dziewiąte, moja szczęśliwa liczba. Zmieniłem zdanie co do niej, ale o tym
później.
Czekała mnie przygoda mojego życia, a zaczęła
się ona tak banalnie i naturalnie jak żadne z moich przeżyć.
Był słoneczny poranek. Ledwo się obudziłem,
podniosłem się na równe nogi i podbiegłem do kalendarza. Tak! To miało być tego
dnia. Moje dziewiąte urodziny.
Zbiegłem po schodach na dół i przekroczyłem
próg kuchni. Mama zmywała naczynia po porannej kawie. Uśmiechnąłem się do niej
promiennie.
-
To dziś. Kevin. Pewnie bardzo się cieszysz?- zapytała równie zadowolona. Wiem,
ja wiem że rodzice zazwyczaj są wściekli za takie wybryki jak moje... moi
najbliżsi nie wiedzieli o moich potyczkach z policją... Nie dlatego że bałem ie
im o tym powiedzieć, nie w tym rzecz.
-
Tak. Nie mogę się utrzymać przy ziemi!- zaśmiałem się i przytuliłem do niej.
Ona wytarła dłonie w niebieską ścierkę wiszącą na ścianie i odwzajemniła
uścisk.
-
Dobra, ja już lecę. Umówiłem się z panem Angiem na urodzinowy spacer po jego
lesie.- powiedziałem odsuwając się. Mama pogłaskała mnie po głowie i zamknęła
oczy. Po chwili je otworzyła.
-
Dużo czasu z nim spędzasz.- powiedziała uśmiechnięta. Kiwnąłem głową. Racja,
ale ona nie wiedziała że jest moim prawnikiem. Wybiegłem z kuchni jak w
skowronkach.
-
Baw się dobrze!- zawołała za mną, a ja
wybiegłem z domu.
Tak ubrałem się. Oszczędzę wam opisów mojego
ubierania się.
Przemierzałem Corkcrove przeskakując kałuże.
Myślałem o torcie urodzinowym i gościach ubranych w rzeczy jakich nie nosi się
na co dzień. Uśmiechałem się, szczerzyłem niemal na obrazy jakie malowały mi się
przed oczami. Do Anga, wybierałem się po to by porozmawiać o zbliżającej się rozmowie z szeryfem policji w moim miasteczku, Delly. Taka kontrola jak u
lekarza. Jednocześnie chciałem spędzić z nim trochę czasu w jego lasku za
miastem. Było tam naprawdę przyjemnie, i uwielbiałem to miejsce. Było niemalże
zaczarowane, choć nie bo to zbyt dziewczęco brzmi... więc było wyczesane w
kosmos.
Gdy dotarłem do kamienicy w której mieszkał,
zatrzymałem się i spojrzałem w górę. Zrobiłem to ze względu na wielką
płaskorzeźbę smoka szykującego się do ataku, nad wejściem. Lubiłem wpatrywać
się w nią i wyobrażać sobie siebie na grzbiecie takiego stworzenia.
Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł z nich
mężczyzna, o niestrzyżonych już dawno czarnych włosach i mocnej posturze. Miał
na sobie kurtkę z brunatnej skóry, a w ręku trzymał teczkę.
-
Cześć Kevin.-powiedział uśmiechnięty. Podobnie jak mnie, dopisywał mu humor.
Nie sprawiałem mu kłopotów dobre trzy tygodnie i zaczął wierzyć że mogę się
zmienić. Nie żeby to było nie możliwe, ja też zacząłem.
-
Witaj Ang.-odpowiedziałem i doskoczyłem do niego. Był dla mnie jak wujek, jak
drugi wujek. Poklepał mnie po plecach i prowadził do srebrnego Jeepa stojącego
przy ulicy. Wyszperał kluczyki z kieszeni i samochód zamrugał światłami na
powitanie. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w drogę.
-
No co my dziś mamy za dzień?- zapytał gdy wyjechaliśmy na szosę. Zamrugałem
zadowolony.
-
Czyżby rocznicę moich trzech tygodni nie sprawiania problemów?-zapytałem
żartobliwie. Klepnął mnie w ramę.
-
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Kevin.-powiedział. Uśmiechnąłem się,
byłem wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na ziemi. Wyjrzałem za okno. Dookoła nas
rozciągały się drzewa. Byliśmy już niedaleko.
-
Dziękuję.- powiedziałem z wdzięcznością.
Minęliśmy drogę biegnącą do wsi Uddy i
skręciliśmy w następną. Była nieco nierówna i zalana wodą, ale jeep doskonale
sobie z nią poradził. Zatrzymaliśmy się przy małej drewnianej chatce z
ogródkiem. Wysiedliśmy, a Ang otworzył nam drzwi.
Usiadłem na kanapie ustawionej w rogu. Chwilę
później, mój prawnik przyniósł swoja teczkę. Odpiął ja i wyjął kilka urzędowych
papierów.
-
Moje wykresy i spostrzeżenia wskazują na to że zszedłeś na dobrą
drogę.-powiedział. Uśmiech na moment opuścił jego twarz. Niebawem jednak
wrócił.
-
Czyli wszystko jest w porządku?- zapytałem z nadzieją. Skinął głową. Niemalże
wybuchłem z radości. Chciałem zapomnieć o tym wszystkim. Zacząć nowe życie
dziewięciolatka.
-
Jak będzie? Idziesz popływać?- zapytał roześmiany i wskazał głową za okno,
gdzie rozciągał się piękny, jasny i niewielki staw. Zaśmiałem się. On również
wybuchnął śmiechem.
-
Jeszcze trochę i będzie cieplej.-powiedział, jakby to było obietnicą. Chciałem
już pozbyć się kurtki zimowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz